[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedz wreszcie to, czego nie wiem.- Dobrze, mądralo.Przyznaję, Ŝe i ja utknąłem w ślepym zaułku, zwłaszcza kiedyprzeszukując akta personelu lotniczego, nie znalazłem Ŝadnego nazwiska, które pasowałobydo liter naszego tajemniczego oficera.Ale potem pomyślałem, Ŝe ”admirał” to równieŜ słowosiedmioliterowe i Ŝe piątą literą teŜ jest ”R”.Pitt poczuł się tak, jakby aktualny mistrz wagi cięŜkiej trafił go prawym hakiem wŜołądek.”Admirał” - słowo to brzmiało jeszcze w jego myślach.Nikomu nie przyszło dogłowy, Ŝe samolot wojsk lotniczych mógł transportować sprzęt naleŜący do marynarki.Pochwili jednak pewna otrzeźwiająca myśl sprowadziła Pitta z powrotem na ziemię.- A nazwisko? - spytał, prawie obawiając się odpowiedzi.- Znalazłeś nazwisko?- To pestka dla takiego bystrzachy jak ja.Imię było proste.Sześć liter, trzy znane.Dwa puste miejsca, po nich ”LT”, znowu puste miejsce, a za nim ”R”.Z tego wyszedł”Walter”.A teraz danie główne, czyli nazwisko.Cztery litery, pierwsza ”B”, ostatnia ”S”.AponiewaŜ miałem juŜ stopień tego gościa i imię, przegląd komputerowych akt naszego biura irejestrów marynarki doprowadził mnie do admirała Waltera Horatia Bassa.Pitt sondował dalej:- Skoro Bass był admirałem juŜ w 1954 roku, to teraz albo ma ponad osiemdziesiąt lat,albo juŜ nie Ŝyje.Najprawdopodobniej nie Ŝyje.- Z tak pesymistycznym podejściem daleko nie zajdziesz - powiedział Buckner.- Bassbył facetem sukcesu.Przeczytałem jego akta.Robią wraŜenie.Pierwszą gwiazdkę otrzymał,gdy miał zaledwie trzydzieści osiem lat Przez pewien czas zanosiło się, Ŝe zostanie szefemsztabu marynarki.Później jednak albo coś sknocił, albo nawtykał zwierzchnikowi, bo naglezostał przeniesiony i otrzymał dowództwo jakiejś mało waŜnej bazy na Oceanie Indyjskim, codla ambitnego oficera marynarki jest jak zesłanie na pustynię Gobi.Odszedł na emeryturę wpaździerniku 1959 roku.W grudniu skończy siedemdziesiąt siedem lat.- Chcesz powiedzieć, Ŝe Bass jeszcze Ŝyje?- Jego nazwisko widnieje na liście płac dla emerytów.- Masz moŜe jego adres?- Bass jest właścicielem gospody na południe od Lexington w stanie Wirginia.Lokalnazywa się ”Anchorage House”.Znasz ten typ - Ŝadnych zwierząt, Ŝadnych dzieci.Piętnaściepokoi z antyczną instalacją kanalizacyjną i łóŜkami z baldachimem.Oczywiście w kaŜdym znich sypiał George Washington.- Paul, jestem ci winien jednego.- MoŜesz powiedzieć mi coś konkretniejszego?- Jeszcze za wcześnie.- Jesteś pewien, Ŝe to nie jest numer, o którym nasze biuro powinno wiedzieć?- To nie wasza działka.- W porządku.- Jeszcze raz dziękuję.- Dobra, stary.Napisz, jak znajdziesz jakąś robotę.Pitt odłoŜył słuchawkę, odetchnął wolno i uśmiechnął się.Z tajemnicy opadła kolejnazasłona.Postanowił, Ŝe nie będzie się kontaktował z Abe Steigerem, w kaŜdym razie jeszczenie teraz.Spojrzał na Folsoma.- Czy mógłbyś podczas weekendu obejść się beze mnie?Folsom teŜ się uśmiechnął.- Jestem daleki od sugerowania, Ŝe szef jest bez znaczenia dla całej operacji, ale, dodiabła, uwaŜam, Ŝe jakoś przetrwamy następne czterdzieści osiem godzin bez twojejwspaniałej osoby.Co tam kombinujesz?- Trzydziestoczteroletnia zagadka - odrzekł Pitt.- Zamierzam poszukać odpowiedzi wpewnym kojącym, spokojnym i osobliwym wiejskim hoteliku.Folsom przyglądał mu się przez kilka sekund, ale poniewaŜ w zielonych oczach Pittaniczego nie wypatrzył, zrezygnował i odwrócił się do tablicy.31Podczas porannego lotu do Richmond Pitt wyglądał jak jeden z kilkunastudrzemiących pozornie pasaŜerów.Oczy miał zamknięte, lecz myślami krąŜył wokółtajemnicy samolotu spoczywającego na dnie jeziora.To niewiarygodne, Ŝeby lotnictwoukrywało wypadek, pomyślał, W normalnych warunkach podjęto by zakrojone na wielkąskalę śledztwo, by stwierdzić, dlaczego maszyna tak bardzo zboczyła z wyznaczonej trasy.śadna logiczna odpowiedź jakoś nie przychodziła mu do głowy.Otworzył oczy, kiedyodrzutowiec Eastern Airlines wylądował i zaczął kołować do terminalu.Wynajął samochód i ruszył w drogę.Cudowna okolica pachniała sosnami i deszczem.TuŜ po południu skręcił z międzystanowej autostrady 81 i wjechał do Lexington.Niezatrzymał się, by podziwiać osobliwą architekturę miasta, i wąską drogą skierował się napołudnie.Wkrótce dotarł do znaku malowniczo kontrastującego z wiejską okolicą.Wymalowana na nim Ŝeglarska kotwica zapraszała gości i wskazywała Ŝwirowaną drogę dogospody.Za kontuarem nikogo nie było, ale Pitt z niechęcią pomyślał o przerywaniu błogiejciszy zadbanego i starannie odkurzonego hallu.Miał juŜ zamiar zmienić zdanie i jednak uderzyć w dzwonek, kiedy taszcząc krzesło zwysokim oparciem weszła wyjątkowo wysoka, prawie dorównująca mu wzrostem kobieta wkowbojskich butach.Miała chyba trochę ponad trzydzieści lat, dŜinsowe spodnie i bluzę, a popielatoblondwłosy związane czerwoną chustką.Jej skóra nie miała najmniejszego śladu opalenizny,przeciwnie, robiła wraŜenie gładkiej jak u modelki.Widząc, z jakim spokojem reaguje nawidok obcego, pomyślał, Ŝe to kobieta z klasą, jedna z tych, które nauczone są zachowywaniarezerwy w kaŜdych okolicznościach, no, moŜe z wyjątkiem poŜaru i trzęsienia ziemi.- Przepraszam - powiedziała, stawiając krzesło obok cudownie proporcjonalnegoświecznika.- Nie słyszałam, Ŝe pan podjechał.- Interesujące krzesło - zagadnął.- Prawdziwy antyk.Spojrzała na niego z uznaniem.- Tak, wyprodukowane przez Eldera Henry’ego Blinna z Canterbury [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •