[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomiędzy drzewami leżała mała wioska, na którą składało się kilka rozwalających się chat.Na skraju plaży pojawił się komitet powitalny w postaci dwóch wychudzonych psów, które zaczęły głośno szczekać.Kiedy zdołał się podnieść, psy uciekły, zaraz jednak wróciły, szczekając jeszcze natarczywiej.Zignorował ich obecność.Odwiązał Alana i pomógł mu wstać.Kiedy prowadził go przez plażę, lekarz cały czas trzymał się za głowę.Tuż przy pierwszych palmach natrafili na zrujnowany dom i zaparkowaną przed nim rozklekotaną furgonetkę.Adam zajrzał z nadzieją do szoferki, ale w stacyjce nie było kluczyków.Postanowił zaryzykować i zapukać do drzwi chaty.Psy zaczęły wściekle ujadać i szarpać go za nogawki.Gdy wchodził po schodkach, w środku zapaliło się światło, a w oknie pojawiła się czyjaś twarz.Sięgnął do tylnej kieszeni, by sprawdzić, czy nadal jest tam jego portfel.Za chwilę drzwi się otworzyły i stanął w nich półnagi, bosy mężczyzna.W ręku trzymał stary pistolet z rękojeścią z masy perłowej.– No hablo much espanol – zaczął Adam.Spróbował się uśmiechnąć, ale gospodarz nie odpowiedział uśmiechem.– Me puede dar un ride al aeropuerto.– Odwrócił się nieznacznie i wskazał na furgonetkę.Mężczyzna spojrzał na niego jak na wariata.Pomachał pistoletem, chcąc go odprawić, i zaczął zamykać drzwi.– Per favor – błagał Adam.Potem łamaną hiszpańszczyzną usiłował pospiesznie wyjaśnić, jak to zgubił się na morzu z chorym przyjacielem, i że natychmiast muszą się dostać na lotnisko.Wyciągnął portfel i zaczął odliczać ociekające wodą banknoty.Na ten widok mężczyzna wreszcie się ożywił.Schował pistolet do kieszeni i dał się zaprowadzić na plażę.W czasie gdy Adam opowiadał Portorykańczykowi swoją historyjkę, przyszedł mu do głowy pewien pomysł i kiedy dotarli na plażę, wziął linę cumowniczą żaglówki i włożył ją w ręce mężczyzny.Jednocześnie usiłował mu wytłumaczyć, że jeśli zawiezie ich na lotnisko, łódź będzie należała do niego.Portorykańczyk w końcu zrozumiał i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.Uszczęśliwiony wciągnął żaglówkę bardziej w głąb plaży i przywiązał ją do jednej z palm.Potem poszedł z powrotem do domu – zapewne po to, by się ubrać.Nie tracąc czasu, Adam wsadził Alana do szoferki.Niemal natychmiast pojawił się Portorykańczyk, wymachując kluczykami.Uruchomił samochód i zerknął badawczo na wciśniętego w siedzenie Alana, który właśnie znowu zasypiał.Adam próbował tłumaczyć, że jego przyjaciel jest chory, ale wkrótce dał za wygraną.Doszedł do wniosku, że łatwiej będzie udawać, iż on także zasnął.Siedział z zamkniętymi oczami przez całą podróż na lotnisko.Gestem pokazał, że chciałby wysiąść przy terminalu linii Eastern.Zaczął się martwić, jak zdoła wytłumaczyć urzędnikowi w kasie wygląd swój i Alana.Furgonetka się zatrzymała i Adam położył rękę na ramieniu śpiącego.Tym razem znacznie łatwiej było go obudzić.– Muchas gracias – rzucił, gdy wysiedli.– De nada – zawołał kierowca odjeżdżając.– W porządku.– Adam wziął lekarza pod ramię.– Jesteśmy prawie na finiszu.– Wszedł na opustoszałe lotnisko.Przed wejściem stało bezczynnie kilka taksówek i ambulans, ale było jeszcze za wcześnie na pasażerów.Zlustrował wzrokiem stary budynek i posadził Alana na pustym stanowisku do czyszczenia butów, sam zaś poszedł kupić bilety.Sprawdził na rozkładzie, że najbliższy lot linii Eastern do Miami jest za dwie godziny.Zauważył niewielką tabliczkę: „Poza godzinami pracy należy korzystać z telefonu”.Podniósł słuchawkę.Odebrał jakiś urzędnik; powiedział, że zaraz przyjdzie.I rzeczywiście, nim Adam zdążył odejść od aparatu, w drzwiach obok kasy pojawił się mężczyzna w czystym i starannie wyprasowanym, brązowym garniturze.Kiedy zobaczył klienta, uśmiech zniknął z jego twarzy.Adam doskonale zdawał sobie sprawę ze swego opłakanego wyglądu.Podczas jazdy ciężarówką jego ubranie niemal wyschło, ale widząc reakcję urzędnika, postanowił wymyślić jakąś wiarygodną historyjkę.Zawahał się przez moment, po czym zagłębił się w długą i zawiłą opowieść o suto zakrapianym alkoholem przyjęciu pożegnalnym na koniec wakacji, zakończonym ostatnią przejażdżką żaglówką.Wyjaśnił, że wraz z przyjacielem rozbili się na plaży wiele kilometrów od hotelu i że ktoś podwiózł ich na lotnisko.Utrzymywał, że następnego dnia muszą być w pracy, a ich bagaż nadejdzie później, kiedy zjawi się reszta towarzystwa.– To były wspaniałe wakacje – dodał na koniec.Urzędnik pokiwał głową ze zrozumieniem i powiedział, że jest mnóstwo wolnych miejsc.Adam spytał go o wcześniejsze połączenie ze Stanami i dowiedział się, że Delta ma za godzinę lot do Atlanty.Uznał, że im szybciej wydostaną się z wyspy, tym lepiej.Zapytał o drogę do stanowisk Delty; urzędnik wyjaśnił mu, że musi się udać do sąsiedniego budynku.Adam stwierdził, że lepiej nie ruszać na razie Alana i pobiegł sam we wskazanym kierunku.W terminalu Delty czekało na odprawę sporo pasażerów.Stanął na końcu kolejki.Kiedy dotarł do kasy, urzędnik spojrzał na niego niepewnie, ale Adam powtórzył przećwiczoną już wcześniej historyjkę.I tym razem mężczyzna chyba mu uwierzył.– Turystyczna czy business class? – spytał.Chłopak zerknął na niego sądząc, że to głupi dowcip.Po chwili jednak przypomniał sobie, że to Arolen pokrywa wydatki z jego karty kredytowej.– Oczywiście business class – powiedział.Kiedy urzędnik wypisywał bilety, Adam nerwowo zlustrował terminal, ale nie dostrzegł nikogo, kto wyglądałby na wysłannika MTIC.– Przydałby się wózek inwalidzki – dodał, gdy mężczyzna wręczył mu bilety [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •