[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Długo szli krętą drogą przez ciemny las, pogrążając się coraz głębiej w noc.Światło księżyca rozjaśniało otwarte przestrzenie i Par ani na chwilę nie tracił kota z oczu.Patrzył, jak bez wysiłku posuwa się naprzód, w niczym nie zakłócając spokoju lasu, jakby był jedynie cieniem zwierzęcia.Przerażenie zaczęło ustępować i jego miejsce zajmowała ciekawość.Ktoś przysłał do niego kota i wydawało mu się, że wie kto.Dotarli w końcu do polany, na której kilka potoków wpływało przez szereg małych katarakt do rozległego, oświetlonego światłem księżyca stawu.Drzewa tutaj były bardzo stare i rozrośnięte, a ich konary rzucały na wszystko cienie o fantastycznym wzorze.Kot podszedł do stawu, przez chwilę pił z niego chciwie, po czym przysiadł na tylnych łapach i patrzył na Para.Ten podszedł kilka kroków i zatrzymał się.- Witaj, Parze - powiedział czyjś głos.Ohmsford przez chwilę przeszukiwał polanę wzrokiem, zanim odnalazł tego, który wypowiedział te słowa.Siedział on dość daleko w mroku, na sękatym pniu drzewa, prawie niewidoczny wśród otaczających go cieni.Gdy Par się zawahał, wstał i wszedł w krąg światła.- Witaj, Walkerze - cicho odrzekł Par.Jego stryj wyglądał niemal tak samo, jak go zapamiętał, a zarazem zupełnie inaczej.Wciąż był wysoki i szczupły, jego elfijskie rysy od razu były widoczne, choć nie tak wyraziste jak u Para.Jego skóra miała szokująco biały odcień, kontrastujący ostro z czernią sięgających do ramion włosów i przystrzyżonej brody.Nie zmieniły się również jego oczy; wciąż przenikały człowieka na wylot, nawet gdy okrywał je cień, tak jak teraz.Trudniej było określić to, co się zmieniło.Dotyczyło to głównie sposobu, w jaki Walker Boh się poruszał.Odmienne też były uczucia, jakie budził w Parze, kiedy mówił, chociaż jak dotąd jeszcze prawie nic nie powiedział.Zdawało się, jakby otaczał go niewidzialny mur, którego nic nie jest w stanie przeniknąć.Walker Boh podszedł do przodu i ujął dłonie Para w swoje ręce.Miał na sobie luźny leśny strój - spodnie, tunikę, krótką opończę i miękkie buty, wszystko w kolorze ziemi i drzew.- Czy wygodnie było ci w chacie? - zapytał.Jego pytanie wyrwało Para z odrętwienia.- Walkerze, nie rozumiem.Co tutaj robisz? Czemu nie spotkałeś się z nami, kiedy przybyliśmy? Najwyraźniej wiedziałeś, że się zjawimy.Stryj wypuścił jego dłonie i odstąpił o krok do tyłu.- Chodź ze mną, Par - poprosił go i cofnął się z powrotem w cień, nie czekając na odpowiedź bratanka.Par ruszył za nim i usiedli obok siebie na pniu, z którego Walker wcześniej powstał.- Będę rozmawiał tylko z tobą - rzekł cicho Walker i przyjrzał mu się uważnie.- I tylko ten jeden raz.Par czekał, nie odzywając się.- W moim życiu dokonało się wiele zmian - kontynuował po chwili jego stryj.- Sądzę, że mało mnie pamiętasz z dzieciństwa, a i tak nie ma to już wiele wspólnego z człowiekiem, którym jestem dzisiaj.Porzuciłem życie w Yale, a wraz z nim wszelką pretensję do nazywania siebie mieszkańcem Sudlandii i przybyłem tutaj, by zacząć wszystko od nowa.Pozostawiłem za sobą szaleństwo ludzi, których życiem rządzą niskie instynkty.Odwróciłem się od ludzi wszelkich ras, od ich chciwości i przesądów, ich wojen i polityki, od ich odrażającej koncepcji poprawy.Przybyłem tu, Par, żeby móc żyć w samotności, Oczywiście zawsze byłem sam; zrobiono wszystko, abym czuł się samotny.Różnica polega na tym, że teraz jestem sam nie dlatego, że inni tego chcą, lecz dlatego, że ja sam tak chcę.Mogę być dokładnie tym, kim jestem, i nie czuć się z tego powodu odmieńcem.- Uśmiechnął się lekko.- Czas, w którym żyjemy, i to, kim jesteśmy, sprawia, że jest nam obu tak trudno, wiesz? Czy rozumiesz mnie, Par? Ty również masz magiczną moc, i to bardzo konkretną.Nie przysporzy ci ona przyjaciół; przeciwnie, odsunie cię od ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •