[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyj¹³ to spokojnie i bez urazy.Strasser by³ jednym z wynalazców cyklonu B.Gazu, którego hitlerowcy u¿ywali w Auschwitz.Tak, ale to on wpad³ na pomys³, ¿eby zabijaæ nim ludzi.Sprytny, co? Wymordowaætylu ¯ydów tak szybko i tak wydajnie.Po kolacji poszli do La Biela, du¿ej kawiarni przy Avenue Quintana, w którejnawet po jedenastej w nocy by³o g³oœno i t³oczno.Mo¿e mi pan za³atwiæ jak¹œ broñ? - spyta³a przy kawie.Pos³a³ jej ukradkowe spojrzenie.Da siê za³atwiæ.Na jutro rano?Zobaczê.Ponownie zadzwoni³a komórka.Tym razem Machado zapisa³ coœ na kwadratowej serwetce.Albrecht - powiedzia³, skoñczywszy rozmawiaæ.- Telefon jest zarejestrowany nanazwisko Albrecht.Wiek pasuje.W podaniu wpisa³ prawdziw¹ datê urodzenia.Tochyba on.A wiêc jednak do niego dzwonili, ona albo jej pasierb.Tak.Kiedy ma siê numer telefonu, nazwisko i adres to drobiazg.Musia³ gdzieœwyjechaæ, bo przez ostatnie piêæ tygodni nikt od niego nie dzwoni³.Pierwszytelefon zarejestrowano dwa dni temu.To by wyjaœnia³o, dlaczego jeszcze ¿yje, pomyœla³a Anna.Po prostu wyjecha³.Idziêki temu ocala³.W przeciwieñstwie do tamtych.Ten pañski znajomy, ten od telefonów.Nie zacznie pana o coœ podejrzewaæ?Pewnie pomyœli, ¿e chcê faceta zaszanta¿owaæ, wymusiæ pieni¹dze.Nie ostrze¿e go?Strassera? Moi znajomi z policji s¹ za g³upi na takie gierki.Miejmy nadziejê.- Mimo tych zapewnieñ wci¹¿ drêczy³y j¹ silne obawy.- A ci,którzy nas uprowadzili?Machado zmarszczy³ czo³o.- Synowie i wnukowie nazistów ze mn¹ nie zadzieraj¹.Mam za du¿o przyjació³ wpolicji.Czasami, kiedy coœ takiego robiê, nagrywaj¹ mi Wagnera na sekretarkê.To takie zawoalowane ostrze¿enie.Albo idê ulic¹ i nagle ktoœ robi mi zdjêcie.Ale dalej siê nie posuwaj¹.Spokojnie, ja siê nie martwiê.- Zapali³ kolejnegopapierosa.- Pani te¿ nie powinna.Nie ma czym.Jasne, pomyœla³a.Nie ma czym.£atwo powiedzieæ.Nie jest pan umówiony i obawiam siê, ¿e pan dyrektor nie ma teraz czasu -powiedzia³a recepcjonistka g³osem w³adczym i lodowatym.To proszê mnie z nim umówiæ - odpar³ Arliss Dupree.- Na teraz.Na pewno mnieprzyjmie.To sprawa miêdzywydzia³owa.Dotyczy i jego, i mnie.Bardzo mi przykro, ale.- Niech siê pani nie fatyguje.Pójdê tam i zapukam do drzwi.Jeœli pani chce,proszê go uprzedziæ.Gabinet jest w korytarzu, prawda? - Na jego rumianej,okr¹g³ej jak ksiê¿yc twarzy zagoœci³ szeroki uœmiech.- Na pewno jakoœ sobieporadzimy.Zdenerwowana recepcjonistka powiedzia³a coœ do mikrofonu i wsta³a.- Pan dyrektor pana przyjmie.Proszê, têdy.Dupree rozejrza³ siê po spartañsko urz¹dzonym gabinecie Bartletta i po razpierwszy ogarn¹³ go lekki niepokój.Nie by³o to komfortowe atelier typowegokarierowicza, luksusowy salon, zastawiony zdjêciami bliskich i zawalonystertami zaleg³ych dokumentów.Pomieszczenie by³o niemal zupe³nie puste, jakbynikt w nim nigdy nie pracowa³.- Pan Dupree.- Alan Bartlett sta³ za wielkim biurkiem, tak czyœciutkim, ¿emo¿na by je natychmiast przenieœæ na wystawê mebli.- Czy mogê w czymœ panupomóc?W jego mi³ym uœmiechu by³o coœ lodowatego, a w szarych, przes³oniêtych wielkimiokularami oczach coœ nieprzeniknionego.- Owszem - odpar³ Dupree i nie czekaj¹c na zaproszenie, rozpar³ siê na krzeœlenaprzeciwko biurka.- Mo¿e mi pan na przyk³ad wyjaœniæ, o co chodzi w tejsprawie z agentk¹ Navarro.- Ach, ma pan na myœli te ostatnie rewelacje.Bardzo przykra sprawa.Stawianas w z³ym œwietle.Nas wszystkich.Jak pan wie, nie podoba³o mi siê, ¿e pan j¹ przeniós³.Agentkê Navarro? Nie omieszka³ pan daæ mi tego do zrozumienia.Musia³ pan coœprzeczuwaæ.Nie, nie o to chodzi.- Dupree z trudem wytrzyma³ przenikliwe spojrzenieBartletta.Czu³ siê tak, jakby rozmawia³ z gór¹ lodow¹.- Raczej o to, ¿eprzerzucanie ludzi bez wiedzy i zgody prze³o¿onego podwa¿a jego autorytet.Niektórzy myœleli, ¿e ta Navarro dosta³a awans.Panie Dupree, czy¿by chcia³ pan podzieliæ siê ze mn¹ swoimi trudnoœciami wzarz¹dzaniu personelem?Bynajmniej.Jest tak: Departament Sprawiedliwoœci zawsze dawa³ wam du¿o luzu.Za³atwiacie swoje, a resztê macie gdzieœ.Ale tym razem rozkrêci³ pan coœ, cozostawi³o brzydkie plamy na moim dywaniku.Rozumie pan? Co postawi³o mnie wz³ym œwietle.Nikogo nie oskar¿am, mówiê tylko, ¿e bardzo mnie to zastanowi³o.Hmm, widzê, ¿e zaczyna pan myœleæ - odrzek³ Bartlett z pogard¹ chiñskiegomandaryna.- Wkrótce nabierze pan wprawy, tylko trzeba du¿o æwiczyæ.Mo¿e nie jestem ostry jak brzytwa, ale ci¹æ jeszcze umiem – odpar³ Dupree.Podnosi mnie pan na duchu.Widzi pan, coœ mi tu brzydko pachnie.Bartlett poci¹gn¹³ nosem.Aqua Vela? Czy mo¿e Old Spice? To pañski p³yn po goleniu.Dupree dobrodusznie pokrêci³ g³ow¹, udaj¹c, ¿e nie wie, o co chodzi.Dlatego tu i ówdzie poszpera³em i dowiedzia³em siê o panu ciekawych rzeczy.Niewiedzia³em na przyk³ad, ¿e ma pan olbrzymi¹ posiad³oœæ na wschodnim wybrze¿u.Pracownik federalny i taka posiad³oœæ? Doœæ nie typowe.Ojciec mojej matki by³ jednym z za³o¿ycieli Holleran Industries.Matka dosta³aj¹ w spadku, to ¿adna tajemnica.Przyznajê, tak wielki maj¹tek zwraca uwagê,ale nie ma w tym mojej winy.Nie przepadam za wystawnym ¿yciem towarzyskim.Wolê spokojne i zwyczajne; mam doœæ skromne gusta.Zreszt¹ co mia³oby z tegowynikaæ?Zgadza siê, pañska matka odziedziczy³a Holleran Industries: te¿ to wyszpera³em.I muszê przyznaæ, ¿e by³em trochê zaskoczony.To mi³o, ¿e multimilionerpostanowi³ pracowaæ razem ze zwyk³ymi ludŸmi.Ka¿dy z nas decyduje o sobie.Tak, to prawda.Ale z drugiej strony zastanawiam siê, czego jeszcze o panu niewiem.Pewnie mnóstwa rzeczy, co? Nie wiem na przyk³ad, po co jeŸdzi pan takczêsto do Szwajcarii.Szwajcaria to pralnia brudnych pieniêdzy - tam zawsze siêcoœ dzieje - ale brudne pieni¹dze to nasza dzia³ka, Urzêdu do BadañSpecjalnych.Dlatego zastanawia³em siê, sk¹d te pañskie wyprawy.Bartlett lekko zmarszczy³ czo³o.¯e co proszê?Bardzo czêsto pan tam jeŸdzi, prawda?- Sk¹d przysz³o to panu do g³owy?Dupree wyj¹³ z kieszeni kartkê papieru.By³a trochê pognieciona, roz³o¿y³ j¹ nablacie biurka i wyg³adzi³.Widnia³o na niej mnóstwo kropek uk³adaj¹cych siê wkolisty wzór.Przepraszam za ten rysunek.Jest trochê niezdarny, ale to moje w³asne dzie³o.-Wskaza³ na kropkê znajduj¹c¹ siê najwy¿ej.- Tu jest Monachium.Tu ni¿ej,Innsbruck.Jedziemy na po³udniowy wschód: Mediolan i Turyn.Potem odbijamy napó³nocny wschód: Lyon, Dijon i Fryburg.Panie Dupree, czy to kurs geografii dla doros³ych?- Nie.D³ugo trwa³o, zanim do tego doszed³em.Musia³em grzebaæ w komputerach,na kontroli paszportowej i w liniach lotniczych.Koszmar, prawdziwy koszmar.Ale zaznaczy³em tu wszystkie lotniska, które odwiedzi³ pan w ci¹gu ostatnichpiêtnastu lat.Najczêœciej lata³ pan z Dulles, czasem przez Frankfurt alboPary¿.Wiêc siedzê tak sobie nad tymi kropkami, siedzê i myœlê: co te przeklêtelotniska maj¹ ze sob¹ wspólnego?Czujê, ¿e zaraz mi pan to powie - wtr¹ci³ Bartlett z lodowatym rozbawieniem woczach.Chryste, przecie¿ wystarczy spojrzeæ na ten rozrzut.Jaki wniosek by panwyci¹gn¹³? Jest tylko jeden, ca³kiem oczywisty, prawda? Wszystkie kropeczkile¿¹ w promieniu trzystu, trzystu dwudziestu kilometrów od Zurychu.O rzutberetem od Szwajcarii i w³aœnie to je ze sob¹ ³¹czy.Gdyby na przyk³ad chcia³pan odwiedziæ Szwajcariê, ale tak, ¿eby nie odnotowano tego w pañskimpaszporcie, wystarczy³oby pojechaæ do któregoœ z tych miejsc.W paszporcie, araczej w paszportach, bo odkry³em, ¿e ma pan dwa.Bardzo imponuj¹ce.- I doœæ powszechne w tej pracy.Bredzi pan, panie Dupree, ale dobrze, bawmysiê dalej.Powiedzmy, ¿e rzeczywiœcie je¿d¿ê czy jeŸdzi³em do Szwajcarii.Co ztego?W³aœnie, co z tego? To ¿adne przestêpstwo, nie zrobi³ pan nic z³ego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •