[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- S-s4-s-s.- kontynuowa³.- To na nic.Uciek³o - westchn¹³ po chwili.- Czas-sem tak siê zda­rza, kiedy otym nie myœlê.Pan Treatle s-s-s.-.s¹dzi.-.¿ejes-stem na coœ uczulony.- Uczulony na wu?- Nie, g³uptas-s-s-s.-.g³uptasku.- dokoñczy³a wielkodusznie Esk.- Coœ fruwa w pow-w-wietrzu, mo¿e p-py³ki albo kurz.Mistrz Treatle próbow-wa³odkryæ przyczynê, ale ¿adna magia jakoœ nie p-pomaga.Przeje¿d¿ali w¹skim kanionem miêdzy pomarañczowymi ska³ami.Simon spogl¹da³ nanie ponuro.- Babcia pokaza³a mi kilka leków na katar sienny - oœwiadczy³a Esk.- Mo¿e cipomog¹.Simon pokrêci³ g³ow¹.Zdawa³o siê, ¿e spadnie mu z ramion.- Próbow-w-wa³em w-w-w.-.wszystkiego.Simon westchn¹³.- Œw-w-w.dobry ze mnie bêdzie mag, jeœli naw-w-w.jeœli nie po­trafiêw-w-w.powiedzieæ ¿adnego s-s-s-s.niczego.- Rzumiem, ¿e to pewien problem — przyzna³a Esk.Przez chwilê obserwowa³a okolicê, porz¹dkuj¹c bez³adne myœli.- Czy by³oby, ehm, mo¿liwe, ¿eby kobieta zosta³a, no wiesz, ma­giem? - spyta³aw koñcu.Simon wytrzeszczy³ oczy.Patrzy³a na niego wyzywaj¹co.Poczu³, jak zaciska musiê krtañ.Próbowa³ wymyœliæ zdanie, którenie zaczyna³oby siê od s³owa: wykluczone.W koñcu zosta³ zmuszonydo pewnych ustêpstw.- Ciekaw-wa idea - rzek³.I wybuchn¹³ œmiechem, zanim zd¹¿y³ go przestrzecwyraz twarzy Esk.- Doœæ œmieszna - doda³.Ale weso³oœæ ust¹pi³a wolno miejscazdziwieniu.- Nigdy siê nad tym nie zas-stana-wia³em.- No wiêc jak? Mog¹? - Tonem g³osu Esk mo¿na by siê ogoliæ.- Oczywiœcie, ¿e nie mog¹.- Treatle odsun¹³ kotarê prowadz¹c¹ do wnêtrza wozui wspi¹³ siê na kozio³.- To jasne, moje dziecko.Si-mon, wracaj do nauki.Wyraz lekkiej paniki zaj¹³ swoje zwyk³e miejsce na twarzy Simona.Gdy Treatleodbiera³ mu lejce, ch³opak popatrzy³ b³agalnie na Esk.Dziewczynka zignorowa³ago.- Dlaczego nie? I co jest takie oczywiste?Mag spojrza³ z wy¿szoœci¹.Do tej pory nie zwraca³ w³aœciwie na ni¹ uwagi, by³atylko jedn¹ z postaci przy ognisku.Treatle pe³ni³ funkcjê prorektora Niewidocznego Uniwersytetu i przyzwyczai³ siêdo widoku niewyraŸnych, krz¹taj¹cych siê postaci za­jêtych wa¿nymi, alenieistotnymi sprawami, takimi jak podawanie mu posi³ków czy odkurzanie jegopokojów.By³ g³upi, owszem, w ten szcze­gólny sposób, w jaki bywaj¹ g³upibardzo m¹drzy ludzie.Mia³ tyle tak­tu, co lawina i tyle egocentryzmu, cotornado, ale nigdy nie przysz³o-by mu na myœl, ¿e dzieci s¹ dostatecznie wa¿ne,by zachowywaæ siê wobec nich nieuprzejmie.Od d³ugich bia³ych w³osów po zakrêcone czubki butów Treatle by³ uosobieniemmaga.Mia³ odpowiednio krzaczaste brwi, gwiaŸdzist¹ szatê i brodê patriarchy,lekko tylko przybrudzon¹ plamami z nikoty­ny (magowie ¿yj¹ w celibacie, aleczasem lubi¹ zapaliæ dobre cygaro).- Zrozumiesz to wszystko, kiedy doroœniesz - powiedzia³.- To rze­czywiœciezabawny pomys³ i ³adna gra s³Ã³w.¯eñski mag! Równie do­brze mog³abyœ wymyœliæmêsk¹ czarownicê.- Czarnoksiê¿nicy - wtr¹ci³a Esk.- S³ucham?- Moja Babcia twierdzi, ¿e mê¿czyŸni nie mog¹ byæ czarownicami - wyjaœni³a Esk.- Mówi, ¿e gdyby spróbowali zostaæ czarownicami, sta­liby siê magami.- Mam wra¿enie, ¿e to bardzo m¹dra kobieta.- Mówi, ¿e kobiety powinny zajmowaæ siê tym, co robi¹ najlepiej - ci¹gnê³a Esk.- To rozs¹dne.-I ¿e gdyby kobiety by³y tak dobre jak mê¿czyŸni, by³yby o wiele lepsze.Treatle zaœmia³ siê.-Jest czarownic¹ - oznajmi³a Esk i doda³a w myœlach: i co na to powiesz, panietak zwany uczony magu?- Moja panno, czy powinienem byæ zaszokowany? Tak siê sk³ada, ¿e ¿ywiê dlaczarownic g³êboki szacunek.Esk zmarszczy³a czo³o.Nie tak powinien zareagowaæ.- Naprawdê?- W samej rzeczy.Uwa¿am, ¿e czarownictwo to piêkny zawód.dla kobiety.Szlachetne powo³anie.- Uwa¿a pan? To znaczy: naprawdê szlachetne?- O, tak.Niezwykle u¿yteczne w regionach wiejskich, dla ludzi, którzy.rodz¹dzieci i tak dalej.Tym niemniej czarownice nie s¹ ma­gami.Czarownictwo tosposób, w jaki Natura otwiera kobietom do­stêp do magicznych oddzia³ywañ.Musisz wszak¿e pamiêtaæ, ¿e to nie jest wy¿sza magia.- Rozumiem.Nie wy¿sza magia - powtórzy³a Esk ponuro.- Nie.Czarownictwo mo¿e bardzo pomagaæ ludziom w ¿yciu, to oczywiste, ale.- Przypuszczam, ¿e kobiety nie maj¹ doœæ rozs¹dku, ¿eby byæ ma­gami -oœwiadczy³a dziewczynka.- Tak w³aœnie podejrzewam.- Mam dla kobiet najwy¿szy szacunek - zapewni³ Treatle, nie do­strzegaj¹c nowejnuty w g³osie Esk.- S¹ niezrównane, gdy chodzi o.o.- O rodzenie dzieci i tak dalej?- O to te¿, rzeczywiœcie - zgodzi³ siê wielkodusznie mag.- Ale cza­samizak³Ã³caj¹ spokój.Za ³atwo siê podniecaj¹.Wy¿sza magia wymaga nadzwyczajnejjasnoœci umys³u, a talenty kobiet nie prowadz¹ ich w tym kierunku.Ich mózgisiê przegrzewaj¹.Przykro mi to mówiæ, ale tylko jedne drzwi prowadz¹ do magii:to g³Ã³wna brama Niewidoczne­go Uniwersytetu, a tej nie przekroczy³a jeszcze¿adna kobieta.- Proszê powiedzieæ - poprosi³a Esk - do czego siê przydaje wy­¿sza magia?Treatle uœmiechn¹³ siê do niej.- Wy¿sza magia, drogie dziecko - rzek³ - mo¿e daæ nam wszyst­ko, czegozapragniemy.-Aha.- Dlatego nie myœl ju¿ o tych bzdurach z magami, dobrze? - Tre­atle obdarzy³ j¹dobrotliwym uœmiechem.-Jak ci na imiê, moja ma³a?- Eskarina.- A po co jedziesz do Ankh?- Myœla³am, ¿e mo¿e poszukam fortuny - mruknê³a Esk.- Ale mo¿e dziewczynki niemaj¹ fortun do znalezienia.Jest pan pewien, ¿e magowie daj¹ ludziom to, czegozapragn¹?- Oczywiœcie.Do tego przecie¿ s³u¿y wy¿sza magia.- Rozumiem.Ca³a karawana posuwa³a siê w tempie tylko odrobinê szybszym ni¿ piechur.Eskzeskoczy³a na ziemiê, wyci¹gnê³a laskê z jej chwilowej kryjówki miêdzyumocowanymi do burty workami i wiadrami, po czym pobieg³a na ty³y wzd³u¿ liniiwozów i zwierz¹t.Przez ³zy dostrzeg³a je­szcze, jak zza zas³ony wygl¹da Simonz ksi¹¿k¹ w rêku.Uœmiechn¹³ siê do niej zaskoczony i próbowa³ coœ powiedzieæ,ale uciek³a i zbieg³a ze szlaku.Kolczaste krzewy drapa³y j¹ po nogach, kiedy wspina³a siê na zbo­cze, potembieg³a swobodnie po nagim p³askowy¿u, otoczonym po­marañczowymi urwiskami.Nie przystawa³a, póki nie zgubi³a siê na dobre, ale gniew wci¹¿ p³on¹³ w niejjasno.Ju¿ wczeœniej bywa³a z³a, ale nigdy tak jak teraz.Normalnie gniew by³ niby czerwony p³omieñ, jak wtedy, kiedy rozpa­la siê napalenisku w kuŸni.Tym razem wygl¹da³ inaczej - wspomaga­³y go miechy i zwêzi³siê do w¹skiego, niebieskobia³ego p³omyka, który rozcina ¿elazo.Czu³a mrowienie na ca³ym ciele.Musia³a coœ zrobiæ, inaczej gro­zi³o jej, ¿ewybuchnie.Dlaczego tak by³o, ¿e kiedy Babcia burcza³a o czarownictwie, Esk marzy³a ozaawansowanej wiedzy magów, ale kiedy tylko us³ysza³a pi­skliwy g³os Treatle'a,mia³a ochotê do ostatnich si³ broniæ czarownic? Zostanie jednym i drugim albonikim.A im bardziej inni próbowali j¹ powstrzymaæ, tym bardziej tegopragnê³a.Bêdzie czarownic¹ i magiem.I wtedy im wszystkim poka¿e.Usiad³a pod rozga³êzionym krzakiem ja³owca u stóp stromego, nagiego urwiska.Wjej gniewnym umyœle wrza³y plany na przysz³oœæ.Wyczuwa³a, ¿e drzwi zatrzaskuj¹siê przed ni¹, zanim jeszcze porz¹dnie je otworzy³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •