[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeżyli.Bez Bektera między braćmi zawiązała się nić zaufania i czerpali siłę ze swojej jedności, kiedy pracowali wspólnie od świtu do zmierzchu.Wzmocniło ich to i kiedy nie harowali przy trzodach ani nie przygotowywali towarów na sprzedaż, wspólnie doskonalili swoje umiejętności w posługiwaniu się bronią.Temudżyn dotknął noża przy pasie, dość wyostrzonego, aby ciął skórę.W jurcie był jeszcze łuk, którego nie powstydziłby się ojciec Temudżyna - piękna broń z lśniącymi, rogowymi zdobieniami na wypukłościach.Cięciwa przy napinaniu wrzynała się w palce jak ostrze noża i minęły całe miesiące, zanim dłonie Temudżyna stały się na tyle mocne, żeby podołać temu zadaniu.Łuk nie posłużył jeszcze do zabicia wroga, ale Temudżyn wiedział, że w potrzebie broń pośle strzałę łatwo i celnie.Chłodny wietrzyk smagał zielone równiny i Temudżyn zamknął oczy, rozkoszując się sposobem, w jaki powiew suszył jego pot.Słyszał, jak matka śpiewa w jurcie swoim najmłodszym dzieciom - Temügemu i malutkiej Temülün.Uśmiechnął się i na chwilę zapominał o trudach życia.Nieczęsto znajdował chwilę spokoju.Chociaż bracia handlowali z pojedynczymi pasterzami i ich rodzinami, ze zdziwieniem odkryli, że poza wielkimi plemionami na stepach żyła jeszcze inna społeczność.Niektórzy jej członkowie zostali wygnani za przestępstwa przemocy lub lubieżności.Inni urodzili się już bez ochrony chana.Byli to ostrożni ludzie, a Temudżyn stykał się z nimi tylko po to, żeby przetrwać.Dla kogoś urodzonego w jurcie chana ludzie ci wciąż byli włóczęgami bez plemienia, niegodnymi uwagi.Temudżynowi nie podobało się, że żył teraz wśród nich, a jego bracia podzielali to uczucie.Wyrastali powoli na mężczyzn i nie mogli oprzeć się rozmyślaniom, jak powinno wyglądać ich życie.W jeden dzień stracili całą przyszłość i Temudżyn podupadał na duchu, kiedy wyobrażał sobie, że zawsze już będzie wiódł mizerne życie ze stadkiem kóz i owiec, aż stanie się stary i słaby.To właśnie zabrał im Ełuk.Nie tylko prawa, jakie przysługiwały im od narodzin, ale całe plemię, wielką rodzinę, której członkowie chronili się nawzajem i dzięki której życie było do zniesienia.Temudżyn nie potrafił wybaczyć Ełukowi tych ciężkich lat.Usłyszał okrzyk zadowolenia Kacziuna i kiedy otworzył oczy, zobaczył strzałę utkwioną w samym środku celu.Temudżyn wyprostował się i podszedł to braci, odruchowo omiatając wzrokiem okolice w poszukiwaniu wrogów tak, jak robił już tysiące razy.Nigdy nie było dość bezpiecznie i bracia żyli w ciągłym strachu, że za chwilę zjawi się Ełuk z tuzinem ponurych wojowników.Poczucie zagrożenia było stałą częścią ich życia, chociaż osłabło nieco z czasem.Temudżyn przekonał się, że można było żyć po odrzuceniu przez wielkie rodziny tak, jak robili to inni włóczędzy.Jednak życie mógł im odebrać jeden podjazd wojowników, mógł zapolować na nich jak na zwierzęta i pod byle pretekstem zniszczyć lub okraść ich jurty.- Widziałeś, jak strzelam, Temudżynie? - zapytał Kacziun.Temudżyn potrząsnął głową.- Patrzyłem w drugą stronę, mój bracie, ale to dobry łuk.Tak jak jego własny łuk, który został w jurcie, tak i ten był podwójnie wybrzuszony i suszono go przez rok, zanim do drzewca przyklejono wygotowane kawałki owczego rogu.Jurta przez całe tygodnie cuchnęła potem rybim klejem, ale drewno zyskało twardość żelaza i chłopcy byli dumni ze swojego dzieła.- Teraz ty - powiedział Kacziun i podał łuk bratu.Temudżyn uśmiechnął się do niego, gdy po raz kolejny zwrócił uwagę, jak bardzo rozrosły mu się ramiona, i jak bardzo urósł.Wszyscy synowie Jesügeja byli wysocy, ale Temudżyn przewyższał ich i osiągnął wzrost ojca już w siedemnastym roku życia.Mocno zacisnął dłoń na drzewcu łuku, osadził na nim strzałę z kościanym grotem i zgrubiałymi opuszkami palców przyciągnął do siebie cięciwę.Wypuścił powietrze z płuc i w chwili, gdy mógłby już wziąć kolejny wdech, posłał strzałę i patrzył, jak wbija się w cel tuż obok Kacziuna.- To wspaniały łuk - powiedział i powiódł palcem po pożółkłej kości na drzewcu.Miał jednak ponury wyraz twarzy, kiedy odwrócił się do braci, i Kacziun pierwszy to zauważył, zawsze wyczulony na myśli brata.- Co się stało? - zapytał.- Słyszałem od starego Horghuza, że Ołkunutowie wrócili na północ - powiedział Temudżyn i powiódł wzrokiem po horyzoncie.Kacziun zrozumiał natychmiast i przytaknął.Z Temudżynem łączyła go szczególna więź, odkąd zabili Bektera.Na początku rodzina po prostu walczyła o przetrwanie zimy, najpierw jednej, a potem drugiej, ale przy trzeciej mieli już dość wojłoku na jurty, a Temudżyn wymienił łuk i wełnę na nowego kuca, który zastąpił starą zmęczoną klacz, zdobytą od pasterzy na początku tułaczki.Wiosna czwartego roku przyniosła im wszystkim powiew niepokoju, szczególnie zaś dotknęła Temudżyna.Mieli broń i mięso, a obóz ich znajdował się dość blisko lasów, żeby zdołali się ukryć przed wrogiem, z którym nie mogliby sobie poradzić.Ich matka nie była już tak wymizerowana i chociaż wciąż śnił jej się Bekter, wiosna obudziła nadzieje na przyszłość dla jej synów.Temudżyn wciąż myślał w swoich snach o Börte, jednak Ołkunutowie zniknęli ze stepów i nie sposób ich było wytropić.Nawet gdyby ich znalazł, przepędziliby włóczęgę w łachmanach.Temudżyn nie miał miecza, nie miał też za co go wymienić, jednak chłopcy zapuszczali się na całe mile od obozowiska, rozmawiali z włóczęgami i wypytywali o nowiny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •