[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W miarê jakodpoczynek koi³ rany i znu¿enie cia³a, serca boleœniej odczuwa³y ¿al postraconym przewodniku.Nieraz s³yszeli w pobli¿u œpiew elfów i wiedzieli, ¿eGaladrimowie uk³adaj¹ treny ¿a³obne o zgubie Gandalfa, bo wœród s³odkich,smutnych s³Ã³w niezrozumia³ego jêzyka powtarza³o siê jego imiê.„Mithrandir, Mithrandir! - œpiewa³y elfy.- O Pilegrzymie Szary!” Tak bowiemnajchêtniej nazywa³y Czarodzieja.Legolas wszak¿e, jeœli znalaz³ siê w takiejchwili w dru¿ynie, nie chcia³ towarzyszom t³umaczyæ s³Ã³w pieœni, twierdz¹c, ¿enie potrafi i ¿e strata, tak bardzo jeszcze œwie¿a, w nim budzi raczej ochotêdo p³aczu ni¿ do œpiewu.W dru¿ynie pierwszy Frodo spróbowa³ jak umia³ wyraziæ w s³owach swój smutek.Rzadko bra³a go ochota uk³adaæ pieœni i rymy.Nawet w Rivendell wola³ s³uchaæ,ni¿ œpiewaæ, chocia¿ w pamiêci przechowywa³ mnóstwo wierszy przez innych zdawna skomponowanych.Teraz jednak, gdy przesiadywa³ przy Ÿródle w Lorien is³ucha³ g³osu elfów, myœli jego mimo woli przybra³y kszta³t pieœni, która musiê wyda³a piêkna; lecz gdy chcia³ j¹ powtórzyæ Samowi, nie znajdowa³ nic próczstrzêpków, sp³owia³ych jak garœæ zwiêd³ych liœci.A kiedy wieczór szarza³ w kr¹g,Na Wzgórzu s³ychaæ by³o kroki.Odchodzi³ jednak skoro œwitW dalekiej drogi szare mroki.Od Puszczy po zachodu brzeg,Z pó³nocy ku po³udnia wzgórzom,Przez le¿a smocze, mroczny bórSzed³ - nie znu¿ony sw¹ podró¿¹.Z hobbitem, z elfem w cieniu grot,Z ludkiem zwyczajnych œmiertelników,Z ptakiem czy wê¿em poœród trawRozmawia³ w tajnym ich jêzyku.Raz miecz, to znów lecz¹ca d³oñ,Ciê¿arem grzbiet strudzony srodze,Pal¹cy po¿ar, grzmi¹cy g³os -To znów znu¿ony pielgrzym w drodze.To s¹dzi³, jak m¹droœci wzórDo gniewu sk³onny i do ³aski -To znów jak starzec d³onie wspar³Na pe³nym sêków drewnie laski.Na moœcie stan¹³ - ciemny CieñI Ogieñ wyzywaj¹c dumnie.O kamieñ z³ama³ mu siê kij,A m¹droœæ zmar³a w Khazad-dumie.- Jeszcze trochê, panie Frodo, a przeœcigniesz pana Bilba! - rzek³ Sam.- W¹tpiê - odpar³ Frodo.- Ale ten wiersz jest lepszy ni¿ wszystkie, jakiedotychczas u³o¿y³em.- Wie pan co, je¿eli pan znów kiedy bêdzie coœ takiego obmyœla³, niech pankoniecznie wspomni o fajerwerkach - powiedzia³ Sam.- Na przyk³ad tak:Pod niebo tryska raz po razFontanna kolorowych gwiazd -I grzmotem wype³niwszy przestrzeñZ³ocistych kwiatów spada deszczem.Po prawdzie fajerwerki warte s¹ lepszych wierszy!- Nie, ten temat tobie zostawiê, Samie.A mo¿e Bilbowi.Ale.Nie, nie mogê otym mówiæ.Trudno znieœæ myœl, ¿e bêdê musia³ tak¹ nowinê staruszkowipowiedzieæ!Pewnego dnia Frodo i Sam przechadzali siê o przedwieczornym ch³odzie.Obu znównêka³ niepokój.Nagle ogarn¹³ Froda smutek rozstania; nie wiedzia³ dlaczego,lecz by³ pewien, ¿e zbli¿a siê chwila, kiedy bêdzie musia³ po¿egnaæLothlorien.- No, Samie, co teraz s¹dzisz o elfach? - spyta³.- Postawi³em ju¿ raz topytanie.jak¿e to siê wydaje dawno temu! Ale od tamtego dnia napatrzy³eœ ichsiê wiêcej.- ¯e siê napatrzy³em, to siê napatrzy³em! - odpar³ Sam.- I widzê, ¿e s¹ elfy ielfy.Wszystkie najprawdziwsze, a przecie¿ taki ró¿ne.Te na przyk³ad,tutejsze, nie wêdruj¹ bezdomnie, odrobinkê s¹ do nas podobne, bo do tej swojejziemi przynale¿¹ jak hobbici do Shire’u.Czy to ten kraj ich przerobi³, czy onigo na swój sposób przerobili - trudno zgadn¹æ.Nie wiem, czy pan mnierozumie? Tak tu spokojnie! Jakby siê nic nie dzia³o i jakby nikt ¿adnychzdarzeñ nie pragn¹³.Jeœli tkwi w tym jakieœ czarodziejstwo, to chyba bardzog³êboko, nic wymacaæ nie sposób, ¿e siê tak wyra¿ê.- Widzi siê i wyczuwa czar we wszystkim doko³a - rzek³ Frodo.- No, tak - powiedzia³ Sam - ale nie widaæ, ¿eby ktoœ czarowa³.Nie puszczaj¹fajerwerków jak stary Gandalf, nieborak.Dziwi mnie te¿, ¿e pana Keleborna anipani Galadrieli w ostatnich dniach nie spotykamy nigdzie.Myœlê, ¿e pani napewno umie ró¿ne czary sprawiaæ, byle zechcia³a.Du¿o bym da³, ¿eby zobaczyæsztuki elfów!- A ja nie - odpar³ Frodo.- Dobrze mi tak, jak jest.I nie do fajerwerkówGandalfa têskniê, ale do jego krzaczastych brwi, porywczego charakteru ig³osu.- Racja - przyzna³ Sam.- Niech pan nie myœli, panie Frodo, ¿e ja grymaszê.Zawsze marzy³em, ¿eby zobaczyæ czary, o których stare legendy opowiadaj¹, a niema chyba na œwiecie kraju, co by lepiej ni¿ ten nadawa³ siê do takich rzeczy.Rozumie pan, tu jest tak, jakby siê by³o u siebie w domu, a zarazem na majówce.Nie chce siê st¹d odchodziæ, ale mimo wszystko czujê, ¿e jeœli trzeba iœædalej, lepiej to zrobiæ jak najprêdzej.„Najd³u¿ej trwa robota, której siêwcale nie zaczyna” - mawia³ mój staruszek.Nie zdaje mi siê te¿, by tutejszeelfy mog³y nam wiele pomóc, z czarami czy bez czarów.Myœlê, ¿e dopiero zagranic¹ tego kraju najboleœniej odczujemy brak Gandalfa.- Niestety, s³usznie tak myœlisz - rzek³ Frodo.- Mam jednak nadziejê, ¿e przedwyruszeniem zobaczymy jeszcze pani¹ elfów.W tej samej chwili, jakby w odpowiedzi na te s³owa, ujrzeli zbli¿aj¹c¹ siêGaladrielê.Smuk³a, bia³a i piêkna sz³a pod drzewami.Nie wymówi³a ani s³owa,ale gestem wezwa³a hobbitów do siebie.Zawróci³a i poprowadzi³a ich kupo³udniowym stokom wzgórza Karas Galadhon i przez wysoki zielony ¿ywop³ot dozamkniêtego w jego œcianach ogrodu.Nie by³o tu drzew, ogród le¿a³ pod otwartymniebem.W³aœnie ju¿ wzesz³a gwiazda wieczorna i p³onê³a bia³ym ogniem nadlasami w zachodniej stronie.Po licznych stopniach schodów pani Galadrielazesz³a w g³êbok¹ zielon¹ kotlinê, któr¹ przecina³ szemrz¹c srebrny potok,sp³ywaj¹cy ze Ÿród³a na wzgórzu.W dole, na podstawie wyrzeŸbionej w kszta³tkorony drzewa, sta³a srebrna misa, wielka, lecz p³ytka, obok zaœ srebrnydzban.Galadriela nape³ni³a misê po wrêby wod¹ z potoku, odczeka³a chwilê, by siêwoda usta³a, potem dopiero przemówi³a.- To jest Zwierciad³o Galadrieli - rzek³a.- Przyprowadzi³am was tutaj, byœciew nie spojrzeli, jeœli macie ochotê.W powietrzu by³a cisza, mrok zaleg³a kotlinê, pani elfów zdawa³a siê hobbitombardzo wysoka i blada.- Czego w nim mamy szukaæ i co zobaczymy? - spyta³ z trwo¿nym szacunkiem Frodo.- Mogê rozkazaæ zwierciad³u, by objawi³o ró¿ne rzeczy - odpar³a Galadriela - aniekiedy pokazujê pewnym osobom to, co sobie ¿ycz¹ zobaczyæ.Ale zwierciad³omo¿e te¿ z w³asnej woli ukazaæ obrazy, o które je nikt nie prosi³, a bywaj¹ oneczêsto niezwyk³e i bardziej pouczaj¹ce ni¿ tamte, upragnione.Co ujrzysz, jeœlizostawimy swobodê zwierciad³u, nie wiem.Pokazuje ono czasem dzieñ dzisiejszyalbo to, co siê mo¿e dopiero póŸniej zdarzyæ.Lecz nawet najwiêkszy mêdrzec niezawsze jest pewien, czy to, co widzi, nale¿y do przesz³oœci, do teraŸniejszoœciczy do jutra.Czy chcesz spojrzeæ w zwierciad³o?Frodo nic nie odpowiedzia³.- A ty? - zwróci³a siê Galadriela do Sama.- Wiedz, ¿e tu wchodzi w grê to, cotwoje plemiê nazywa magi¹, chocia¿ ja niezupe³nie pojmuje, co rozumiecie przezto okreœlenie: zdaje siê, ¿e tym samym s³owem okreœlacie podstêpyNieprzyjaciela.Lecz jeœli to chcesz nazwaæ magi¹, pamiêtaj, ¿e to magiaGaladrieli.Czy¿ nie mówi³eœ, ¿e marzysz o zobaczeniu czarów, które sprawiaj¹elfy?- Mówi³em - przyzna³ Sam dr¿¹c w rozterce miêdzy strachem a ciekawoœci¹.-Zajrzê, jeœli pozwolisz, pani [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •