[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był w znakomitej formie jak na swój wiek, i nawet materiał jego długiego surduta miał w sobie coś zdrowego i prężnego, jakby był żywą tkanką.— Przecież ten człowiek jest właściwie kaleką — dodał z niekłamanym przejęciem.Inne głosy, jakby rade temu zapoczątkowaniu, pośpieszyły z wyrazami współczucia.„Całkiem przerażające.” „Potworne.” „Przykro patrzeć.” Chudy mężczyzna z monoklem na szerokiej tasiemce wycedził słowo: „Groteskowe”, którego trafność doceniły osoby stojące w pobliżu.Uśmiechnęły się do siebie.Komisarz nie wypowiedział żadnej opinii ani wtenczas, ani potem, gdyż stanowisko nie pozwalało mu wyrazić żadnego niezależnego poglądu na zwolnionego warunkowo skazańca.W gruncie rzeczy jednak podzielał pogląd przyjaciółki i protektorki swojej żony, że Michaelis jest humanitarnym sentymentalistą, trochę zwariowanym, ale na ogół niezdolnym do umyślnego skrzywdzenia bodaj muchy.Kiedy więc nazwisko to wypłynęło nieoczekiwanie w tej irytującej sprawie bombowej, uświadomił sobie całe niebezpieczeństwo grożące zwolnionemu warunkowo apostołowi i natychmiast powrócił myślą do ugruntowanego już zadurzenia starej damy.Jej arbitralna dobroć nie ścierpiałaby żadnego zamachu na wolność Michaelisa.Była zadurzona głęboko, spokojnie, z przekonaniem.Nie tylko uznała go w duchu za nieszkodliwego, ale i wypowiedziała ten pogląd, a to dla jej absolutystycznego umysłu równało się czemuś w rodzaju niepodważalnego dowodu.Potworność tego człowieka, z jego czystymi oczami dziecka i tłustym, anielskim uśmiechem, najwyraźniej ją zafascynowała.Prawie że uwierzyła w jego teorię przyszłości, ponieważ nie była ona sprzeczna z jej uprzedzeniami.Nie lubiła plutokracji, nowego elementu w składzie społeczeństwa, a uprzemysłowienie jako metoda rozwoju człowieczeństwa wydawało jej się szczególnie odrażające w swojej mechaniczności i nieczułości.Humanitarne nadzieje łagodnego Michaelisa dążyły nie do totalnego zniszczenia, lecz tylko do całkowitej ruiny ekonomicznej systemu, a w tym doprawdy nie widziała żadnego moralnego zła.Usunęłoby to całą tę gromadę „parweniuszów”, do których nie miała sympatii ani zaufania, nie dlatego, że coś osiągnęli (nie uznawała tego), lecz z powodu ich głębokiego niezrozumienia świata, co było podstawową przyczyną wulgarności ich postrzeżeń i jałowości ich serc.Wraz z unicestwieniem wielkiego kapitału i oni zniknęliby także; ale powszechna ruina (byleby była powszechna, jak to zostało objawione Michaelisowi) nie dotknęłaby wartości społecznych.Zniknięcie ostatniej monety nie mogło zaszkodzić ludziom o wysokiej pozycji.Nie umiała sobie na przykład wyobrazić, jak by to mogło zaszkodzić jej pozycji.Wyłożyła te odkrycia komisarzowi z całą spokojną nieustraszonością starej kobiety, która uniknęła klęski zobojętnienia.On z zasady wysłuchiwał takich rzeczy w milczeniu, ze względów taktycznych i z wrodzonej skłonności dbając o to, by w milczeniu tym nie było nic obraźliwego.Żywił sympatię do wiekowej uczennicy Michaelisa, złożone uczucie, na które wpływała trochę jej wysoka pozycja, jej osobowość, ale przede wszystkim instynktowna wdzięczność za coś, co mu pochlebiało.Czuł się w jej domu naprawdę lubiany.Była uosobieniem życzliwości.I była też mądra życiowo, jak przystało na doświadczoną kobietę.Ułatwiała mu pożycie małżeńskie, które układałoby się o wiele gorzej, gdyby wielkodusznie nie uznała w pełni jego praw jako męża Annie.Miała doskonały wpływ na jego żonę, kobietę zżeraną przez różne drobne sobkostwa, drobne zawiści i zazdrości.Niestety, zarówno jej życzliwość, jak i mądrość były irracjonalne, wybitnie kobiece i trudno obliczalne.Przez wszystkie swoje długie lata pozostała stuprocentową kobietą, nie stając się tym, czym stają się niektóre — rodzajem oślizłego, nieznośnego starucha w spódnicy.Toteż komisarz myślał o niej właśnie jako o kobiecie — o szczególnie wybornym wcieleniu żywiołu kobiecego, z którego rekrutują się czułe, pomysłowe i zapamiętałe opiekunki różnego rodzaju mężczyzn, przemawiających pod wpływem jakiejś emocji, szczerej czy fałszywej: kaznodziejów, jasnowidzów, proroków i reformatorów.Oceniając w ten sposób znakomitą i dobrą przyjaciółkę żony i swoją, komisarz zatrwożył się o los skazańca Michaelisa.Gdyby go raz aresztowano pod zarzutem jakiegoś choćby minimalnego uczestnictwa w tym zamachu, nie uniknąłby powrotu do więzienia, co najmniej na odsiedzenie reszty wyroku.A to by go zabiło; nigdy nie wyszedłby żywy.Komisarzowi przyszła myśl zgoła nie licująca z jego urzędowym stanowiskiem, a zarazem nie przynosząca zaszczytu jego humanitaryzmowi.„Jeżeli tego człowieka znowu zamkną, ona mi tego nigdy nie daruje.”Szczerość takiej potajemnie sformułowanej myśli nie mogła się obejść bez pewnej dozy szyderczego samokrytycyzmu.Nikt zajmujący się pracą, której nie lubi, nie może zachować wielu zbawczych złudzeń co do samego siebie.Niechęć, odarcie z glorii rozciągają się z zajęcia na osobę.Tylko wówczas, gdy czynności, do których nas powołano, szczęśliwym trafem zgadzają się z naszym usposobieniem, możemy zakosztować wygody całkowitego samozakłamania.Komisarz nie lubił swojej pracy w kraju.Robota policyjna, którą wykonywał w odległej części globu, miała w sobie zbawczy charakter jakiejś nieregularnej wojny, a przynajmniej coś z ryzyka i podniecenia polowań.Jego istotne zdolności, głównie administracyjne, łączyły się z zamiłowaniem do przygód [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •