[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mog³am siê domyœliæ.Tobie te¿ nie przepuszcz¹.-Kto niby?- Wszyscy.Wszyscy, kochanie - odrzek³a Alison i przycisnê³a d³oñ Alexa dowarg.- Mniejsza o nazwiska, bo nie w nich rzecz.Listy, numery i ca³a resztaoficjalnych bzdur.Ostrzegano mnie, ¿e tak bêdzie.Naprawdê ostrzegano.A to w jaki sposób? - McAuliff z³apa³ Alison za rêkê, zmuszaj¹c dziewczynê, byspojrza³a mu w oczy.- Jak ciê ostrzegano? Kto?To by³o w Pary¿u, najwy¿ej trzy miesi¹ce temu, wieczorem.W³aœnie skoñczy³amostatni¹ oficjaln¹ sesjê tego.Nazywaliœmy to „podziemnym karnawa³em".Chodzi o Interpol?Tak.No wiêc, spotka³am pewne ma³¿eñstwo.Dos³ownie spotka³am, w poczekalni.Normalnie nigdy siê do tego nie dopuszcza, w tej bran¿y izolacja to podstawowazasada, ale ktoœ widocznie pomiesza³ coœ w grafiku.Para by³a te¿ z Anglii, zMaclesfield, m¹¿ mia³ salon samochodowy, sprzedawa³ porsche, wiêc nie wiod³o musiê najgorzej.Co z tego, skoro i on, i ona byli ju¿ na granicy za³amania.Tamci zwerbowali go, bo mieli haczyk, Samochodów z jego salonu u¿ywano doprzemytu papierów wartoœciowych, skradzionych na europejskich gie³dach.Ilekroæsprzedawca myœla³, ¿e siê wyp³aci³ i bêdzie mia³ spokój, znów przychodzili doniego i wynajdowali powód do nowych us³ug.Nie ostrzegali go nawet, ¿e przyjd¹.Ci¹gnê³o siê to przez trzy lata, wiêc cz³owiek prawie oszala³.Obydwoje chcieliuciec z Anglii.Wyjechaæ do Buenos Aires.Móg³ zawsze odmówiæ.Nie potrafiliby go zmusiæ.Naiwniak z ciebie, kochanie.Ka¿de nazwisko, z jakim siê zetkn¹³eœ, to nastêpnyhaczyk, ka¿da nowa metoda, o jakiej doniesiesz, to kolejny krzy¿yk w twojejkartotece.- Alison rozeœmia³a siê melancholijnie.- Wjecha³eœ do krainyszpiclów.Nied³ugo sarn znajdziesz u siebie objawy.Jeszcze raz ci powtarzam: Chatellerault nawet ciê nie dotknie.Alison umilk³a na chwilê, jak gdyby nie us³ysza³a tych pe³nych przejêcia s³Ã³w.- To, co powiem, mo¿e ci siê wyda dziwne, ale wiesz, Alex.Nie jestemodwa¿na, nie ma we mnie brawury i tak dalej, ale jakoœ zupe³nie siê nie bojêtego Francuza.Najokropniejsze, ¿e.Jeœli siê kogoœ bojê, to nie jego, tylkoich.Ci nigdy mnie nie wypuszcz¹, niezale¿nie od tego, co mi obiecaj¹, na cosiê zgodz¹ i jakich gwarancji udziel¹.Za bardzo bêdzie ich kusi³o, ¿ebysprawdziæ kolejn¹ teczkê, odszukaæ w komputerze kolejne nazwisko, w œlad zaktórym wywo³aj¹ tak¿e i moje.Prosta zasada: czynnik X i czynnik Y, suma, askutek jest jeden - okradaj¹ ciê z ¿ycia.I tak do koñca.Ca³e ¿ycie musisz siêbaæ.Alex obj¹³ j¹ mocno.Nie ma takiego prawa, Alison.Mo¿emy siê spakowaæ i wyjechaæ.Ale, kochanie.kochanie.ty na pewno nie mo¿esz.Nie rozumiesz? Nie da siêuciec w ten sposób.Wszystkie umowy, setki teczek pe³nych s³Ã³w, ich, twoich.Nie wyprzesz siê tego.Zêby przekroczyæ granicê, musisz mieæ papiery.¯ebydostaæ pracê, to samo.Chcesz kupiæ samochód albo za³o¿yæ konto w banku.Mog¹z tob¹ robiæ, co zechc¹.Nie uciekniesz im.Nie im.McAuliff puœci³ Alison i wsta³.Podniós³ ze stolika g³adki, lœni¹cy cylinder ijeszcze raz przeczyta³ datê na zezwoleniu.Niewiele myœl¹c, stan¹³ w drzwiachbalkonu i odruchowo wci¹gn¹³ g³êboko w p³uca powietrze, przesyconenajdelikatniejszym aromatem wanilii i korzeni.Korzenny rum i wanilia.Jamajka.Nie masz racji, Alison.Nie musimy siê chowaæ.Z wielu powodów, ale najpierwmusimy skoñczyæ to, co ju¿ zacz¹³em.Co do tego, zgoda.Nie zgadzam siê tylko zkoñcowym wnioskiem.To wszystko jeszcze siê skoñczy.Skoñczy siê, i ju¿.Dajêci s³owo - tu odwróci³ siê do dziewczyny.Chcia³abym w to wierzyæ.Naprawdê.Tylko nie wiem jak.- Stara wojskowa zasada.Wykoñcz tamtych, zanim tamci wykoñcz¹ ciebie.Jeœlirozmaici Holcroftowie i Interpole u¿ywaj¹ nas, to tylko dlatego ¿e siê boimy.Wiemy, co nam mog¹ zrobiæ i jak zrujnowaæ nam to ca³e tak niby u³o¿one ¿ycie.Boimy siê s³usznie, bo to okropne skurwysyny.Sami to chêtnie przyznaj¹.Aleczy kiedykolwiek przysz³o ci do g³owy, jak bardzo im mo¿emy zaszkodziæ? Amo¿emy, i s³usznie, bo w nas te¿ mo¿e siê kiedyœ ockn¹æ skurwysyñstwo.Jeœliwszystko dobrze rozegramy, a bêdziemy mieli przy sobie uzbrojonych ludzi,koñcówka bêdzie nasza.Skoñczymy i z t¹ spraw¹, i z nimi.Charles Whitehall siedzia³ w fotelu, odstawiwszy na stolik obok siebiekieliszek absyntu.By³a szósta rano.Murzyn nie k³ad³ siê tej nocy, gdy¿ próbazaœniêcia tak czy inaczej nie mia³a sensu.Dwa dni spêdzone na wyspie rozdrapa³y wszystkie rany sprzed lat dziesiêciu.Whitehall nie spodziewa³ siê tego.Przeciwnie, myœla³, ¿e bêdzie panemsytuacji.Panem, nie niewolnikiem.Wróg czai³ siê teraz gdzie indziej, ni¿ od dziesiêciu lat oczekiwa³ tegoWhitehall - wcale nie w rz¹dowych gmachach Kingston ani w partyzanckichkryjówkach osobników w rodzaju Baraka Moore'a.Prawdziwy wróg by³ nowy, równieodra¿aj¹cy i nieskoñczenie silniejszy, chocia¿by dlatego i¿ posiada³wystarczaj¹ce œrodki, by prêdko zaw³adn¹æ ukochan¹ Jamajk¹.W³adza.Najpierw poprzez korupcjê, a potem ju¿ jawna.Inwazja.Whitehall k³ama³, gdy odpowiada³ Alexandrowi McAuliffowi.Podczas rozmów wSavanna-la-Mar Chatellerault otwarcie przyzna³, ¿e nale¿y do grupy, która mazaw³adn¹æ ziemiami Trelawny.Wywiad brytyjski mia³ dobre informacje.Maj¹tekmarkiza móg³ siê znacznie przyczyniæ do budowy miasta na dziewiczych terenachpó³nocnego wybrze¿a i Cock Pitu.Chatelleraultowi zale¿a³o wiêc na losachinwestycji.Ochronê tak¹ móg³ mu zapewniæ w pierwszym rzêdzie Charles Whitehall-a gdyby Charles Whitehall zawiód³, zap³aci za to g³ow¹.Markiz wyrazi³ siêjasno, nie pozostawiaj¹c co do tego cienia w¹tpliwoœci.Siedzia³ naprzeciwkonaukowca i wykrzywiaj¹c w uœmiechu cienkie galijskie wargi wylicza³ kolejnenazwiska, adresy, kontakty.Zna³ ca³¹ podziemn¹ siatkê, któr¹ Whitehallowiuda³o siê stworzyæ na wyspie w ci¹gu ubieg³ej dekady.Na sam koniec markiz zostawi³ sobie najwiêksz¹ i najbardziej dla WhitehallagroŸn¹ rewelacjê: okaza³o siê, ¿e zna zarówno kalendarz, jak i metody, jakimipartia polityczna Charlesa Whitehalla mia³a zamiar siêgn¹æ po w³adzê wKingston.Ustanowienie dyktatury wojskowej pod przywództwem cywila, któremu podlegaæ bêd¹wszyscy bez wyj¹tku mieszkañcy.Tytu³ dyktatora mia³ brzmieæ: PrefektPretorianów Jamajki.Jedynym kandydatem by³ Charles Whitehall.Gdyby w Kingston dowiedziano siê o tym.Hmm, Kingston nie pozosta³obyobojêtne, prawda?Chatellerault podkreœli³ jednak, ¿e ich interesy wcale nie musz¹ siê okazaærozbie¿ne.Istnia³y obszary - filozoficzne, polityczne i finansowe - na którychmarkiz i czarny naukowiec mogliby z powodzeniem z³¹czyæ si³y.Najwa¿niejszaby³a jednak kwestia inwestycji na pó³nocnym wybrze¿u.Najwa¿niejsza inajbardziej pilna [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •