[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie, nawet wojsko nie mogli dotrzymaæ mupola.Po ostatniej bitwie uciek³em z innymi.Nie chcia³em, by moje kciukipowiewa³y na jakimœ barbarzyñskim proporcu.Wtedy otrzyma³em wasz¹ wiadomoœæ.Powiedzcie, co sta³o siê na Pyrrusie?- Koniec - Kerk stwierdzi³ sucho.- Miasto, ludzie.Wszyscy, wszystkozniszczone.Rhes nie znalaz³ na to s³Ã³w.Milcza³ przez chwilê; potem napotkawszy wzrokMety, podj¹³ znowu.- Jason ma lub raczej mia³ radio.Nied³ugo potem, jak dotar³em do rakiety,otrzyma³em od niego wiadomoœæ.Nie zd¹¿y³em odpowiedzieæ, a on te¿ nieprzekaza³ jej do koñca.Nie mia³em w³¹czonego magnetofonu, ale dobrzezapamiêta³em to, co mówi³.Powiedzia³, ¿e wkrótce bêdzie mo¿na otworzyækopalniê, ¿e wygraliœmy.Chcia³ dodaæ coœ kleszcze, ale ³¹cznoœæ zosta³o nagleprzerwana.Wtedy w³aœnie musieli po niego przyjœæ.Od tego czasu wiêcej go nies³ysza³em.- Co masz na myœli? - szybko spyta³a Meta.- Temuchin za³o¿y³ sw¹ stolicê w Eolasair, najwiêkszym mieœcie w Ammh.Trzymatam Jasona.w klatce, przed pa³acem.Z pocz¹tku torturowa³ go; teraz chce gozag³odziæ na œmieræ.- Dlaczego? Z jakiego powodu?- Koczownicy wierz¹, ¿e demona w ludziej postaci nie mo¿na zabiæ.Normalna broñsiê go nie ima.Ale jeœli dostatecznie d³ugo go g³odziæ, cielesna pow³okazniszczeje i w³aœciwy demon zostanie uwolniony.Nie wiem, czy Temuchin wierzy wte bzdury, ale tak w³aœnie czyni.Jason wisi w tej klatce ju¿ piêtnasty dzieñ.- Musimy tam jechaæ - krzyknê³a Meta, zrywaj¹c siê na równe nogi.- Musimy gouwolniæ.- Zrobimy to - powiedzia³ Kerk.- Ale to trzeba robiæ m¹drze.Rhes, mo¿eszzdobyæ dla nas jakieœ ubrania i moropy?- Oczywiœcie.Ile wam potrzeba?- Nie mo¿emy przedzieraæ siê na si³ê.Nie przeciwko w³adcy ca³ej planety.Pojedziemy tylko my dwaj.Zobaczymy, co siê da zrobiæ.- Jadê z wami - powiedzia³a Meta.Kerk kiwn¹³ g³ow¹.- A wiêc troje.Natychmiast.Nie wiemy, ile wytrzyma w tych warunkach.-- Daj¹ mu codziennie kubek wody.- Rhes nadal unika³ spojrzenia Mety.-Polecimy statkiem.Poka¿ê wam drogê.Ju¿ niewa¿ne, ¿e ludzie w mieœcie dowiedz¹siê, ¿e jestem spoza planety.By³o to tu¿ przed po³udniem.Uœpienie moropów i zabranie ich do ³adownizaoszczêdzi³o im sporo czasu.Eolasair le¿a³o nad rzek¹, poœród kopulastych wzgórz, w pobli¿u lasu.Wyl¹dowali najbli¿ej, jak tylko siê uda³o.Dosiedli moropów, gdy tylko jeocucili.PóŸnym popo³udniem wjechali do miasta.Rhes rzuci³ jakiemuœdzieciakowi drobn¹ monetê, by wskaza³ im drogê do pa³acu.Mia³ na sobie swojekupieckie szaty.Kerk by³ w pe³nym rynsztunku bojowym.Meta, tutejszymzwyczajem, mia³a twarz zas³oniêt¹.Rêce zacisnê³a na siodle, gdy¿ z trudemtorowali sobie drogê przez zat³oczone ulice.Dopiero przed pa³acem by³o pusto.Dziedziniec by³ wy³o¿ony marmurem,wypolerowanym i b³yszcz¹cym, inkrustowanym z³otymi ¿y³kami.Pilnowa³ go oddzia³wojowników.Ich zaroœniête twarze dziwnie kontrastowa³y ze zdobycznymipancerzami, ale broñ trzymali w pogotowiu i byli tak samo groŸni, jak nawysokich równinach.Mo¿e nawet bardziej, gdy¿ ciep³y kilmat na pewno niepoprawia³ o im humoru.Miêdzy dwoma kolumnami stoj¹cymi po obu stronachdziedziñca przeci¹gniêty by³ gruby ³añcuch.Na nim, dobre dwa metry nad ziemi¹,wisia³a klatka z grubych prêtów.Nie mia³a wyjœcia.Zbudowano j¹ wokó³wiêzienia.- Jason - szepnê³a Meta, patrz¹c na zwiniêt¹ w klatce postaæ.Jeniec nie drgn¹³ nawet.Nie mo¿na by³o stwierdziæ, czy ¿yje.- Ja siê tym zajmê - powiedzia³ Kerk, zeskakuj¹c ze swego moropa.- Czekaj! - krzykn¹³ za nim Rhes.- Co chcesz zrobiæ? To, ¿e dasz siê zabiæ niepomo¿e Jasonowi.Kerk go nie s³ysza³.Zbyt wiele ostatnio straci³ i zbyt wiele wycierpia³, bymóg³ dzia³aæ racjonalnie.Ca³a jego nienawiœæzwróci³a siê teraz przeciw jednemu cz³owiekowi i nic go nie mog³o powstrzymaæ.- Temuchin! - rykn¹³.- Wy³aŸ z tej swojej poz³acanej kryjówki! ZejdŸ na dó³,ty tchórzu i spójrz mi w oczy.Mnie, wodzowi Pyrrusan! Poka¿ siê - TCHÓRZU!Ahankk, który by³ dowódc¹ stra¿y, wybieg³ z obna¿onym mieczem, ale Kerk, niespuszczaj¹c oczu z pa³acu, zdzieli³ go tylko na odlew i Ahankk upad³ nadziedziniec.Le¿a³ tam martwy lub nieprzytomny.Raczej martwy - s¹dz¹c ponienaturalnym u³o¿eniu g³owy.- Temuchin, tchórzu, wychodŸ! - znowu krzykn¹³ Kerk.Kiedy og³uszeni ¿o³nierzesiêgnêli po broñ, odwróci³ siê do nich, warcz¹c: - Psy, chcecie mniezaatakowaæ? Mnie, Kerka, wielkiego wodza Pyrrusan? Zdobywcê W¹wozu?Cofnêli siê przed tym wybuchem, a on odwróci³ siê, s³ysz¹c jak wrota pa³acuotwieraj¹ siê z hukiem.Temuchin wyszed³ na zewn¹trz.- Na zbyt wiele sobie pozwalasz - wycedzi³ z zimn¹ pasj¹.- To ty sobie pozwalasz - odpar³ Kerk.- Z³ama³eœ prawo.Pojma³eœ cz³owieka zmego plemienia i torturowa³eœ bez powodu.Jesteœ tchórzem, Temuchinie i mówiêci to w twarz przed twoimi ludŸmi.Miecz Temuchina - ostry jak brzytwa - b³ysn¹³ w s³oñcu.- Powiedzia³eœ dosyæ, Pyrrusaninie.Móg³bym kazaæ ciê wypatroszyæ ¿o³nierzom,ale wolê sobie zostawiæ tê przyjemnoœæ.Chcia³em ciê zabiæ w chwili, gdy ciê poraz pierwszy zobaczy³em i powinienem by³ to zrobiæ.Poniewa¿ przez ciebie iprzez tê kreaturê, któr¹ zwiesz Jasonem, straci³em wszystko.- Nic nie straci³eœ.Jeszcze.- odrzek³ Kerk, mierz¹c w gard³o wodza.- Alezaraz stracisz ¿ycie.Zabijê ciê.Temuchin spuœci³ ostrze na jego g³owê.Cios ten móg³ rozp³ataæ cz³owieka nadwoje, ale stal zadzwoni³a tylko o miecz Kerka.Z furi¹ natarli na siebie;¿adnych szkolnych ciosów, ¿adnych regu³.Ewentualne zwyciêstwo nale¿a³o dosilniejszego.W ciszy dziedziñca s³ychaæ by³o tylko dŸwiêczenie stali i ciê¿kie oddechywalcz¹cych.¯aden siê nie podda³, a byli godnymi siebie przeciwnikami.Kerk by³starszy, ale silniejszy.Za to Temuchin od dziecka zaprawiony do walki namiecze.Niejedn¹ bitwê mia³ za sob¹; zupe³nie nie zna³ uczucia strachu.Rozdzia³ XXIII- Ju¿ nie chcê - zaprotestowa³ Jason, odsuwaj¹c jedzenie, które przynios³a muMeta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •