[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie bacz¹c na moje skrêpowanie – spowodowane nie tyle perspektyw¹ujrzenia jej nagoœci, co myœl¹, ¿e bêdê musia³a ogl¹daæ jej stare, pomarszczonecia³o – po³o¿y³a siê na macie i z wielk¹ delikatnoœci¹ powoli podnios³aspódnice.Ciekawoœæ wziê³a górê nad wstydem.Gapi³am siê na ni¹ z rozdziawion¹ buzi¹.Niemia³a na sobie majtek.Nie mia³a w³osów ³onowych.Jej cia³o by³o niewiarygodniem³ode, silne i jêdrne, a miêœnie – lekko zaznaczone.Jej skóra mia³a jednolitykolor, równy, miedziany ró¿.Nie znalaz³am na niej ¿adnych rozstêpów, ¿adnychnabrzmia³ych ¿y³: nic nie zak³Ã³ca³o g³adkoœci jej brzucha i nóg.Wyci¹gnê³am rêkê, ¿eby j¹ dotkn¹æ, jakbym chcia³a siê upewniæ, ¿e jejjedwabista, g³adka skóra jest prawdziwa, a wtedy ona rozwar³a palcami swe wargisromowe.Odwróci³am twarz, nie tyle ze wstydu, co ze sprzecznych emocji.Nagoœæ, czy to u mê¿czyzny, czy kobiety, nie stanowi³a dla mnie problemu.Wychowano mnie w bez-pruderyjnej atmosferze, nikt szczególnie nie uwa¿a³, by gonie zobaczono nago.Któregoœ lata, kiedy chodzi³am do szko³y w Anglii,przyjació³ka zaprosi³a mnie na parê tygodni do domu nad morzem w Szwecji.Ca³arodzina nale¿a³a do kolonii nudystów, Wszyscy czcili s³oñce ka¿dym centymetremswej nagiej skóry.Widok nagiej Esperanzy by³ czymœ zupe³nie innym.Co przedziwne, by³am bardzopodniecona.Nigdy przedtem nie ogl¹da³am organów p³ciowych kobiety.Oczywiœciedok³adnie i pod ka¿dym k¹tem obejrza³am sam¹ siebie w lustrze.Widzia³am te¿filmy pornograficzne, które nie tylko mi siê nie podoba³y, ale które równie¿uzna³am za obraŸliwe.Widok Esperanzy w tak intymnej pozycji by³ wstrz¹saj¹cymdoœwiadczeniem, bowiem zawsze by³am pewna swoich reakcji seksualnych.Kiedyœmyœla³am, ¿e jako kobietê móg³by mnie podnieciæ tylko mê¿czyzna.Ca³kowiciezaskoczy³o mnie pragnienie, by na ni¹ wskoczyæ, lecz uczucie to zrównowa¿y³fakt, ¿e nie mam penisa.Kiedy Esperanza nagle podnios³a siê z maty i zdjê³a bluzkê, a¿ westchnê³amg³oœno, po czym wbi³am wzrok w pod³ogê, dopóki nie przesz³o mi gwa³townemrowienie na twarzy i szyi.– Spójrz na mnie! – Esperanza niecierpliwie mi rozkaza³a.Jej oczy b³yszcza³y,policzki p³onê³y rumieñcem.By³a kompletnie naga.Jej cia³o by³o szczup³e, ajednak sprawia³o wra¿enie wiêkszego i silniejszego ni¿ w ubraniu.Mia³a pe³ne,stercz¹ce piersi.– Dotknij ich! – za¿¹da³a cichym, ponêtnym g³osem.Jej s³owa zabrzmia³y echem w ca³ym pokoju jak bezcielesny dŸwiêk, hipnotyzuj¹cyrytm, który urós³ do pulsowania w powietrzu, têtnienia dŸwiêku, które bardziejwyczu³am ni¿ us³ysza³am i które przyœpieszy³o, a¿ w koñcu bi³o szybko i mocnoniczym rytm mojego w³asnego serca.Nagle us³ysza³am tylko œmiech Esperanzy.– Czy ten dozorca mo¿e przypadkiem gdzieœ tu siê chowa? – spyta³am, kiedy wkoñcu odzyska³am g³os.Nagle moja w³asna odwaga wzbudzi³a we mnie podejrzenia ipoczucie winy.– Mam nadziejê, ¿e nie! – wykrzyknê³a z takim przera¿eniem, ¿e a¿ siêrozeœmia³am.– Gdzie jest? – spyta³am.Szeroko otworzy³a oczy, po czym wyszczerzy³a zêby, jakby mia³a siê rozeœmiaæ.Ajednak pozby³a siê z twarzy tej radosnej miny i powa¿nym tonem odpar³a, ¿edozorca jest gdzieœ na terenie posiad³oœci i ¿e zajmuje siê oboma domami, alenikogo nie szpieguje.– Czy to rzeczywiœcie dozorca? – spyta³am, usi³uj¹c przybraæ sceptyczny ton.–Nie chcê go oczerniaæ, ale naprawdê nie wygl¹da³ tak, jakby móg³ czymkolwieksiê zaj¹æ.Esperanza zachichota³a, po czym powiedzia³a, ¿e jego kruchoœæ jest zwodnicza.– Jest bardzo sprawny – zapewni³a mnie.– Musisz na niego uwa¿aæ.Lubi m³odedziewczyny, zw³aszcza blondynki.– Przysunê³a siê i, jakby boj¹c siê, ¿e ktoœnas pods³ucha, szepnê³a mi do ucha: – Dobiera³ siê do ciebie?– Bo¿e, nie! – Zaczê³am go broniæ.– By³ niezwykle grzeczny i pomocny.Poprostu.– Zni¿y³am g³os do szeptu, a moj¹ uwagê zwróci³y dziwne meble wpokoju, które widzia³am niewyraŸnie, bo przyæmiony p³omyk œwiat³a lampynaftowej rzuca³ na moje otoczenie wiêcej cieni ni¿ œwiat³a.Kiedy w koñcu uda³o mi siê z powrotem skupiæ uwagê na Esperanzie, ju¿ mnie nieobchodzi³a osoba dozorcy.Z uporem, którego nie mog³am siê pozbyæ, myœla³amtylko o tym, dlaczego Isidoro Baltazar poszed³ w góry, nie uprzedzaj¹c mnie,nie zostawiaj¹c ¿adnego listu.– Dlaczego mnie tak zostawi³? – spyta³am, zwracaj¹c siê do Esperanzy.– Napewno powiedzia³ komuœ, kiedy wraca.– Widz¹c jej wszechwiedz¹cy uœmieszek,doda³am z oburzeniem: – Jestem pewna, ¿e wiesz, co siê tu dzieje.– Nie wiem – odpar³a, zupe³nie nie mog¹c zrozumieæ mojego po³o¿enia.– Nieobchodz¹ mnie takie rzeczy.I nie powinny obchodziæ równie¿ ciebie.IsidoroBaltazarWyjecha³ i ju¿.Wróci za parê dni, za parê tygodni.Kto wie? Wszystko zale¿y odtego, po siê wydarzy w górach._ Wszystko zale¿y?! – wrzasnê³am.Jej brak wspó³czucia i zrozumienia uzna³am \ncoœ okropnego.– A co ze mn¹? Nie mogê tu zostaæ przez parê tygodni.p' –Dlaczego? – spyta³a niewinnym tonem.y Spojrza³am na ni¹, jakby postrada³a rozum, po czym wyrzuci³am z siebie, ¿enie ³kam co na siebie za³o¿yæ, ¿e nic tu po mnie.Moja lista skarg nie mia³akoñca.Wylewa³am je z siebie a¿ do ca³kowitego wyczerpania.– Po prostu muszê wracaæ do domu, znaleŸæ siê w swoim normalnym œrodowisku-dokoñczy³am.Poczu³am, ¿e do oczu nieuchronnie nap³ywaj¹mi ³zy, i zrobi³amwszyst-, fco, ¿eby je powstrzymaæ.– Normalnym? – powoli powtórzy³a moje s³owa, jakby je smakowa³a.– Mo¿eszj?yjechaæ w ka¿dej chwili.Nikt ciê tu nie zatrzymuje.Z ³atwoœci¹ mo¿emy ciêzawieŸæ nad granicê, gdzie z³apiesz autobus Greyhounda do Los Angeles.iKiwnê³am g³ow¹, wol¹c siê nie odzywaæ.Wyje¿d¿aæ te¿ nie chcia³am.Sama niejjwiedzia³am, czego chcê, ale myœl o wyjeŸdzie by³a nie do zniesienia.Jakimœcudem flriedzia³am, ¿e je¿eli wyjadê, ju¿ nigdy wiêcej nie znajdê tych ludzi, anawet Isidoro Saltazara w Los Angeles.Zaczê³am szlochaæ bez opanowania.Nieumia³am tego ubraæ W s³owa, ale ponura wizja ¿ycia, przysz³oœci bez nich, by³adla mnie nie do wytrzymania.f Nie zauwa¿y³am, kiedy Esperanza wysz³a z pokojui kiedy wróci³a.Nie zauwa¿y³abym niczego, gdyby nie smakowity aromat gor¹cejczekolady pod moim nosem.– Poczujesz siê lepiej, jak coœ zjesz – powiedzia³a, stawiaj¹c mi tacê nakolanach.Uœmiechaj¹c siê tkliwie usiad³a ko³o mnie i orzek³a, ¿e na smutki niema nic lepszego od czekolady.^ Nie mog³abym lepiej tego uj¹æ.Z wahaniem upi³am parê ³yków i zjad³am parêzwi-ifliêtych w rulonik tortilli z mas³em.Powiedzia³am, ¿e chocia¿ taknaprawdê nie znam ani jej, ani jej przyjació³, nie mogê pogodziæ siê z myœl¹,¿e mia³abym ich ju¿ nigdy nie $pzeæ.Wyzna³am, ¿e w ich towarzystwie czujê tak¹wolnoœæ i swobodê, jakich nie do-Swiadczy³am nigdy przedtem.Wyjaœni³am, ¿e todziwne uczucie, czêœciowo fizyczne, czêœciowo psychiczne, i ca³kowicieniepodatne na analizê.Mog³am je opisaæ jedynie jako dobre samopoczucie lubpewnoœæ, ¿e w koñcu znalaz³am swoje miejsce.Esperanza dobrze wiedzia³a, co próbujê wyraziæ.Powiedzia³a, ¿e nawetkrótkotrwa³e przebywanie w œwiecie czarowników uzale¿nia.Podkreœli³a, ¿eznaczenie ma ita nie czas, lecz intensywnoœæ spotkañ.– A twoje spotkania by³y bardzo intensywne – powiedzia³a.– Naprawdê? – spyta³am.Esperanza z niek³amanym zdziwieniem unios³a brwi, po czym z przesadnymza-froskaniem podrapa³a siê po brodzie, jakby rozwa¿a³a jakiœ problem bezwyjœcia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •