[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest tylko jedna rzecz cenniejsza dla Nemroda od tej teczki: kawa³ekpapieru w pañskiej kieszeni.Nale¿a³o wiêc przypuszczaæ, ¿e zosta³ powi¹zany z Ralphem Loringiem.Za³o¿enie Waszyngtonu, ¿e jego panika po znalezieniu zw³ok uwalnia go odpodejrzeñ, by³o b³êdne, a konkluzje Greenberga nies³uszne.Mo¿e jednak, jak sugerowa³ Greenberg, chcieli go po prostu wypróbowaæ.Mo¿etylko naciskali przed wydaniem wyroku uniewinniaj¹cego.Mo¿e jednak.Mo¿e tylko.Same przypuszczenia.Musia³ zachowaæ trzeŸwoœæ umys³u.Nie móg³ sobie pozwoliæ na zbyt gwa³towneruchy.Jeœli mia³ siê przydaæ, musia³ udawaæ niewini¹tko.Bola³o go ca³e cia³o.Oczy mia³ podpuchniête, a w ustach ci¹gle czu³nieprzyjemny po³¹czony posmak seconalu, wina i marihuany.By³ wykoñczony;zmog³o go napiêcie towarzysz¹ce próbom znalezienia odpowiedzi na retorycznepytania.Wróci³ pamiêci¹ do wczesnych dni w Wietnamie i przypomnia³ sobienajlepsz¹ radê, jak¹ otrzyma³ podczas tych tygodni niespodziewanej bitwy: ¿ebyodpoczywa³, kiedy tylko mo¿e, spa³ w ka¿dych mo¿liwych warunkach.Radapochodzi³a od sier¿anta liniowego, który, jak mówiono, mia³ za sob¹ wiêcejataków bojowych ni¿ ktokolwiek inny w delcie Mekongu.Który podobno przespa³zasadzkê, w jak¹ wpad³a wiêkszoœæ jego kompanii.Matlock wyci¹gn¹³ siê na pozosta³oœciach kanapy.Nie by³o sensu iœæ do sypialni- materac nie nadawa³ siê do u¿ytku.Rozpi¹³ pasek i zrzuci³ buty.Przeœpi siêparê godzin; potem porozmawia z Kresselem.Poprosi Kressela i Greenberga owymyœlenie jakiejœ historyjki, t³umacz¹cej w³amanie do jego mieszkania.Historyjki zaaprobowanej przez Waszyngton, a tak¿e przez tutejsz¹ policjê.Policja.Nagle usiad³.Wtedy nie zwróci³ na to uwagi, lecz teraz go to uderzy³o.Têpy,choæ zawodowo uprzejmy sier¿ant, którego zdolnoœci detektywistyczne ogranicza³ysiê do prymitywnej nagonki na “œwirów i czarnuchów”, zwraca³ siê do niego przezdwie godziny w mieszkaniu per “proszê pana”.Jednak przy wyjœciu, kiedyobraŸliwie zasugerowa³ mo¿liwoœæ ukrywania czegoœ przez Matlocka, powiedzia³ doniego “doktorze”.To pierwsze by³o normalne, to drugie bardzo nietypowe.Niktpoza terenem uniwersytetu - a i tam nader rzadko - nie tytu³owa³ go “doktorem”,podobnie jak i jego kolegów.Wiêkszoœæ posiadaczy tego tytu³u naukowego uwa¿a³ato za pretensjonalne i tylko ludzie pretensjonalni tego oczekiwali.Dlaczego sier¿ant tak powiedzia³? Nie zna³ go, nigdy go przedtem nie widzia³ naoczy.Sk¹d móg³ wiedzieæ, ¿e jest doktorem?Siedz¹c na kanapie, Matlock zastanawia³ siê, czy wysi³ek i napiêcie ostatnichgodzin nie zbieraj¹ teraz swojego ¿niwa.Czy nie doszukuje siê podtekstów tam,gdzie ich nie ma? Czy nie mog³o byæ tak, ¿e policja mia³a listê wyk³adowcówuczelni i dy¿urny przyjmuj¹cy meldunek sprawdzi³ na niej jego nazwisko,automatycznie dodaj¹c tytu³? Czy nie jest Ÿle nastawiony do sier¿anta, poniewa¿nie podobaj¹ mu siê jego uprzedzenia?Wiele rzeczy by³o mo¿liwych.I niepokoj¹cych.Matlock po³o¿y³ siê z powrotem i zamkn¹³ oczy.Pierwsze odg³osy dosiêgnê³y go niczym nik³e echo nap³ywaj¹ce z d³ugiego,w¹skiego tunelu.Potem skonkretyzowa³y siê jako gwa³towne, nieprzerwanepukanie.Pukanie, które nie ustawa³o lecz stawa³o siê coraz g³oœniejsze.Matlock otworzy³ oczy i zobaczy³ przyæmione œwiat³o dochodz¹ce z dwóch lampsto³owych po drugiej stronie pokoju.Le¿a³ z podkurczonymi nogami; na karku,opartym o szorstkie, sztruksowe obicie kanapy, zebra³ mu siê pot.Ale przezrozbite okno wpada³o ch³odne, o¿ywcze powietrze.Oprócz pukania s³ychaæ by³o nacisk czyjegoœ cia³a na drzwi.DŸwiêk dochodzi³ zprzedpokoju, od strony wejœcia.Spuœci³ nogi na pod³ogê i poczu³, ¿e s¹kompletnie zdrêtwia³e.Z trudem wsta³.Pukanie stawa³o siê coraz bardziej natarczywe.A potem us³ysza³ g³os:- Jimmy! Jimmy!Kuœtykaj¹c podszed³ do drzwi.- Ju¿ idê!Otworzy³ i do œrodka wpad³a Patrycja Ballantyne, ubrana w p³aszcz deszczowynarzucony na jedwabn¹ pi¿amê.- Jimmy, na mi³oœæ Bosk¹, próbowa³am siê do ciebie dodzwoniæ setki razy!- By³em w domu.Telefon nie dzwoni³.- Wiem.W koñcu zadzwoni³am na centralê i tam mi powiedzieli, ¿e jest zepsuty.Po¿yczy³am samochód i przyjecha³am jak najszybciej.- Nie jest zepsuty, Pat.By³a tu policja.u¿ywali go parê razy, zaraz siêrozejrzê i wyjaœniê, co siê sta³o.- O Bo¿e!Dziewczyna wesz³a przed nim do zrujnowanego pokoju.Matlock podszed³ dotelefonu na stole i wzi¹³ s³uchawkê.Szybko odsun¹³ j¹ od ucha, kiedy rozleg³siê ostry dŸwiêk przerwanego po³¹czenia.- Sypialnia - powiedzia³ id¹c tam.Na ³Ã³¿ku, na pozosta³oœciach jego materaca, sta³ drugi telefon.S³uchawka by³azdjêta z wide³ek i w³o¿ona pod poduszkê, ¿eby nie by³o s³ychaæ wibruj¹cegosygna³u roz³¹czenia.Ktoœ chcia³ uniemo¿liwiæ dodzwonienie siê do niego.Matlock usi³owa³ przypomnieæ sobie wszystkich, którzy tu byli.Razemkilkanaœcie osób.Piêciu czy szeœciu policjantów, w mundurach i po cywilnemu;mê¿czyŸni i kobiety z innych mieszkañ, jacyœ spóŸnieni przechodnie zwabieniwidokiem samochodów policyjnych.Wszyscy razem zlewali mu siê w oczach.Niepamiêta³ nawet ich twarzy.Od³o¿y³ aparat telefoniczny na stolik nocny i zobaczy³, ¿e Pat stoi w drzwiach.Mia³ nadziejê, ¿e nie widzia³a, jak wyjmuje s³uchawkê spod poduszki.- Ktoœ j¹ pewnie zrzuci³ przy robieniu porz¹dków - powiedzia³, udaj¹c irytacjê.- Co za cholerna sprawa; zw³aszcza ¿e musia³aœ po¿yczaæ samochód.Alew³aœciwie dlaczego? Co siê sta³o?Nie odpowiedzia³a.Odwróci³a siê i ogarnê³a wzrokiem bawialniê.- Co siê tu dzia³o?Matlock przypomnia³ sobie okreœlenie sier¿anta.- Nazywaj¹ to “zuchwa³e w³amanie”.Policyjne wyra¿enie oznaczaj¹ce tornado, jaks¹dzê.Rabunek.Po raz pierwszy w ¿yciu zosta³em obrabowany.Ca³kiem nowedoœwiadczenie.Pewno te dranie siê rozz³oœci³y, ¿e nie ma tu nic cennego idlatego zdewastowali mi ca³e mieszkanie.Dlaczego przyjecha³aœ?Dziewczyna mówi³a spokojnie, ale napiêcie w jej g³osie uzmys³owi³o mu, ¿e jestbliska paniki.Jak zawsze, kiedy by³a zdenerwowana, narzuci³a sobie dyscyplinêi opanowanie.By³a to jej charakterystyczna cecha.- Parê godzin temu - dok³adnie za piêtnaœcie czwarta - obudzi³ mnie telefon.Jakiœ facet pyta³ o ciebie.By³am zaspana i pewno nie wypad³am najm¹drzej, aleuda³am oburzenie, ¿e ktoœ mo¿e ciê u mnie szukaæ.Nie wiedzia³am, co robiæ.By³am skonsternowana.- Jasne, rozumiem.Co dalej?- Powiedzia³, ¿e mi nie wierzy.¯e k³amiê.By³am tak zdumiona, ¿e ktoœ dzwonido mnie o czwartej nad ranem i zarzuca mi k³amstwo, i taka zmieszana.- Co powiedzia³aœ?- Niewa¿ne, co ja powiedzia³am; wa¿ne, co on powiedzia³.Powiedzia³, ¿ebym ciprzekaza³a, ¿ebyœ “zamkn¹³ oczy i milczkiem w trawie siê po³o¿y³”.Powtórzy³ todwa razy! Powiedzia³, ¿e to taki g³upi dowcip, ale ty zrozumiesz.Przestraszy³am siê.Czy naprawdê rozumiesz?Matlock min¹³ j¹ w drzwiach i wszed³ do bawialni.Siêgn¹³ po papierosy,staraj¹c siê zachowaæ spokój.Stanê³a przy nim [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •