[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ułożyła kwiaty w wazoniku i postawiła go na stole.– Dla mnie nic – odparł energicznie Paul.– Wyżłopałem tyle kawy, że starczy mi na cały dzień albo i na tydzień.Rano zbudził mnie telefon.Czasem żałuję, że Europa wyprzedza nas o sześć godzin.– Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli skończę śniadanie? – zapytała Laurie.– Czas mnie goni.– Oczywiście, że nie – zapewnił Paul.Usiadł przy małym stoliku naprzeciw niej.W dalszym ciągu głaskał zadowolonego kota siedzącego mu na kolanach.– Faktycznie: lubisz niespodzianki – stwierdziła Laurie między jednym kęsem a drugim.– Nie myślałam, że ujrzę cię dziś rano.– Wiem – odparł Paul z chytrym uśmieszkiem.– Przyszedłem podzielić się z tobą konkretną niespodzianką.Pomyślałem, że powinienem przekazać ci ją osobiście.– Brzmi intrygująco – oznajmiła Laurie.– Cóż to za niespodzianka?– Pozwól, że najpierw ci wyznam, że wczorajsze spotkanie sprawiło mi wielką frajdę.To naprawdę wspaniali faceci.– Cieszę się – powiedziała Laurie.– Dzięki.Ale o jakiej niespodziance chcesz mi powiedzieć?Paul uśmiechnął się.Wiedząc, jak ciekawska jest Laurie, celowo nie spieszył się z odpowiedzią.– Największe wrażenie wywarły na mnie rowerowe przejażdżki Jacka po mieście – ciągnął jakby nigdy nic.– Paul! – Laurie podniosła głos, nie wytrzymując.– No i Lou – dodał Paul.– Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek spotkał równie skromnego człowieka.– Jak nie powiesz mi natychmiast, o co chodzi, obleję ci ten twój jedwabny krawat jogurtem.– Laurie odciągnęła łyżeczkę i zamieniła ją w maleńką katapultę.– No już dobrze, dobrze – roześmiał się Paul.Uniósł ręce do góry w geście poddania.Wyczuwając kłopoty, Tom Dwa zeskoczył z jego kolan i zniknął w pokoju gościnnym.– Daję ci pięć sekund – zagroziła żartobliwie Laurie.– Niespodzianka jest taka, że w ten weekend znowu wybieramy się do Europy – zakomunikował Paul.– W piątek lecimy do Paryża, a stamtąd do Budapesztu.Musisz wiedzieć, że Budapeszt stał się jednym z ciekawszych miast w Europie.Zakochasz się w nim.Zamówiłem apartament w Hiltonie z widokiem na Dunaj.Paul gapił się na Laurie z uśmiechem samozadowolenia.Laurie spoglądała na niego, lecz nie odpowiadała.Uśmiech Paula zaczął gasnąć.– Co się stało? – zapytał.– Nie mogę jechać do Budapesztu w ten weekend – stwierdziła Laurie.– Dlaczego? – zdziwił się Paul.– Muszę nadrobić zaległości w pracy – wyjaśniła, uśmiechając się.– Jeszcze nigdy nie miałam tylu rozgrzebanych akt na stole.– Chyba nie dopuścisz do tego, aby praca przeszkadzała nam w weekendach? – zapytał Paul.Był zdumiony.– Możesz pracować w ciągu tygodnia.– Mam za dużo roboty – stwierdziła Laurie.– I tak już się opuściłam, zwłaszcza wczoraj, kiedy przez pół dnia omawiałam z FBI przypadek tego skinheada.Paul przewrócił oczami.– Powiem ci, co zrobimy: skrócimy plany na resztę tygodnia.W końcu mamy dopiero wtorek.Zrezygnujemy z baletu w czwartek, mimo że musiałem błagać, prosić i jęczeć o bilety.Nie jest to jednak tak ważne jak weekend w Budapeszcie.– Nie mogę jechać do Budapesztu! – powtórzyła Laurie tonem wykluczającym dalsze dyskusje.Zapadła chwila milczenia.Laurie popatrzyła na swego narzeczonego.Ten nie odwzajemnił jej spojrzenia, opuścił wzrok na dłonie i kręcił głową w prawie niedostrzegalny sposób.– To dla mnie niespodzianka – wyznał, przerywając ciszę.Kiwał teraz lekko głową, ale nadal wpatrywał się w swój podołek.– Byłem przekonany, że zechcesz jechać.– Nie chodzi o to, że nie chcę jechać – powiedziała Laurie miękkim głosem.– Ale czekają mnie obowiązki wynikające z pracy, którą wykonuję.– Uważam, że nie powinnaś bez reszty podporządkowywać się pracy – oznajmił Paul.Wreszcie podniósł na Laurie swoje czarne jak węgiel oczy.– To niezdrowe.Poza tym szkoda życia.– Akurat to stwierdzenie jest nieuczciwe – odrzekła Laurie.– W zeszły weekend polecieliśmy do Paryża ze względu na twoją pracę, choć, oczywiście, w wolnym czasie wybornie się bawiliśmy.Przypuszczam, że podobnie zaplanowałeś naszą wizytę w Budapeszcie.Znaczy się, nie pojechałbyś tam, gdyby nie interesy.Skoro więc ty pracujesz w weekendy, to dlaczego odmawiasz mi tego prawa?– To nie to samo – stwierdził Paul.– Czyżby? – spytała Laurie.– Wytłumacz mi, proszę, na czym polega różnica.Paul wlepił wzrok w Laurie.Jego twarz oblała się rumieńcem.– Jedyna różnica, jaką ja widzę, to ta, że w Budapeszcie nie mam nic do roboty.– Są także inne różnice – szczeknął Paul.– Proszę o przykłady! – zażądała Laurie.Paul westchnął i potrząsnął głową.– Nieważne.– Chyba jednak ważne, skoro jesteś zdenerwowany.– Nie dlatego jestem zdenerwowany, że nie masz ochoty jechać.– Nie chodzi o to, że nie chcę – zapewniła go Laurie.– Rozumiesz to, prawda?– Tak mi się zdaje – odparł Paul bez przekonania.– Właściwie czym ty się zajmujesz? – spytała.Przypomniała sobie, że poprzedniego wieczoru Jack zadał jej to samo pytanie.Rzeczywiście nie miała pojęcia i do tej pory nie przyszło jej do głowy zapytać.Sądziła, że Paul jej to wyjaśni w odpowiedniej chwili.Dotąd spotykała się na randkach z mężczyznami, którzy potrafili mówić jedynie o swojej pracy, toteż Paul wydał jej się odświeżająco inny.Mimo to zaczęła odnosić wrażenie, że to nieco dziwne, iż nie ma pojęcia o jego pracy.– Czy to ma znaczenie? – spytał Paul wyzywającym tonem.– Nie, nie ma – odrzekła Laurie.Zauważyła, że jej pytanie dotknęło go.– I nie uważam, aby było warto się o to kłócić.– Masz rację – powiedział Paul.– Przepraszam za moją gwałtowną reakcję.Kłopot w tym, że nie mam wyjścia: muszę jechać.A prawdę mówiąc, czuję się samotny.Wyjazd z tobą byłby przyjemnością.– Dziękuję za komplement – odparła Laurie.– Jestem wdzięczna, że mnie zaprosiłeś.Ale, niestety, nie co weekend mogę wyrwać się z pracy.A przez trzy ostatnie weekendy podróżowaliśmy.– Rozumiem – rzekł Paul.Uśmiechnął się słabo.Laurie spojrzała mu w oczy.Zastanawiała się, czy jest z nią szczery [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •