[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dane naszych klientów są poufne.Pierce skinął głową, spodziewał się tego.- Bardzo dobrze.Mogłaby pani jednak sprawdzić, czy Lilly nie ma jeszcze jakiegoś numeru kontaktowego, pod który mogłaby pani zadzwonić i powiedzieć jej o tym problemie?- A co z numerem pagera?- Próbowałem.Zgłasza się poczta głosowa.Nagrałem trzy wiadomości i wszystko wyjaśniłem, ale Lilly nie oddzwoniła.Chyba nie odbiera wiadomości.Wendy wróciła do początku strony i przyjrzała się zdjęciu Lilly.- Laleczka - powiedziała.- Założę się, że dostaje mnóstwo telefonów.- Mam nowy telefon dopiero od wczoraj, a już dostaję szału.Wendy odepchnęła się z krzesłem i wstała.- Coś sprawdzę.Zaraz wracam.Obeszła kontuar i znikła w korytarzu w głębi.Przez chwilę słychać było jeszcze cichnące postukiwanie sandałów.Pierce przechylił się przez kontuar i rozejrzał.Domyślał się, że nie tylko Wendy pracuje przy tym biurku.Prawdopodobnie etat ten dzieliły dwie lub trzy osoby, otrzymujące minimalną płacę.Pracownicy, którzy mogli potrzebować pomocy w zapamiętaniu haseł do systemu.Rozejrzał się za samoprzylepnymi karteczkami na komputerze i tylnej stronie kontuaru, ale żadnych nie wypatrzył.Wyciągnął dłoń i podniósł bibularz, ale pod nim był tylko banknot dolarowy.Pogrzebał w miseczce ze spinaczami, ale nic więcej w niej nie znalazł.Wychylił się jeszcze dalej, by sprawdzić, czy jest szufladka na ołówki.Nie było.Usłyszał stuk sandałów Wendy w chwili, gdy przyszła mu do głowy nowa myśl.Szybko wsunął rękę do kieszeni, wyszukał dolarowy banknot i znów wychylił się przez kontuar.Podniósł bibularz, wyciągnął spod niego banknot i zamienił go na swój.Wsadził dolara do kieszeni, nawet mu się nie przyglądając.Wciąż trzymał w niej rękę, gdy Wendy obeszła z cienką teczką kontuar i usiadła.- No, doszłam, na czym polega część problemu.- To znaczy?- Dziewczyna przestała płacić rachunki.- Kiedy?- W lipcu zapłaciła do sierpnia, ale we wrześniu już nie zapłaciła.- To dlaczego jej strona jest jeszcze w Sieci?- Ponieważ usunięcie spóźnialskich czasem trochę trwa.Zwłaszcza kiedy wyglądają tak, jak ta laska.- Wskazała teczką na monitor i odłożyła ją na blat.- Nie zdziwiłabym się, jeśli pan Wentz kazałby ją zostawić, nawet gdyby nie zapłaciła.Jak facet zobaczy taką dziewczynę na stronie, to będzie na nią wracał.Pierce pokiwał głową.- A opłatę ustala się proporcjonalnie do liczby odwiedzin na stronie, tak?- Zgadza się.Pierce popatrzył na ekran.Na swój sposób Lilly wciąż pracowała - jeśli nie na siebie, to na Enterpreneurial Concepts Unlimited.Przeniósł wzrok na Wendy.- Czy pan Wentz jest dzisiaj? Chciałbym z nim porozmawiać.- Nie, dzisiaj jest sobota.Miałby pan szczęście, gdyby zastał go pan nawet w ciągu tygodnia, a ja jeszcze nigdy nie widziałam go w sobotę.- Hm, co w takim razie da się zrobić? Mój telefon stale wydzwania.- Może sporządzę notatkę, to pewnie ktoś w poniedziałek się nią.- Proszę posłuchać, Wendy, nie chcę czekać do poniedziałku.Mam teraz problem.Jeśli nie ma pana Wentza, to niech pani przyprowadzi gościa, który pilnuje serwerów.Musi przecież być ktoś, kto potrafi wejść do systemu i zdjąć stronę Lilly.To prosty proces.- Siedzi tu taki gość, ale myślę, że samemu nie wolno mu niczego zrobić.Poza tym, jak tam zaglądałam, to chyba spał.Pierce pochylił się nad kontuarem i przybrał kategoryczny ton:- Lilly - to znaczy Wendy - posłuchaj mnie.Nalegam, żeby pani tam wróciła, obudziła faceta i go tu przyprowadziła.Nie rozumie pani? Z punktu widzenia prawa jesteście w nie najlepszym położeniu.Poinformowałem panią, że na waszej stronie internetowej jest mój numer telefonu.Ze względu na tę omyłkę otrzymuję telefony o obraźliwym charakterze.Tak bardzo niemiłym, że zjawiłem się tu dzisiaj, zanim jeszcze otworzyliście interes.Chcę, żeby to załatwiono.Jeśli odłoży to pani do poniedziałku, podam do sądu panią, tę firmę, pana Wentza i wszystkich, którzy mają z tym związek.Rozumiemy się?- Nie może mnie pan podać do sądu.Ja tu tylko pracuję.- Wendy, każdego na świecie można podać do sądu, jeśli ma się tylko ochotę.Kobieta wstała, rzucając mu gniewne spojrzenie, i bez słowa wyminęła piruetem kontuar.Pierce’a nie obchodziła jej irytacja.Interesowało go tylko to, że zostawiła teczkę na blacie.Gdy tylko ucichło stukanie jej sandałów, wychylił się i otworzył teczkę.Było w niej zdjęcie Lilly, wydruk jej reklamy i karta z informacjami o kliencie.Na niej właśnie zależało Pierce’owi.Czuł przypływ adrenaliny, kiedy czytał ją i starał się wszystko zapamiętać.Nazywała się Lilly Quinlan.Jako numery kontaktowe podała ten sam telefon i pager co na stronie internetowej.W wierszu na adres wpisała ulicę i numer mieszkania w Santa Monica.Pierce przeczytał go szybko trzykrotnie i włożył wszystkie materiały z powrotem do teczki, w chwili gdy usłyszał odgłosy sandałów i jeszcze jednej pary obuwia, rozlegające się z drugiej strony przepierzenia.Pierwszą rzeczą, jaką Pierce zrobił po powrocie do samochodu, li było wyciągnięcie długopisu z popielniczki i zapisanie na dłoni adresu Lilly Quinlan.Następnie wyciągnął dolara z kieszeni i go obejrzał.Był włożony pod bibularz awersem do dołu, dlatego dopiero teraz Pierce zauważył słowo „arbadak arba”, zapisane na czole Jerzego Waszyngtona.- Abra kadabra - przeczytał je wspak.Pomyślał, że są spore szanse, iż jest to nazwa użytkownika i hasło, służące do dostania się do systemu komputerowego Enterpreneurial Concepts.Chociaż był zadowolony z posunięć, dzięki którym je zdobył, nie był pewien, czy w ogóle mu się przydadzą, skoro wynalazł w teczce nazwisko i adres Lilly Quinlan.Uruchomił samochód i zawrócił w stronę Santa Monica.Lilly mieszkała przy Wilshire Boulevard niedaleko promenady Third Street.Dojeżdżając do celu i odczytując numery domów, Pierce zorientował się, że w tej okolicy nie było bloków mieszkalnych.Gdy dotarł wreszcie do budynku, którego adres Lilly podała na karcie klienta, stwierdził, że jest to prywatny urząd pocztowy pod nazwą All American Mail.Okazało się, że podany przez dziewczynę adres to w istocie tylko skrzynka pocztowa.Pierce zaparkował przy krawężniku.Nie był pewien, co teraz począć.Wydawało się, że zabrnął w ślepy zaułek.Przez kilka minut obmyślał plan działania, aż wreszcie wysiadł.Wszedł do urzędu i ruszył prosto do niszy, w której znajdowały się skrzynki pocztowe.Miał nadzieję, że drzwiczki mają szybki, dzięki czemu zdoła się dowiedzieć, czy jest jakaś poczta do Lilly Quinlan.Wszystkie skrzynki miały jednak lite aluminiowe drzwiczki.Lilly wpisała jako numer mieszkania 333.Pierce odszukał skrzynkę i przez chwilę przyglądał się jej bezradnie, jakby mógł w ten sposób uzyskać jakąś odpowiedź.Wreszcie wyszedł z niszy i stanął przy kontuarze.Młody mężczyzna ze świeżymi pryszczami na obu policzkach i tabliczką z imieniem Curt zapytał, czym może służyć.- To trochę niezwykła sprawa - powiedział Pierce.- Chcę wynająć skrzynkę, ale potrzebny mi określony numer.Powinien pasować do nazwy mojej firmy: Three Cubed Productions - Trzy do Trzeciej.Dzieciak zrobił zdezorientowaną minę.- To jakiego numeru pan potrzebuje?- Trzysta trzydzieści trzy.Widziałem, że macie skrzynkę o takim numerze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •