[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim cienie po³o¿y³y kres temu nap³ywowi, równinê zas³a³y dziesi¹tki tysiêcycia³.Liczne monstra uciek³y do s¹siednich œwiatów.Wszêdzie, gdzie siêznalaz³y, szerzy³y terror i znisz­czenie, póki bram nie zmodyfikowano w takisposób, aby unie­mo¿liwiæ ich przejœcie.Równina opustosza³a na wieki.Potemprzysz³a epoka, gdy bez wiêkszego entuzjazmu wznowiono wy­mianê handlow¹, pókijakiœ geniusz nie opracowa³ barier ochron­nych, os³aniaj¹cych obecnie drogi ikrêgi.Cienie widzia³y wszystko.Nic nie zapomina³y.Widzia³y i pa­miêta³y misjonarzyKiny, którzy uciekli z mojego œwiata w mo­mencie najwiêkszej furiiRhaydreynaka.W ka¿dym ze œwiatów, do którego zdo³ali dotrzeæ, zawsze znalaz³osiê paru gotowych nadstawiæ ucha na mroczn¹ pieœñ bogini, byli wœród nich nawetsynowie twórców cieni.Trudno przypuszczaæ, by w obliczu takich ograniczeñ i niebez­pieczeñstw handelby³ szczególnie prê¿ny.Trzeba by³o naprawdê stanowczych ludzi, aby braæ nasiebie ryzyko pokonania równiny.Szczyt wymiany przypada³ na czasy, gdy zeœwiata, który my znaliœmy pod nazw¹ Khatovaru, wyruszy³y kolejne ekspedycje,aby zdecydowaæ, który ze œwiatów najlepiej nadaje siê na gos­podarzakosmicznego obrz¹dku, nazwanego Rokiem Czaszek.Wyznawcy Kiny z innych œwiatów przy³¹czyli siê do tych poszukiwañ.Kompaniemaszerowa³y i wraca³y.Nie sposób by³o zaprowadziæ zgody w szeregach wiernych.Osi¹gniêto w istocie bardzo niewiele.Na koniec jednak wypracowano ugodê.Po­œwiêcony powinien zostaæ przede wszystkim œwiat, który w tak odra¿aj¹cysposób potraktowa³ Dzieci Kiny.Potomkowie Rhayd­reynaka zbior¹ plony tego, coon zasia³.Wys³ane kompanie bynajmniej nie sk³ada³y siê z rzesz fana­tyków.Równina by³aniebezpieczna.Niewielu ludzi mia³o ochotê na podró¿ przez ni¹.Wiêkszoœæ¿o³nierzy rekrutowa³a siê wiêc z przymusowego poboru albo z szeregów drobnychprzestêpców pod dowództwem nielicznych fanatycznych kap³anów.Nie ocze­kiwanoich powrotu.Rodziny wyruszaj¹cych odprawia³y cere­monie pogrzebowe, zanim ichsynowie, zwani Wojownikami Koœci albo Kamiennymi ¯o³nierzami, dali choæ jedenkrok na równinie — mimo i¿ kap³ani obiecywali ka¿dorazowo, ¿e ich nieobecnoœænie potrwa d³u¿ej ni¿ kilka miesiêcy.Nieliczni, którzy powrócili, zazwyczaj docierali do domów w stanie ca³kowitegowyczerpania, tak odmienieni, zgorzkniali i nieprzystêpni, ¿e otrzymywali miano¯o³nierzy Ciemnoœci.Nigdzie tam, gdzie zapuœci³a korzenie, religia Kiny nie zdo­by³a sobieogromnych rzesz wyznawców.Zawsze liczona w po­czet mniejszoœci, w koñcustraci³a nawet tê si³ê, jak¹ siê cieszy³a, w miarê jak mija³y pokolenia, zaœpocz¹tkowy zapa³ ustêpowa³ miejsca nieuchronnej, nudnej i têpej w³adzyfunkcjonariuszy.Jeden œwiat po drugim odwraca³ siê od Kiny i od ambicjizwi¹zanych z równin¹.Nasta³a Epoka Mroku.Jedna brama po drugiej rozpada³a siêi nikt ich nie naprawia³.Z tych, które spotka³ inny los, i tak nikt niekorzysta³.Œwiaty starza³y siê, wyczerpane, zmêczone, rozpaczliwie poszukiwa³ydróg do od­rodzenia.Niewykluczone, ¿e przodkowie Nyueng Bao byli ostat­nimwielkim oddzia³em, który przeszed³ z jednego œwiata do drugiego.Nadto w jegosk³ad weszli czciciele Kiny uciekaj¹cy przed przeœladowaniami, jakie nast¹pi³yw czasach, gdy wiêk­szoœæ ludów ich œwiata opanowa³a szaleñcza wrêcz ksenofobiai z determinacj¹ wziê³y siê do eksterminacji wszelkich obcych wp³ywów.Przodkowie Nyueng Bao, Synowie Umar³ych, przy­siêgali powróciæ do swej KrainyNieznanych Cieni w glorii zwyciêstwa.Ale, rzecz jasna, poniewa¿ po drugiejstronie rów­niny znaleŸli bezpieczn¹ przystañ, ich potomkowie szybkoza­pomnieli, kim i czym wczeœniej byli.Tylko garstka kap³anów pamiêta³a — i tow nie do koñca poprawnej wersji — historiê w³asnego ludu.Cichy g³os ledwo przedosta³ siê do mojej œwiadomoœci.„Siostro, siostro", powiedzia³.Nie zobaczy³am nic, poczu³am tylko pierzastydotyk.Ale to wystarczy³o, aby dusza ma skrêci³a siê, sprê¿y³a i przeskoczy³a wzupe³nie inne miejsce, w którym, kiedy nabra³am wreszcie widmowego oddechu,nozdrza me zaraz wype³ni³ smród rozk³adaj¹cych siê cia³.Sta³am poœrodku morzakoœci.Jego powierzchnia porusza³a siê w rytm jakichœ niezna­nych przyp³ywów.Coœ siê sta³o z moimi oczami.Pole widzenia by³o zniekszta³­cone, a obecne wnim przedmioty — rozdwojone.Unios³am d³oñ, by przetrzeæ powieki.izobaczy³am bia³e lotki.Nie! Niemo¿liwe! Przecie¿ nie mogê za Murgenem pod¹¿aæ jego œcie¿k¹.Nie mogêpozwoliæ, by zerwa³y siê wiêzi kotwicz¹ce mnie w moim czasie.Wcale tego niechcia³am! Chcia³am tylko.„Kra!" Ale nie dochodzi³o to z mojego dzioba.Przed moimi oczami przemknê³a czarna sylwetka, roz³o¿y³a skrzyd³a, zaczê³azwalniaæ.Szpony siêgnê³y w moj¹ stronê.Odwróci³am siê gwa³townie, sfrunê³am z martwej ga³êzi, na której przed momentemsiedzia³am.I natychmiast tego po¿a³o­wa³am.Znalaz³am siê w odleg³oœci paru jardów od oblicza szerokiego na piêæ stóp.Mia³a wiêcej k³Ã³w niŸli rekin zêbów.By³a bardziej mroczna ni¿ œrodek nocy.Jejoddech niós³ ze sob¹ smród roz­k³adaj¹cego siê cia³a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •