[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Starczy.£adunek pañski uwa¿am za usprawiedliwiony.Obci¹¿a pana tylkolekkomyœlnoœæ, z jak¹ pan swój przychówek pomno¿y³ do pi¹tki.Nie wystarczy³bypanu jeden spadkobierca?Uspokojony kapral umieœci³ tobo³y pod ³awk¹ i zapali³ fajkê.— Trudno, panie feldfebel, ju¿ teraz tego nie naprawiê.— Trudno, nie naprawiê — kpi¹co powtórzy³ Szökölön, którego wypity rum zrobi³rozmownym.— Myœlê, ¿e teraz tego naprawiæ nie mo¿na, g³Ã³wek im pan niepoukrêca.Ale teraz ma pan k³opot z ¿arciem.— Pan Wêgier?— Wêgier, panie kapral, Stary kapral cmokn¹³.— Bogaty macie kraj, bo-ga-ty.— Ale chyba nied³ugo zbiednieje, je¿eli wszyscy kaprale sanitarni bêd¹ takietransporty do domu wysy³ali — zauwa¿y³ Kania.— Ja, panie feldfebel, to — skromnie usprawiedliwiaj siê kapral — raz namiesi¹c tak¹ porcjê wyœlê.Ale gdyby pan widzia³, co wysy³aj¹ panowiedowódcy.Wagony ca³e!— I to wszystko z Wêgier! — Szökölön pokiwa³ g³ow¹.— Biedna moja ojczyzna!Okrada j¹ ka¿dy drañ z koñca œwiata.Diabli mnie bior¹, kiedy o tym s³yszê.Niechby brali swoi, to przynajmniej nie ¿al.Kapral sanitarny usi³owa³ niemi³¹ dla siebie rozmowê skierowaæ na inne tory.Licho wie, co takiemu podpitemu Madziarowi mo¿e do ³ba strzeliæ.Rozczuli siênad swoj¹ okradan¹ ojczyzn¹ i gotów,posiekaæ bagnetem na gulasz narodowy.— Daleko panowie jad¹, jeœli wolno wiedzieæ? Kania nonszalancko za³o¿y³ nogê nanogê.— Do g³Ã³wnej kwatery.— Zaraz widaæ, ¿e jakaœ wa¿na delegacja s³u¿bowa — zauwa¿y³ przenikliwiekapral.— Poznaæ to po mundurach.Takiego umundurowania w hinterlandzie siê nienosi.Panowie tam na s³u¿bê jak¹ jad¹?— Nie.Jedziemy prosiæ Najjaœniejszego Pana, ¿eby nam jad³o- ' spis na fronciezmienili.Za du¿o ry¿u i polenty dostajemy, a to rozstraja ¿o³¹dki.Kapral ukradkiem popatrzy³ na wszystkich nie zaprzeczy³.Wlaz³eœ miêdzy wrony,krakaj jak i one.poir.yüaí Grunt, ¿ebym swoje paczki przewióz³.— Pan feldfebel dawno na froncie?— Dwa lata.— Ma pan widaæ, panie feldfebel, wyj¹tkowe szczêœcie.W naszym szpitalu s¹ranni spod Monte Gabriele i znad Isonza.Jak siê s³ucha tego, co opowiadaj¹,niedobrze siê robi i wierzyæ siê nie chce, ¿eby cz³owiek móg³ tak d³ugowytrzymaæ i nie zwariowaæ.— Niechby tak przeszli dziesiêæ ofensyw pod Piav¹ jak ja i niech wtedy panuopowiadaj¹, co prze¿yli! Dopiero by siê pan dowiedzia³ naprawdê, co to jestfront w³oski.— Ale te¿ i orderów ma pan feldfebel wiele.— Mam jeszcze kilka w kuferku — niedbale odpowiedzia³ Kania — nie noszêwszystkich, bo za ciê¿ko.Nie nosi wszystkich, bo za ciê¿ko, z podziwem pomyœla³ kapral, oto prawdziwybohater.Skromny i nie zarozumia³y.Jeden z tych dzielnych podoficerów, októrych tak ³adnie pisz¹ w gazetach.A ja mam tylko jedn¹ medalinê za wiern¹s³u¿bê i tê noszê stale.Je¿eli chodzi o medale, Kania mówi³ prawdê.Mia³ rzeczywiœcie w kuferku jeszczekilka sztuk.Otrzyma³ ca³¹ kolekcjê od Ivanovicia, który j¹ œci¹gn¹³ z gablotkiw komendzie garnizonu, gdzie zdobi³y poczekalniê i dzia³a³y na wyobraŸniêwszystkich przychodz¹cych tam wojskowych.Czas schodzi³ im szybko.Opowiadania Kani o zmyœlonych prze¿yciach na fronciew³oskim, jego perypetie we wszystkich s³awnych bitwach, podane barwnie i zeswad¹, by³y bardzo interesuj¹ce i poczciwy kapral sanitarny, wysiadaj¹c naswojej stacji, z szacunkiem uœcisn¹³ mu rêkê.— ¯yczê panu szczêœliwego powrotu do domu.— Dziêkujê; od siebie ¿yczê panu nominacji na podoficera ¿ywnoœciowego.Miejsce kaprala zaj¹³ zaspany jednoroczny ochotnik z walizeczk¹.S³u¿biœciezapyta³ Kaniê, czy mo¿e zaj¹æ miejsce, i nie usiad³, zanim nie otrzyma³pozwolenia.Jednoroczny by³ m³odziutkim ch³opcem o rumianych policzkach i widaæby³o, ¿e dopiero niedawno ukoñczy³ szko³ê.Na medale Kani patrzy³ z jakimœzabobonnym podziwem i nie móg³ od nich oczu oderwaæ.Wzbudza³y w nim respektdla tego wygi frontowego, za jakiego go wzi¹³.— Daleko pan jedzie? — zapyta³ Kania.Jednoroczny zerwa³ siê z ³awki i stan¹³na bacznoœæ.— Na trzeciej stacji wysiadam, panie feldfebel.— SiedŸ pan, panie jednoroczny ochotniku.Nie bêdê móg³ z panem rozmawiaæ,je¿eli pan bêdzie siê tak s³u¿bowo zachowywa³.Jeszcze pan nie odwyk³ od tychwszystkich szkolnych szopek.U nas na froncie, w Syrii, dawnoœmy o tychrzeczach zapomnieli.Podziw jednorocznego zwiêkszy³ siê.A wiêc z frontu i w dodatku z Syrii,pomyœla³.— Czy wolno mi wiedzieæ, ile pan ma lat, panie jednoroczny?— Skoñczy³em dziewiêtnaœcie, panie feldfebel.— M³ody z pana cz³owiek.Idzie pan teraz pewnie do szko³y oficerskiej?— Jadê za tydzieñ na kurs lotniczy, teraz mam urlop.— Z jednej szko³y do drugiej.hm.Ale nie radzi³bym panu iœæ do lotnictwa.S³u¿y³em kiedyœ w balonach obserwacyjnych i znam to bujanie w powietrzu.Nazawroty g³owy pan nie cierpi?— Nie, by³em ju¿ badany i jestem uznany za zdolnego do s³u¿by w powietrzu.— S¹ ró¿ne gusta i guœciki, panie jednoroczny ochotniku.Wed³ug mnie lepiej bypan zrobi³, gdyby siê pan kaza³ przydzieliæ do grupy azjatyckiej.O wiele tociekawsze od bujania w powietrzu.Zobaczy³by pan kawa³ œwiata, pozna³ ró¿neludy, zwiedzi³ przy okazji Ziemiê Œwiêt¹.— Czy du¿o jest naszych oddzia³Ã³w w Azji Mniejszej, panie feldfebel.— MoŸdzierze i kilka drobnych formacji innych rodzajów broni.Tyle tylko, ¿ebywykazaæ Turkom, i¿ wspó³dzia³amy z nimi.Niech i koalicja widzi solidarnoœæmiêdzy sprzymierzeñcami.— Bardzo tam s¹ ciê¿kie walki? Ma³o tu siê w kraju s³yszy o tym froncie, bo tamprzewa¿nie Niemcy operuj¹.— Ciê¿kie? Bo ja wiem.Ciê¿ej jest chyba we Francji i W³oszech, ale w Syrii iw Palestynie s¹ bezwzglêdniejsze i okrutniejsze.Tam siê nie walczy, tam siêszlachtuje.Tam, panie jednoroczny, nie pomagaj¹ regulaminy ani szko³y, tylkoodwaga i spryt.S³ysza³ pan pewnie o fanatyzmie mahometan? Niech pan sobieWyobrazi, ¿e siedzi pan na przyk³ad przy karabinie maszynowym, a na pana walihorda Arabów na wielb³¹dach, wymachuje karabinami i wrzeszczy: „A³³a inszA³³a".Kosi pan karabinem maszynowym, ¿e siê tylko bokami nakrywaj¹, alereszta, jakby tego nie widzia³a, dalej pêdzi naprzód.Ech, panie jednorocznyochotniku! Jak panu, dajmy na to, amunicja wysz³a, a oni s¹ blisko, nie zd¹¿ypan nawet pisn¹æ, kiedy pana maj¹.Uciekaæ nie ma gdzie i kiedy, bo naszewielb³¹dy s¹ za wydmami, i nie pozostaje do zrobienia nic innego, jakzakomenderowaæ sobie: „Do modlitwy" i zdj¹æ turban, ¿eby im lepiej by³o ci¹æ wkark.— To tam siê turbany nosi?— Turbany albo fezy z takimi bia³ymi zas³onami na kark, ¿eby os³abiæ dzia³anies³oñca.Na pustyni bardzo ³atwo o pora¿enie s³oneczne.Przez przedzia³ powia³o egzotyzmem i jednorocznemu oczy zaczê³y b³yszczeæ.Wyj¹³ papieroœnicê i nieœmia³o poda³ j¹ azjatyckiemu bohaterowi.— Bardzo dobre papierosy pan pali, panie jednoroczny.— Dosta³em od ojca, jest pu³kownikiem.Kani wcale to nie zaimponowa³o.— W³aœciwie to my tam lepsze palimy.Z³apa³em kiedyœ na granicy Iraku jednegoszejka Wahabitów z tytoniem.Takiego jeszcze nie pali³em.Ale najprzyjemniejpali siê nargile [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •