[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Akustyka.Zaraz po studiach w college’u Williama i Mary spakowaliśmy z Liz plecaki i ruszyliśmy w świat.W Londynie wybraliśmy się do katedry św.Pawła i weszliśmy na Galerię Szeptów pod kopułą, w pół drogi na szczyt.W przewodniku wyczytaliśmy o akustycznej anomalii - gdy ktoś stojący na tej wysokości szepnie coś w kierunku ściany, wówczas dźwięk, jeśli nie napotka po drodze żadnej przeszkody, rozejdzie się dookoła i dotrze do ludzi po drugiej stronie kopuły.Liz uparła się, żeby to sprawdzić, więc zajęliśmy miejsca i przez kilka minut czekaliśmy, aż wszyscy usuną się z drogi.Wciąż jeszcze pamiętam szok, jaki odczułem, gdy wyraźnie usłyszałem głos Liz, jakże intymny i bliski, chociaż jej drobna sylwetka była oddalona ode mnie o ponad sto jardów.- Spotkajmy się w hotelu, pokażę ci, co znaczy dobra zabawa - szepnęła.Teraz też, dzięki wybrykom akustyki, słyszę głos detektywa Price’a, mimo iż go nawet nie widzę w tym zatłoczonym i hałaśliwym komisariacie.Jego słowa docierają do moich uszu czysto i wyraźnie.- No przecież ci mówię, że nie.Właśnie dlatego wzięliśmy o w obroty.Facet nie ma nawet adwokata, dasz wiarę? W każ dym razie jeszcze go nie ma.Teraz Price siedzi okrakiem na krześle na wprost mnie, splótłszy ramiona w coś na kształt platformy, na której oparł swą przystojną głowę.- Wyobrażam sobie, że ma pan tego powyżej uszu - mówi, kiwając smutno głową z boku na bok.Muszę przyznać, że jest dobry.Spodziewałem się - bo ja wiem? - jakichś podchodów.Że razem z Shofflerem będą odgrywać dobrego i złego glinę.Sam nie wiem czego.Jakichś form nacisku?Nic z tych rzeczy.Poza mną i detektywem Price’em w pokoju nie ma nikogo.Shoffler gdzieś przepadł, ale nie mam wątpliwości, że stoi po drugiej stronie długiego lustra, wiszącego na ścianie naprzeciwko mnie.Zgadzam się na rejestrowanie rozmowy na taśmie.Zaczynamy od szczegółowej relacji ze wszystkiego, co działo się w sobotę.Potem przechodzimy do moich finansów.- Nie jest łatwo z takich zarobków utrzymywać dwa gospodarstwa domowe zamiast jednego, prawda?Przyznaję, że jest to spore obciążenie finansowe, ale tłumaczę Price’owi, że jakoś dajemy sobie z Liz radę.-O ile wiem, dwukrotnie spóźnił się pan z alimentami? Kiwam głową.- To prawda.Ale nie z powodu braku pieniędzy.Byłem za granicą.W podróży służbowej.Możecie to sprawdzić w mojej stacji.- Za granicą.- Gdy Price powtarza te słowa, po jego twarzy przebiega skurcz, jak gdyby doleciał go jakiś niemiły zapaszek.- Za granicą - powtarza raz jeszcze.- Rozumiem.Nie odzywa się przez dobrą minutę albo i dwie.Ja patrzę na swoje stopy i walczę z pragnieniem przerwania tej ciszy.Price odchyla się na krześle, przekrzywia głowę i spogląda na mnie.- Wstępna umowa ustalająca warunki separacji zżera niezły kawałek pańskiej pensji, co?Przytakuję.- Pański dom stoi w drogiej dzielnicy, prawda? Jeżeli nie dogada się pan z Liz, będzie pan go musiał sprzedać, dobrze mówię?Wzruszam ramionami.- Owszem - przyznaję i niechcący wyrywa mi się: - Mam to gdzieś.Nie zależy mi na tym.Tracę pewność siebie.Nie podoba mi się, że zaczynam się tłumaczyć przed tym człowiekiem.Nie podoba mi się, że mówi o mojej żonie po imieniu, chociaż nawet nie widział jej na oczy.- Więc straci pan dom? Nagle ogarnia mnie wściekłość.- O czym mi pan tu gada? Sądzi pan, że zabiłem swoje dzieci, żeby uniknąć wyprowadzki z Cleveland Park? Tak pan uważa? Jezu!Pojednawczo macha ręką.- W porządku, zmieńmy temat.Czy chłopcy byli ubezpieczeni? Mają jakieś polisy? Bo jeśli tak, lepiej, żeby nam pan o tym powiedział.- Ubezpieczeni? Chodzi panu o ubezpieczenie zdrowotne? Price kręci głową.- Mówię o ubezpieczeniu na życie.- Ubezpieczenie na życie? Przecież oni mają po sześć lat! Nagle dociera do mnie sens jego pytania, co znajduje wyraz w moim gniewnym i zbyt głośnym głosie.- Więc teraz sugeruje pan, że zabiłem synów, żeby zgarnąć odszkodowanie z polisy?! I co dalej.dla przyzwoitości odczekam jakiś czas i wyniosą się do pieprzonej Brazylii albo cholera wie gdzie?! Czyś pan całkiem na głowę upadł?- Nie - odpowiada Price spokojnym, rzeczowym tonem.- Nikt nie sugeruje nic podobnego.Rozmawiamy tylko o pańskiej trudnej sytuacji materialnej, nic więcej.Po prostu zgłębiamy ten temat.Ja osobiście uważam, że u kogoś takiego jak pan prawdopodobnie.no, że puściły panu nerwy, tak jak przed chwilą, tylko że wtedy sytuacja wymknęła się spod kontroli i.Oczywiście, krew mnie zalewa.- Słuchaj pan! - przerywam mu rozdygotanym z wściekłości głosem.- Ja nie zabiłem swoich dzieci.- Wie pan co, zróbmy sobie przerwę.Może jednak powinien się pan skontaktować z adwokatem.- Niepotrzebna mi ani przerwa, ani żaden jebany adwokat!- Czy detektyw Shoffler wspominał panu, że ktoś widział, jak otwierał pan swój samochód na parkingu.już po zgłoszeniu zaginięcia chłopców?- Sprawdzałem, czy przypadkiem nie poszli do samochodu, skoro nie mogli mnie znaleźć.Ten ochroniarz.on sam mi to podsunął.I tak w kółko to samo.Mija godzina, dwie, trzy, cztery.W piątej godzinie Price pyta, czy nie chcę skorzystać z toalety, po czym przeprasza mnie na moment i sam wychodzi do kibla.Wracając, przynosi mi wodę do picia i proponuje, żebyśmy zaczęli od początku.Więc zaczynamy.- Proszę mi przypomnieć, czyj to był pomysł z tym wyjazdem na festiwal? - pyta na wstępie.- Pan to wymyślił?- Nie - odpowiadam.- Już panu mówiłem.To był pomysł dzieci.Ja nie gustuję w takich rzeczach.- A w czym pan gustuje? I tak w koło Wojtek.- Więc powiada pan, że przez telefon komórkowy słyszał pan głos Kevina? - mówi Price, gdy dochodzimy do tego wątku.- Powiedział tylko jedno słowo: „tatusiu”.Interesuje mnie jedna rzecz.w jaki sposób poznał pan, że to Kevin? Przecież pańskie bliźniaki są identyczne, prawda?- To moi synowie.Potrafię ich rozróżnić.- Potrafi ich pan rozróżnić.- Detektyw palcami kreśli w powietrzu cudzysłów.- Owszem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •