[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Że już podczas deseru poczuł silny ból w brzuchu, drgawki i po trzech dniach już nie żył.Trzecia wersja to zaraza.Książę zmarł, zaraziwszy się odrą.We wszystkich wersjach zgodne jest to, że książę zmarł nagle.Ludwik XIV oświadczył, że nie wierzy w to, aby jego wnuk został otruty przez Filipa Orleańskiego.Plotki musiały ustać, nagonka też.Dumna, wyniosła i nieobliczalna Maria Elżbieta Luiza de Berry kręciła swym ojcem, jak własnym wachlarzem.Przyczynę takiej uległości ojca wobec córki widziano w dzieciństwie księżniczki.Wtedy ciężko zachorowała.Lekarze nie dawali nadziei na jej wyzdrowienie.Dziewczynka umierała.Wówczas Filip Orleański, parający się medycyną i dysponujący różnymi ludowymi przepisami, zabrał się sam za leczenie córki.I wyleczył ją.Lecz na całe życie pozostał mu strach przed jej utratą, 341w tamtych przeżyciach tkwiło źródło jego pobłażliwości dla córki.Niczego nie potrafił jej odmówić.Pewnego razu zachciało się jej brylantu „Regent", należącego do jej matki.Nie zwracając uwagi na protesty żony, niemal siłą Filip zabrał klejnot i dal go córce.Brylant ten, jeden z największych brylantów świata, ma ciekawą historię i warto o niej opowiedzieć.Pierwotnie nazywał się „Wielki Mogoł" i wyniósł go z kopalni diamentów jeden z pracowników w oryginalny sposób-w kiszce odbytowej.Dostał się na statek, uniknąwszy kontroli, jakiej poddawani byli pasażerowie statków odpływających zmiejscowości, w których były kopalnie diamentów: dawano im środek na przeczyszczenie, wzmocniony silną lewatywą.Udało mu się z tym brylantem dotrzeć do Europy.Pokazywał go w Paryżu różnym książętom, lecz dla nich diament był zbyt drogi.Wówczas złodziej popłynął z diamentem do Anglii i tu pokazał go królowi Karolowi II.Ale i ten nie mógł sobie pozwolić na jego kupno.Zrobiono w Londynie jego kopię z kryształu i wysłano do regenta, by go kupił dla Ludwika XV.Cena przeraziła regenta i odmówił zakupu.Bankier Law przy pomocy Saint-Simona namówił regenta, żeby nie zastanawiał się, bowiem diament jest unikatowy i jedyny w swoim rodzaju, godny zdobić koronę Francji.Regent obawiał się jednak, że jest to zbyt poważny wydatek.Złodziej zażądał za kamień trzy miliony franków.Law zbił cenę do dwóch milionów, bowiem kamień zmniejszył się po oszlifowaniu.I za taką ogromną cenę kupiono ten brylant.Książę Orleański był mile połechtany ogólnym aplauzem, z jakim spotkał się tak wspaniały nabytek.Diament nazwano „Regentem".Jest on tak duży jak renkloda, prawie okrągły, idealnie czysty, bez plam, mgiełek czy baniek, przecudnej urody 342i waży pięćdziesiąt gramów.W pierwotnej wersji, nie-oszlifowany, miał aż sto trzydzieści sześć karatów.Dalsze jego losy były następujące: stał się własnością Francji i ozdabiał głowy królów i królowych.Od Marii Leszczyńskiej i Ludwika XV kamień przeszedł na Ludwika XVI, a gdy ten w 1792 roku utracił tron, brylant nagle zniknął.Ktoś go ukradł.Lecz nowi gospodarze Francji szybko go znaleźli i stał się własnością Republiki.Następnym właścicielem brylantu stal się Napoleon Bonaparte; kamień ozdabiał główkę Józefiny, jego żony, albo błyszczał w jelcu jego szpady.Następnie kamień otrzymała Austria, lecz Franciszek II, nader zabobonny i przekonany, że kamień posiada diabelską moc, zwrócił „Regenta" Francuzom.Obecnie kamień znajduje się w muzeum w Luwrze.Każdy może go obejrzeć i zachwycić się jego pięknem i niebywałymi rozmiarami.Córka Filipa Orleańskiego bardzo interesowała pisarzy i poetów.Pisali o niej Stendhal i Honore Balzac jako o wyjątkowo nieprzeciętnej osobie, która uważała się za pępek świata.Była przekonana, że wszyscy powinni jej usługiwać i spełniać jej zachcianki, jeśli tak nie było, urządzała piekielne awantury.Nie potrafiła za oddanie i przywiązanie płacić ludziom taką samą monetą, była bowiem niesłychaną egoistką.Przebiegłością i intelektem przewyższała swego męża, młodszego wnuka Ludwika XIV, który ożenił się z nią na wyraźne polecenie króla w 1710 roku, kiedy miał dwadzieścia cztery lata, a ona osiemnaście.Mądra, rozpieszczona i egoistyczna kobieta nie mogła być dobrą żoną dla męża, którego nie szanowała i uważała za stojącego niżej od siebie.Nic dobrego nie wyszło z tego małżeństwa, chociaż w pierwszych miesiącach po ślubie książę de Berry bardzo się starał.Intelektualna dysharmonia wkrótce przeszła w dys-343harmonie seksualną.Księżna de Berry nie odczuwała przyjemności z sypiania z mężem, seksualnie ograniczonym i nieśmiałym.Zaczęła więc fundować sobie kochanków, robiła to coraz śmielej i bezczelniej.Awantury się nasilały, dochodziło do rękoczynów.Rozmowa Maintenon z księżną de Berry na polecenie króla do niczego nie doprowadziła.De Berry milczała i pogardliwie ściskała usta, ziewnęła i przerwała potok krasomówstwa Maintenon jakąś niezrozumiałą monosylabą, a potem poprostu lekko ją odepchnęła i poszła sobie.Maintenon, poirytowana, wróciła do Wersalu.Natychmiast napisała list do Hiszpanii, do swej przyjaciółki Ursins, w którym wyraziła opinię natemat wychowania współczesnej młodzieży: „Muszę przyznać, Madame, że dzisiejsze młode kobiety wydają mi się trudne do zniesienia.Ich skandaliczny sposób ubierania się, zwyczaj palenia, picie, łakomstwo, wulgarność i lenistwo -wszystko to jest dla mnie ogromnie odrażające i nic dziwnego, że nie mogę ich ścierpieć" (Sh.Haldane, „Pani de Maintenon").Ludwik XIV i Maintenon, widząc, że Marii Luizy Elżbiety absolutnie nie da się wychować i wpoić jej elementarnych moralnych norm, przestali na nią zwracać uwagę i zapraszać do Wersalu, księżna de Berry wcale się tym nie zmartwiła, żyjąc swoim życiem w Pałacu Luksemburskim.A tam teraz wszystko przepojone romantyczną miłością, nie do męża, ma się rozumieć: księżna de Berry zakochała się w kawalerze La Haye.I chociaż obiekt jej westchnień jest niemrawy i szczupły jak kuropatwa, księżna wybrała właśnie jego, bowiem znał się na miłości i rokował nadzieję, iż sprosta wymaganiom i nareszcie zaspokoi rozpalone zmysły księżnej finezyjną hinduską sztuką miłości – kamasutrą.Nie będziemy dociekać, gdzie ten kawaler opanował tak zło-344żoną naukę i świetnie wiedział, kiedy i jak należy używać w miłosnych igraszkach rąk, ust, nóg, palców, podbródka, nosa i innych organów ludzkiego ciała, żeby dać damie nieziemską rozkosz.Przeciętnemu Francuzowi było daleko do tych wysublimowanych sztuczek, nie wyszukiwał erogennych stref kobiety, nie przytulał się, kąsał, drapał, leczwsuwał fiuta, gdzie należy.O, wielka siło paznokci! Głaskaj mi czoło, usta, policzki, uda, palcami stóp łaskocz pachy, będą to boskie kroczki pawia, lekkie i pieszczotliwe.La Haye wiedział, jaką jego „lin-gam" da rozkosz jej „joni".No cóż, seks jest strefą szczególną, nie można go mierzyć tylko długością fallusa.Słowem, rewolucja seksualna nastąpiła w łożu księżnej de Berry, ona nawet chlać przestała i czasem można ją było zastać zupełnie trzeźwą.Dlaczego nie można było tego wszystkiego wprowadzić do ślubnego loża? To jeszcze jedna zagadka małżeństwa.Nie na darmo bohaterka Emila Zoli Nana powiedziała: „Gdyby wasze żony znały się na sztuczkach miłosnych, jakie stosujemy my, prostytutki, rozwodów by nie było".To szczera prawda.Wszystko zaczyna się od ciała i kończy na nim, a rozum, wiedza, dusza, mózg są wobec niego wtórne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •