[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kawowy.Malowano pokój dwa miesiące temu, ale wolno tam palić.Nasz facet pali cygara.- Zapach dymu może się przydać.Zapamiętała kolor ścian.Postanowiła, że rano przed wyjazdem wstąpi do Laurela po pół kwarty takiej farby i rozpylacz.- Podobno facet jest cholernie gruby - dodał Leo.- Chrapie.Może przez to będzie łatwiej.- Nic nie jest łatwe, Leo.Zwłaszcza w Las Vegas.Na myśl o powrocie do Kleopatry ogarniały ją złe przeczucia.- Skoro wyjeżdża w czwartek, może lepiej będzie zaczekać, zobaczyć, dokąd pojedzie i spróbować w innym miejscu? Dlaczego to musi być Kleopatra?- Bo nie wiemy, czy w ogóle zamierza zaliczyć nowe miejsce.Może przecież wrócić do Teksasu.Napełni sobie walizeczkę i pojedzie do domu.Poza tym w Kleopatrze mamy swojego człowieka.Kto wie, czy w innym miejscu dopisałoby tyle szczęścia.Cassie skinęła głową.Zrozumiała, że Leo wszystko przemyślał i doszedł do wniosku, że w Kleopatrze mają największe szanse.- Czytałam, że Kleopatra jest na sprzedaż - powiedziała, chcąc skierować rozmowę na inne tory i zapomnieć o ponurych myślach.- Tak, trzy tysiące pokoi i co noc połowa stoi pusta.Kosztowny moloch.Po siedmiu latach już na sprzedaż.Słyszałem, że zainteresował się nią Steve Wynn, ale potem spasował.Coś się tam musiało spieprzyć, jeśli nawet on nie chciał w to wejść.Przecież wszystko, czego dotknął, zamieniało się w złoto.- Może lokal nigdy nie odzyskał dobrego imienia - wiesz, po sprawie Maksa.Leo pokręcił głową.- Stare dzieje.Problem w tym, że kiedy go budowali, koszty ograniczyli do minimum, jak w najpodlejszym hoteliku, teraz wszystko się sypie i nikt nie chce się tam zatrzymywać.W okolicy za te same pieniądze można iść do dużo ładniejszych miejsc.Bellagio, Venetian.Mandalay Bay na końcu ulicy.Leo mówił o miejscach, które jeszcze nie istniały, gdy Cassie była w Las Vegas.Skończyła pierwszą kanapkę i łyknąwszy z butelki, zaraz zabrała się do drugiej.Wróciła do szczegółów swojego planu, mówiąc z pełnymi ustami.- Jeżeli nic się nie zmieniło, w Kleopatrze są zamki na karty elektroniczne.Czyli muszę tam być wcześnie rano, żeby zacząć pracować nad pokojówką.Dostanę się do pokoju, wszystko przygotuję i w nocy wrócę przez kanał wentylacyjny - jak ostatnim razem.Łyknęła peppera, czując, jak gazowany płyn uderza w ścianki żołądka.- Nie wiem, Leo.Mogli zmienić coś w instalacji od naszego ostatniego razu.Spojrzała na niego.Leo przypatrywał się jej zza okularów z uśmiechem na twarzy.- Co?- W ogóle mnie nie słuchasz - rzekł.- Mówiłem przecież, że mamy w środku swoją wtyczkę.Daj spokój z kanałem wentylacyjnym.I z pokojówką.Obejdzie się bez zabaw tego rodzaju.W recepcji dla VIP-ów będzie na ciebie czekać przesyłka.Zajrzał do swoich notatek.- Na nazwisko Turcello.Dostaniesz wszystko, czego.- Czemu Turcello? Kto to jest?- Ty.Co za różnica czemu? Takie nazwisko podał mi nasz człowiek.Dostaniesz wszystko, czego będziesz potrzebować.Wejdziesz do pokoju przez drzwi, bo będziesz miała klucz uniwersalny.Dostaniesz też pokój obok.Przygotujesz wszystko i będziesz obserwować.Będzie też pager.Włączysz go i dostaniesz sygnał w chwili, kiedy facet zacznie odbierać gotówkę i szykować się do wyjścia z kasyna.- Klucz uniwersalny to dopiero połowa.Będę musiała popracować nad ryglem w zamku.Minęło tyle czasu, że nie pamiętam marki.Dostałeś.- Tak.Uspokój się.Mówiłem ci, że mam wszystkie dane.To nie jest żadna amatorszczyzna.Sprawdził w notatkach.- W zamku jest rygiel Smithson Commercial.Taki sam jak wtedy.Może być kłopot?- Przekonam się dopiero na miejscu.Tak jak mówiłeś, oszczędzano na budowie, zwłaszcza tam, gdzie nie było tego widać.W każdym zamku jest tylko pół przekładni.Przy trzech tysiącach zamków musieli chyba zaoszczędzić fortunę.Pytanie, czy po tamtej nocy nie wymienili mechanizmów.- A jeśli tak?- To oznacza kłopoty.To znaczy, że będę musiała wyjąć całą zasuwkę i przeciąć na pół.- W pokoju?- Nie.Trzeba będzie wyjść, a potem wrócić.Wezmę ze sobą palnik i zostawię w bagażniku.Ale jeżeli będę musiała zejść na dół, trzeba będzie poszukać jakiegoś miejsca poza zasięgiem kamer.Tymczasem facet może wrócić do pokoju i koniec pieśni.- A drugi pokój? Mogłabyś tam wyjąć rygiel, przeciąć, a potem zanieść do pokoju naszego faceta.Zanim Cassie zdążyła przyznać mu rację, Leo stwierdził, że wymiana zamków jest mało prawdopodobna.- Słuchaj, nie przejmuj się tym.Lokal od dnia otwarcia przynosił straty.Na pewno nie wymienialiby trzech tysięcy zamków przez jednego gościa - który już się tam przecież nie pojawi.Nawet o tym nie myśl.- Łatwo ci mówić.Ty zostajesz w domu.Leo zbył to milczeniem.Sięgnął do szarej teczki, wyciągnął plik banknotów i położył je obok talerzyka Cassie.- Nasi wspólnicy to poważni ludzie.Wiedzą, że poniesiesz koszty związane ze sprzętem.Tu jest dziesięć kawałków.Na kamery i wszystko, co ci będzie potrzebne.- Już wydałam blisko dziewięć stów na podstawowe rzeczy.- Muszę cię o coś zapytać.Jesteś na czasie z kamerami i całym tym sprzętem? Wiesz, czego chcesz?- Pójdę do znajomego u Hootena.Jeśli jeszcze tam pracuje.Minęło sporo czasu.- Rzeczywiście sporo.- Gdyby go tam nie było, zobaczę w sklepie elektronicznym.Znam się na nowym sprzęcie.Będzie działać, Leo.O to możesz być spokojny.Leo znów przyjrzał się jej zza okularów.- Co się stało, Cassie? Dlaczego tak długo czekałaś, żeby do mnie zadzwonić? Przestałem już mieć nadzieję, że kiedykolwiek się jeszcze pojawisz w moim życiu.- Nie wiem, Leo.Chyba z początku zdawało mi się, że od tego ucieknę, wiesz?Leo pokiwał głową.- Na drogę cnoty - rzekł.- Ale jakoś nie umiałaś tam trafić.- Pewnego dnia wszystko się zmienia.- Witaj na starych śmieciach.Możemy skorzystać z twoich zdolności.Uśmiechnął się.Cassie pokręciła głową.- Leo, to jednorazowa sprawa.Serio.Nie będę grać w twojej drużynie.Potem zamierzam zniknąć.Wiedziała, że te pieniądze nie wystarczą.Tylko na początek.Ale chciała jedynie tyle - obietnicy nowego otwarcia.Leo skinął głową, znów pochylając się nad żółtą kartką.- Dzięki naszemu małemu skokowi będziesz mogła pojechać, dokąd zechcesz.- Dzwoniłeś w sprawie paszportów?Leo popatrzył na nią, nie unosząc głowy.- Dzwoniłem.Podobno są już w drodze.Później sprawdzę skrytkę.Wolę tam chodzić późno, po godzinach urzędowania.- Dobrze.Dzięki za to.- Nie ma sprawy.Zależy mi, żebyś pojechała tam, gdzie chcesz, Cassie.Wzięła pieniądze i wstała.- Chyba powinnam się już zbierać, jeżeli to ma być jutro.Muszę.- Zaczekaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •