[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WIlonie Loebe by³o po prostu to coœ, co powodowa³o, ¿e chcia³em wydaæ siê w jejoczach lepszym cz³owiekiem.Widzia³em j¹ upokorzon¹, brudn¹, gwa³con¹,nieszczêœliw¹, z twarz¹ wykrzywion¹ nienawiœci¹, strachem oraz rozpacz¹.Niektóre z tych obrazów budzi³y mój ¿al lub gniew, ale ¿aden nie budzi³ odrazy.Widzia³em j¹ te¿ szczêœliw¹, rozeœmian¹, natchnion¹, z oczami rozp³omienionymimi³oœci¹ lub rozjarzonymi gniewem.I s¹dzi³em, ¿e œwiat zas³u¿y³ na odrobinêpiêkna, któr¹ ona mog³a mu daæ.Nie zamierza³em jednak tego wszystkiego mówiæGersardowi, gdy¿ niechybnie uzna³by, ¿e oszala³em.Zreszt¹.mo¿e nie?– A ja? Czy mój los nie jest gorzki? Czy zas³u¿y³em sobie na podagrê, wrzody,na codzienne obcowanie z g³upcami takimi jak ty i setki innych? – zapyta³rozeŸlony biskup.– Oczywiœcie, ¿e Wasza Ekscelencja na to zas³u¿y³ – odpar³em i zobaczy³em, jakna jego twarzy pojawia siê gniewne zaskoczenie, a oczy znowu ciemniej¹.– Gdy¿Wasza Ekscelencja – kontynuowa³em szybko – nie bacz¹c na w³asne cierpienie,poœwiêci³ si³y Bo¿ej chwale i doczesnemu szczêœciu niewdziêcznych obywatelitego miasta.Wasza Ekscelencja dŸwiga krzy¿ Chrystusowy, nie bacz¹c na cenê,któr¹ przychodzi p³aciæ ka¿dego dnia oraz nie oczekuj¹c uznania bliŸnich.Zamilk³em i z dr¿eniem serca czeka³em, jak zareaguje biskup.Gniewny grymaspowoli ust¹pi³ z jego twarzy.Przetar³ powieki d³oni¹.– To prawda – powiedzia³ w zamyœleniu i uniós³ wzrok ku sufitowi.– Szczeraprawda, synku, ¿e s³u¿ê Panu, jak tylko potrafiê, choæ ka¿dego dnia p³aczê,mówi¹c: „Eli, Eli, lama sabachtani”.Ale nie ka¿dy jest zdolny ponieœæ krzy¿.To chcia³eœ powiedzieæ, czy¿ nie?– Wasza Ekscelencja czyta w moich myœlach – odpar³em cicho.– Ona go nieœæ nie musi – rzek³ jakby do siebie.– I ja go zdejmê z jej ramion– zadecydowa³, wzdychaj¹c g³êboko.– Podaj mi pióro, synku.Szuka³ przez d³u¿szy czas czystej karty, a potem zacz¹³ pisaæ, lecz ba³em siêprzygl¹daæ, co dok³adnie.W koñcu posypa³ pismo piaskiem i przeczyta³ uwa¿nie.Popchn¹³ dokument w moj¹ stronê.– Niech kancelaria go podpieczêtuje – rzek³.– Ka¿ im te¿ przygotowaæ wniosek oprzyznanie pannie Loebe do¿ywotniej rocznej pensji w wysokoœci.– urwa³ ispojrza³ na mnie.– W jakiej wysokoœci, Mordimerze?– Sama œwiadomoœæ ³askawej pamiêci Waszej Ekscelencji bêdzie dla niejwystarczaj¹c¹ pociech¹ – odpar³em uni¿onym tonem, gdy¿ Gersard zapewnewystawia³ mnie na próbê.– Ja wiem – znowu westchn¹³ – ale ¿yæ trzeba.Powiedzmy: trzysta koron.Nie by³y to wielkie pieni¹dze, zw³aszcza by utrzymaæ siê za nie przez ca³y rok,ale komuœ chc¹cemu ¿yæ skromnie, choæ godnie, mog³y najzupe³niej wystarczyæ.– To wiêcej ni¿ szczodrobliwie, jeœli wolno mi wyraziæ w³asne zdanie –powiedzia³em.– Albo i piêæset.– Machn¹³ upierœcienion¹ d³oni¹.– Te kilka groszy nie zubo¿yprzecie¿ biskupstwa.Mo¿esz ju¿ odejœæ.Sk³oni³em siê g³êboko, ale biskup nagle wsta³ z krzes³a i zbli¿y³ siê do mniechwiejnym krokiem.Owion¹³ mnie zapach wina.– Kiedy na ni¹ patrzy³em – powiedzia³ Gersard, opieraj¹c siê ciê¿ko na moimramieniu.– Pragn¹³em, by.– zatoczy³ siê niebezpiecznie, wiêc gopodtrzyma³em za ³okieæ – by jej oczy.– zamilk³ na d³ug¹ chwilê.– Odbi³y prawdziwy obraz? – spyta³em cicho, chocia¿ zapewne powinienem ugryŸæsiê w jêzyk.Spojrza³ na mnie spod zapuchniêtych powiek.Teraz dopiero, z bliska,zauwa¿y³em, ¿e na twarzy pojawi³y mu siê ciemne, w¹trobiane plamy.By³ tylkostarym, chorym i nieszczêœliwym cz³owiekiem, w którego oczach malowa³o siêœmiertelne znu¿enie.– Tak – odpar³.– Ty rozumiesz, Mordimerze, prawda?– Rozumiem, Wasza Ekscelencjo – odpar³em, zastanawiaj¹c siê, czy w przysz³oœcinie zap³acê zbyt wysokiej ceny za chwilê szczeroœci biskupa.– W³aœnie.– Popchn¹³ mnie lekko.– IdŸ wreszcie, niech nie czeka.Przyklêkn¹³em i uca³owa³em biskupi pierœcieñ.W oku tego pierœcienia wprawionyby³ okruch kamienia, na który nast¹pi³ nasz Pan, schodz¹c z krzy¿a swej mêki.Lecz Gersard nie patrzy³ na mnie, ale gdzieœ w przestrzeñ.Mo¿e spoziera³ nazgliszcza w³asnej m³odoœci, a mo¿e z obaw¹ popatrywa³ w przysz³oœæ? A mo¿etylko zastyg³ w pijackim otêpieniu? Któ¿ to móg³ wiedzieæ? I kogo to taknaprawdê obchodzi³o?Zamkn¹³em za sob¹ ostro¿nie drzwi i wtedy dopiero spojrza³em na dokument.Listkredytowy opiewa³ na sumê p³atn¹ na okaziciela.– Mój Bo¿e – powiedzia³em i poda³em kartê Ilonie.Wpatrywa³a siê w niewyraŸne pismo Gersarda, jakby nie mog³a poj¹æ jego treœci.– Pomyli³ siê o jedno zero, prawda? – zapyta³a cicho.– Nie – odpar³em.– Suma zosta³a równie¿ wypisana s³ownie.Do tego zapewni³ ciroczn¹ pensjê.– Odetchn¹³em g³êbiej.– Zostañ tu, moja droga, a ja za³atwiêniezbêdne formalnoœci.To jeszcze chwilê potrwa.* * *Staliœmy przy bia³ej bramie biskupiego pa³acu, kilkanaœcie kroków od znudzonychstra¿ników, którzy drzemali, opieraj¹c g³owy na drzewcach halabard.Zachodz¹ces³oñce po³yskiwa³o na srebrnych kopu³ach dachów.– Ja nie wiem.Nie obraŸcie siê.Ale czy nie powinnam wam jakoœ.podziêkowaæ.– Ilona siêgnê³a bezwiednie d³oni¹ tam, gdzie ukry³a listkredytowy od Jego Ekscelencji.– Nie, moja mi³a – odpar³em stanowczym tonem, gdy¿ Mordimer Madderdin nieokrada biedaków, nawet jeœli niespodziewanie siê wzbogacili.– Musisz zacz¹ænowe ¿ycie, a ta suma z ca³¹ pewnoœci¹ ci siê przyda.Pozwól te¿, ¿e dam ciradê p³yn¹c¹ ze szczerego serca: nigdy wiêcej nie mów, ¿e jesteœ nic niewarta.Bo znaczymy tylko tyle, na ile potrafimy wyceniæ siê we w³asnych oczach.Podnios³a na mnie wzrok i zobaczy³em, ¿e p³acze.– To mo¿e zjecie ze mn¹ chocia¿ obiad? – zapyta³a przez ³zy.– Niestety, moja piêkna.Wybacz, ale jestem umówiony w pewnej nie cierpi¹cejzw³oki sprawie.Poca³owa³em j¹ w oba policzki, a ona uœcisnê³a mnie mocno i d³ugo pozosta³a wmoich objêciach.– Dziêkujê – powiedzia³a.– Naprawdê dziêkujê.Zawsze, jeœli byœciepotrzebowali przyjaciela, mo¿ecie na mnie liczyæ.– To ja ci dziêkujê – odpar³em i kiwn¹³em tylko g³ow¹, kiedy spojrza³a na mniez niezrozumieniem w oczach.– Napisz, jak ci siê wiedzie – powiedzia³em na koniec.– A gdybyœ mia³ak³opoty, nie zawahaj siê mnie zawiadomiæ.Przybêdê tak szybko, jak tylko bêdêmóg³.– Mój rycerz na bia³ym koniu.– Uœmiechnê³a siê przez ³zy i pog³aska³a mniepo policzku.Rozeœmia³em siê, a potem patrzy³em za ni¹, jak odchodzi³a, smuk³a i œliczna,gotowa stawiæ czo³a nowym wyzwaniom, które czeka³y j¹ w ¿yciu.Westchn¹³em.Mnie równie¿ czeka³y pewne wyzwania, choæ nieco odmiennego rodzaju [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •