[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Które dok³adnie to by³o zaklêcie, tak¿e niezdo³ano ustaliæ.Jedynie tyle, ¿e nale¿a³o do oœmiu podstawowych zaklêæ, wzawik³any sposób wplecionych w sam¹ osnowê czasu i przestrzeni.Od tamtego dnia przy ka¿dej okazji, gdy Rincewind czu³ siê szczególnieprzegrany albo zagro¿ony, Zaklêcie objawia³o niepo­koj¹c¹ aktywnoœæ i próbowa³ozostaæ wypowiedziane.Rincewind przygryz³ wargi, ale pierwsza sylaba przecisnê³a siê k¹cikiem ust.Mimowolnie wzniós³ rêkê i strzeli³ oktarynowymi iskrami.Wokó³ wirowa³amagiczna energia.Baga¿ wypad³ zza rogu, a setki jego kolan porusza³y siê ryt­micznie jak t³oki.Rincewind rozdziawi³ szeroko usta.Zaklêcie zamar³o nie wypowiedziane.Kufrowi w najmniejszym stopniu nie przeszkadza³ narzuco­ny ³obuzersko ozdobnydywan ani te¿ z³odziej wisz¹cy za ramiê u wieka.By³, w ca³kiem dos³ownym tegos³owa znaczeniu, mar­twym ciê¿arem.Dalej spod wieka wystawa³y resztki dwóchnie wia­domo czyich palców.Baga¿ zahamowa³ kilka stóp przed magiem i po chwili waha­nia wci¹gn¹³ nogi.Niemia³ oczu, jednak Rincewind móg³by przy­si¹c, ¿e mu siê przygl¹da.Wyczekuj¹co.- Sio - odezwa³ siê s³abym g³osem.Baga¿ nie zareagowa³.Uchyli³ tylko wieko,wypuszczaj¹c martwego z³odzieja.Rincewind przypomnia³ sobie z³oto.Mo¿na chyba za³o¿yæ, ¿e kufer musi do kogoœnale¿eæ.Czy¿by pod nieobecnoœæ Dwukwiata jego w³aœnie uzna³ za swego pana?Zbli¿a³ siê odp³yw i w ¿Ã³³tym blasku popo³udniowego s³oñ­ca Rincewind widzia³odpadki sp³ywaj¹ce z pr¹dem ku oddalo­nej o nieca³e piêædziesi¹t s¹¿ni RzecznejBramie.W jednej chwili pozwoli³ przy³¹czyæ siê do nich martwemu z³odziejowi.Nawet gdyby póŸniej ktoœ go wy³owi³, nie wywo³a tym sensacji.A reki­ny uujœcia by³y przyzwyczajone do solidnych i regularnych posi³ków.Spogl¹da³ zaodp³ywaj¹cymi zw³okami i rozwa¿a³ na­stêpne posuniêcie.Baga¿ prawdopodobnienie tonie.Wystar­czy poczekaæ do zmierzchu i wyruszyæ na fali odp³ywu.W dolerzeki znajdzie wiele opustosza³ych zatoczek, gdzie dobrnie do brzegu.Apotem.Jeœli patrycjusz naprawdê rozes³a³ wieœci, to zmiana ubrania i golenierozwi¹¿¹ ten problem.Zreszt¹ istnia­³y przecie¿ inne kraje, a on mia³zdolnoœci jêzykowe.Kiedy ju¿ dotrze do Chimery, Gonimu czy Ecaponu, nawettuzin armii nie œci¹gnie go z powrotem.A wtedy.bogactwo, komfort,bezpieczeñstwo.Istnia³a, naturalnie, kwestia Dwukwiata.Rincewind pozwoli³ sobie na moment¿alu.- Mog³o byæ gorzej - mrukn¹³ na po¿egnanie.- To mog³em byæ ja.Dopiero kiedy spróbowa³ siê ruszyæ, zauwa¿y³, ¿e zaczepi³ o jak¹œ przeszkodê.Odwróci³ g³owê.Brzeg p³aszcza tkwi³ pochwycony mocno wiekiem Baga¿u.***- Witaj, Gorphalu - rzuci³ uprzejmie patrycjusz.- WejdŸ, proszê.Usi¹dŸ.Czyzdo³am ciê namówiæ na rozgwiazdê w cukrze?- Jestem na twoje rozkazy, panie - odpar³ spokojnie sta­rzec.- Z wyj¹tkiemtych, które dotycz¹ konserwowanych szkar³upni.Patrycjusz wzruszy³ ramionami i wskaza³ le¿¹cy na stole zwój.- Przeczytaj to.Gorphal rozwin¹³ pergamin.Lekko uniós³ brew, poznaj¹c znajome ideogramyZ³otego Imperium.Przeczyta³ w milczeniu, po czyni odwróci³ zwój i staranniezbada³ pieczêæ.- Cieszysz siê s³aw¹ znawcy Imperium - stwierdzi³ patrycjusz.- Czy mo¿eszwyjaœniæ tê sprawê?- Wiedza o Imperium nie polega na dostrzeganiu pewnych wydarzeñ, a raczej nastudiach pewnego sposobu myœlenia - wyja­œni³ stary dyplomata.-Wiadomoœæ jestinteresuj¹ca, przyznajê, lecz nie zaskakuj¹ca.- Dzisiejszego ranka imperator poleci³.- Patrycjusz pozwo­li³ sobie naluksus zmarszczenia czo³a.- Poleci³ mi, Gorphalu, by chroniæ te Dwa Kwiatki.Ateraz okazuje siê, ¿e powinienem go zabiæ.Nie uwa¿asz tego za zaskakuj¹ce?- Nie.Imperator to zaledwie ch³opiec.Jest.idealist¹.Zapalczywym.Bogiemswego ludu.Tymczasem popo³udnio­wy list, jeœli siê nie mylê, pochodzi odDziewiêciu Wiruj¹cych Zwierciade³, Wielkiego Wezyra.Postarza³ siê w s³u¿biekolejnych imperatorów.Uwa¿a ich za konieczny, acz k³opo­tliwy sk³adnikpomyœlnego kierowania imperium.Nie lubi, kiedy coœ jest nie na swoim miejscu.Nie buduje siê impe­riów pozwalaj¹c, by rzeczy by³y nie na swoim miejscu.Takiwyznaje pogl¹d.- Zaczynam rozumieæ.- mrukn¹³ patrycjusz.- Otó¿ w³aœnie.- Gorphal uœmiechn¹³ siê w g³êbi swej brody.- Ten turysta jestnie na swoim miejscu.Dziewiêæ Wiru­j¹cych Zwierciade³, kiedy wype³ni³ ju¿rozkazy swego w³adcy, z pewnoœci¹ podj¹³ odpowiednie dzia³ania.Nie mo¿epozwo­liæ, by jakiœ wêdrowiec powróci³ bezpiecznie do domu, przyno­sz¹c mo¿e zesob¹ zarazê niezadowolenia.Imperium woli, by ludzie zostawali tam, gdzie ichsiê postawi.Wygodniej zatem by³oby, gdyby ten Dwukwiat zagin¹³ na dobre wbarbarzyñskich krainach.To znaczy, tutaj, panie.- Co mi radzisz?Gorphal wzruszy³ ramionami.- Tyle tylko, by nic nie robiæ.Nie w¹tpiê, ¿e sprawy rozstrzygn¹ siê same.Chocia¿.- W zadumie poskroba³ siê za uchem.- Mo¿e Gildia Skrytobójców?- A tak - zgodzi³ siê patrycjusz.- Gildia Skrytobójców.Kto jest w tej chwiliprezesem?- Zlorf Flanelostopy, panie.- Porozmawiaj z nim, dobrze?- Oczywiœcie, panie.Patrycjusz pokiwa³ g³ow¹.Wszystko to przyj¹³ z ulg¹.Zga­dza³ siê zDziewiêcioma Wiruj¹cymi Zwierciad³ami: ¿ycie nio­s³o doœæ problemów.Ludziepowinni zostawaæ tam, gdzie siê ich postawi³o.***Konstelacje gwiazd lœni³y jasno nad dyskiem œwiata.Je­den za drugim kupcyzamykali sklepy.Jeden po drugim budzili siê na œniadanie rabusie, z³odzieje,kieszonkowcy, ladacznice, iluzjoniœci, wykolejeñcy i w³amywacze.Czarownicypil­nowali swych poliwymiarowych spraw [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •