[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Schwyciwszy płonącą pochodnię zaczęła mu wykrzykiwać pogróżki:— Ty jeszcze tutaj, żeby nas dręczyć i znieważać? Zmiataj stąd, łajdaku, bo zaraz znajdziesz się na ulicy z przypalonym zadkiem!Moja matka odwróciła się i powiedziała gniewnie:— W tej chwili rzuć pochodnię, ty flądro, bo sama będziesz miała osmalony zadek.— A potem spytała Ajtona: — Czy to ty jesteś tym człowiekiem, który przynosi mi wieść o moim zagubionym synu?— Jedynie pogłoski, królowo — odrzekł Ajton pokornie — i tylko dla twego ucha.Te dziewczęta mogłyby je zanieść w upiększonej formie do twojej synowej, a ja nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby jej nadzieje miały wzrosnąć niepotrzebnie.Niechaj nikt mnie nie bierze za człowieka, który zmyśla historyjki w nadziei zysku.Nawet gdybym umierał z głodu.— Chodź no, Euryklejo — przerwała mu matka — przynieś ławkę i przykryj ją owczą skórą dla mego rozważnego gościa.Potem zawołaj księżniczkę Nauzykaę, a także księcia Klitoneosa.Chciałabym, by usłyszeli te pogłoski i zawyrokowali, czy jest w nich jakaś prawda.Ale nikogo innego.— Niebawem powiedziała: — Zdaje się, że dziewczęta już skończyły.Dobranoc, uciekajcie do łóżek! Dobranoc, Euryklejo!Wkrótce czworo nas siedziało razem przy ognisku.Rzadko czułam się tak skrępowana.Czekaliśmy, aż matka przemówi; po chwili spytała Ajtona:— Nie masz więc żadnych wieści o moim synu Laodamasie?— Żadnych, królowo, oprócz tego, co zebrałem od twego syna i córki.Błagam, wybacz mi mój podstęp, by mówić z tobą poufnie, i pozwól wyrazić ubolewanie, jako twemu krewnemu.— Kto ty jesteś?— Ojciec mój był szlachetnie urodzonym Kreteńczykiem z Tarry, matka — twoją kuzynką, Erynną, którą porwali piraci.Obejrzała go od stóp do głów i w końcu podała mu rękę.— Masz rodzinną dolną wargę — powiedziała.— Moja córka, Nauzykaa, ma taką samą.Może dlatego ciebie kocha: widząc w twojej własną twarz, podziwia ją, co jest naturalne.Skoro zaś ten rys znamionuje spokojną wytrwałość, miejmy nadzieję, że nie jesteś przeciwny poślubieniu jej.Ajton zaczerwienił się jak rozpłatany owoc granatu.Ja, sądzę, pobladłam.Nagłość tych słów była okropna.Gdyby to był ktokolwiek inny w świecie, a nie moja matka, rzuciłabym się na nią z zębami i pazurami.Przełknąwszy parę razy ślinę Ajton odpowiedział:— Królowo, krewna, prorokini.Jeśli nie stroisz sobie ze mnie żartów, jakże mam ci dziękować? Istotnie, podobne mamy wargi, sercem nie ustępujemy sobie; nierówne są jedynie nasze majątki.Odkąd po raz pierwszy wzrok mój padł na piękną Nauzykaę, myślałem niemal tylko o tym, jak zapełnić różnicę między jej bogactwem i moimi łachmanami.— Ajtonie — powiedziała matka miękko — możesz liczyć na moją nieustającą przychylność i poparcie.Żądam od ciebie tylko, byś pomścił Laodamasa i Mentora.— Są oni moimi krewnymi — odrzekł — a ja walczę w krwawych sporach aż do ostatka, gdyż tak mnie wychowano na Krecie.Opowiedział nam o Krecie — najwspanialszej wyspie na całym morzu, gęsto zaludnionej.Jest na niej dziewięćdziesiąt miast i pięć oddzielnych plemion, każde mówiące innym dialektem; Achajowie, Pelasgowie, Kydonowie z Fenicji, Dorowie dzielący się na trzy szczepy, z których jeden czci Demeter, drugi Apollona, a trzeci Heraklesa, i prawdziwi Kreteńczycy z Tarry.Drepanon, powiedział Ajton, przypomina mu nieodparcie Tarrę ze względu na swe zachodnie położenie, chlubę zyskaną na morzu, wysokie mury i żyzne wybrzeże.To do Tarry, pysznił się, przyszedł Apollo z Artemidą, żeby się oczyścić po zabiciu węża Pytona, który zagrażał ich matce Latonie; na cześć tych bóstw Tarryjczycy od wieków uprawiali łucznictwo, w którym są uznanymi mistrzami.— A ty? — spytała matka.— Stałem się sługą Apollona, kiedy wyrosłem z wieku dziecięcego — rzekł.— Mistagodzy oczyścili mnie owocami tarniny i wykonali pewne rytuały, a potem włożyli mi w dłonie rogowy łuk.Najpierw mnie nauczono strzelać pomiędzy zakrzywionymi ostrzami dwunastu toporów ustawionych w rzędzie, a potem przeszywać gardło pełznącego węża.Jedno i drugie wydaje się niemożliwe, a jednak wtajemniczony dokonywa tego w imię Apollona.Zauważywszy zdziwienie Klitoneosa Ajton wytłumaczył:— Nie wtajemniczony łucznik polega na swym rozumie.Uwzględnia on siłę łuku, ciężar strzały, wiatr, psoty wyrządzane przez światło, które oszukuje oko, gdy mierzy ono odległość, szybkość i kierunek posuwania się celu; tymczasem biegły łucznik nie posługuje się przy tym rozumem, jest bowiem natchniony przez nieśmiertelnego Apollona.— Ciągle jeszcze nie rozumiem.— Czy nie rzuciłeś nigdy, ze strachu, kamieniem we wściekłego psa, który pędził za tobą, i nie trafiłeś go w samą mordę? Jeżeli tak, to jakiś bóg tobą pokierował.Kiedyś, w pobliżu Gazy, dwudziestu Filistynów spróbowało obiec nasz oddział, by nas oskrzydlić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •