[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwagi, mój stary, wzi¹³ siê w garœæ; zadzwoni³ jak zalecono,raz, mocno, by przyci¹gn¹æ uwagê.***Wewn¹trz bujnego ogrodu uwagê jego niespokojnego oka przyku³ pniak ze zwalonegoorzecha.Prawdopodobnie teraz u¿ywali go jako sto³u w czasie pikników -rozmyœla³ gorzko.Jego ojciec zawsze mia³ dar wykonywania melodramatycznych,wzbudzaj¹cych litoœæ gestów i jedzenie posi³ków na tak uczuciowo na³adowanejpowierzchni - niew¹tpliwie z pe³nymi wzruszenia westchnieniami pomiêdzy du¿y­mikêsami - mia³o w³aœciw¹ wymowê.Saladyn zastanawia³ siê, czy ze swojej œmiercitak¿e bêdzie robi³ taki cyrk.Jak¹ fetê wspó³czucia móg³ sobie teraz urz¹dziæten stary sukinsyn! Ka¿dy szanuj¹cy ostat­nie chwile umieraj¹cego by³ca³kowicie zdany na jego ³askê.Kuksañ­ce posy³ane z ³o¿a œmierci zostawiaj¹siniaki, które nigdy nie znikn¹.Zza marmurowej posiad³oœci, w³asnoœci umieraj¹cego, wy³oni³a siê macocha, abypowitaæ Czamczê bez cienia z³oœliwoœci: - Dobrze, ¿e przyjecha³eœ,Salahuddinie.To podniesie go na duchu, w tej walce mo¿e polegaæ jedynie naduchu, gdy¿ jego cia³o jest prawie kaput.- Mia³aby mo¿e szeœæ czy siedem latmniej od matki Saladyna, gdyby tamta ¿y³a, ale tak jak i ona przypomina³a niecoptaka.Przynajmniej w tym wzglêdzie jego potê¿ny, zaborczy ojciec by³konsekwentny.- Ile czasu mu zosta³o? - zapyta³ Saladyn.Nasrin nie mia³az³udzeñ, tak jak to sugerowa³ jej telegram: - dzieñ, mo¿e dwa.Rakrozprzestrzeni³ siê na „koœci d³ugie” Czangeza - choroba wnios³a z sob¹ do domunowy s³ownik, nie u¿ywa³o siê tutaj s³Ã³w typu rêka czy noga - rozprzestrzenia³siê te¿ na czaszkê.Komórki rakowe zosta³y nawet wykryte we krwi pobranej zokolic koœci chorego.- Powinniœmy byli to zauwa¿yæ - powiedzia³a Nasrin iSaladyn zacz¹³ odczuwaæ wielk¹ si³ê starszej pani, si³ê woli, która pozwala³ajej panowaæ nad uczucia­mi.- Bardzo straci³ na wadze.Narzeka³ tak¿e na rwaniei bóle, na przyk³ad w stawach kolanowych.Wiesz, jak to jest.U staregocz³o­wieka zrzucasz wszystko na karb jego wieku, nie dopuszczaj¹c myœlio podstêpnej, z³oœliwej chorobie - przerwa³a, aby przywróciæ g³osowi jegonaturalne brzmienie.Kasturba, ex-aja do³¹czy³a do nich w ogro­dzie.Okaza³osiê, ¿e jej m¹¿ Wallabh zmar³ prawie rok temu, we œnie, ze staroœci; œmieræ owiele ³agodniejsza ni¿ ta wy¿eraj¹ca sobie drogê na zewn¹trz z cia³a jegopracodawcy, uwodziciela jego ¿ony.Kastur­ba wci¹¿ ubiera³a siê w stare,wzorzyste, krzykliwie barwne sari odziedziczone po Nasrin I.Dzisiaj za³o¿y³ajedno z najkrzykliwszych, w czarno-bia³e wzory op-artu.Ona tak¿e gor¹copowita³a Saladyna: uœciskami, poca³unkami i p³aczem.- Co do mnie - zaszlocha³a- nie przestawa³abym siê modliæ o cud, jego biedne p³uca jeszcze oddychaj¹.Nasrin II objê³a Kasturbê; z³o¿y³y sobie g³owy na ramionach.Bliskoœæ pomiêdzytymi dwiema kobietami by³a spontaniczna i nie­wymuszona; jak gdyby zbli¿aniesiê œmierci rozmy³o kontrowersje i codzienne zawiœci.Dwie starsze paniepociesza³y siê nawzajem w ogrodzie przygotowuj¹c siê do nieuchronnego koñcanajcenniejszej w swoim ¿yciu mi³oœci.Lub raczej: ukochanego.- ChodŸ -powiedzia³a w koñcu Nasrin do Saladyna.- Powinien ciê zobaczyæ, mi­giem.- Czy on wie? - zapyta³ Saladyn.Nasrin odpowiedzia³a wykrêt­nie: - Jestinteligentnym cz³owiekiem.Wci¹¿ pyta, gdzie mu ucieka ta ca³a krew? Powiada,¿e s¹ tylko dwie choroby na œwiecie, przy których krew tak znika.Jedna togruŸlica.- Ale Saladyn przypar³ j¹ do muru: - On rzeczywiœcie nie wymawia tegos³owa? - Nasrin opuœci³a g³owê: - Nie wolno wymawiaæ tego s³owa, ani w jegoobe­cnoœci, ani te¿ w ogóle.- Czy nie powinien wiedzieæ? - zapyta³ Czamcza.-Czy cz³owiek nie ma prawa przygotowaæ siê na œmieræ? - Przez chwilê wpatrywa³siê w gorej¹ce oczy Nasrin.Kim ty jesteœ, aby mówiæ nam, co mamy robiæ? Tyutraci³eœ wszelkie prawa do tego.Po chwili wszystko wróci³o do normy iprzemówi³a swoim cichym beznamiêtnym g³osem: - Mo¿e masz racjê.- Ale Kasturbazaprote­stowa³a: - Nie! Jak powiedzieæ to temu biednemu cz³owiekowi? To z³amiemu serce.Choroba w taki sposób zagêœci³a krew Czangeza, ¿e serce mia³o du¿e k³opoty zjej przetaczaniem.Skazi³a tak¿e krew przeciwcia³ami, p³ytkami mog¹cymi zatruæka¿d¹ krew z transfuzji, nawet jeœli jest tej samej grupy.A wiêc nawet w tensposób nie jestem w stanie mu pomóc - zrozumia³ Saladyn.- Czangeza mog¹ wka¿dej chwili uœmierciæ skutki uboczne dzia³ania leków, zanim nawet wykoñczy gorak.A jeœli to nawet bêdzie rak, to wyrêczy siê zapaleniem p³uc alboniewydolnoœci¹ nerek; lekarze wiedz¹, ¿e s¹ bezradni, odes³ali go domu, abyczeka³ na koniec.- Poniewa¿ szpiczak jest chorob¹ uk³a­dow¹, nie mo¿nazastosowaæ ani naœwietlania, ani chemioterapii -wyjaœni³a Nasrin.- Jedynymlekarstwem jest Melfalan, mog¹cy w niektórych przypadkach przed³u¿yæ ¿ycienawet o kilka lat.Jednak­¿e dowiedzieliœmy siê, ¿e organizm ojca nale¿y dotypu nie reaguj¹­cego na Melfalan.- Nikt mu tego nie powiedzia³ - natarczywieodzywa³ siê wewnêtrzny g³os Saladyna.I to jest nie w porz¹dku, nie w porz¹dku,nie w porz¹dku.- A jednak i tak to cud - wykrzyknê³a Kasturba.- Lekarzepowiedzieli, ¿e to jeden z najbardziej bolesnych nowotworów, ale twój ojciecnie odczuwa bólu.Jeœli ktoœ siê modli, to od czasu do czasu mo¿na liczyæ na³askê.To w³aœnie z powodu niewyst¹pienia bólu tak trudno by³o postawiædiagnozê; choroba roz­przestrzeni³a siê w ostatnich latach po ca³ym cieleCzangeza.- Muszê go zobaczyæ - poprosi³ miêkko Saladyn.Jego walizka i torbyzosta³y zabrane przez s³u¿¹cego podczas rozmowy; teraz w koñcu, pod¹¿y³ zanimi.Wnêtrze domu pozosta³o niezmienione - szacunek drugiej Nasrin wzglêdem pamiêcitej pierwszej zdawa³ siê nie mieæ granic, przynaj­mniej podczas ostatnich dni¿ycia ich wspólnego ma³¿onka - z wyj¹t­kiem kolekcji wypchanych ptakównale¿¹cej do Nasrin II (by³y w niej dudki, rzadkie okazy papug, przykryteszklanymi kloszami, i doros³y okaz pingwina królewskiego z maleñkimi czerwonymimrówkami uwijaj¹cymi siê na jego dziobie, stoj¹cy w wy³o¿onej marmurow¹posadzk¹ holu), oraz gablotki z przyszpilonymi motylami.Saladyn przeszed³przez gabinet ojca wy³o¿ony galeri¹ barwnych, martwych skrzyde³.- Czangeznalega³, aby przeniesiono jego sypialniê na dó³, do pe³nej starych ksi¹¿eksamotni, tak aby ludzie przychodz¹cy do niego i opiekuj¹cy siê nim nie musieliwbiegaæ i zbiegaæ po schodach - i w koñcu stan¹³ przed drzwiami œmierci.W dzieciñstwie Czangez Czamczawalla nabra³ nawyku spania z otwartymi oczyma,„sta³ na stra¿y”, jak lubi³ mawiaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •