[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz obejrza³ siê przez ramiê w strachu, ¿e Billy ju¿siê zbli¿a.Lecz nie, ci¹gle tkwi³ przy oknie, choæ jego pieœñ niemal ucich³a.Nie potrzebowa³ jej ju¿.W celi niepodzielnie rz¹dzi³a ciem­noœæ.Przera¿ony, Cleve znów zacz¹³ bêbniæ w drzwi.Ktoœ bieg³ ju¿ po korytarzu, zs¹siednich cel dobiega³y krzyki.- Jezu Chryste, pomó¿cie! - wrzasn¹³.Na karku czu³ mróz.Nie potrzebowa³ siêodwracaæ by wiedzieæ, co siê dzieje za jego plecami.Cieñ rós³, œcianaznika­³a, a na jej miejsce pojawia³o siê miasto i jego mieszkañcy.Tait te¿ tamby³.Czu³o siê jego obecnoœæ, wielk¹, mroczn¹.Tait — morderca dzieci.Tait -stwór z cienia Tait - mistrz przemiany.Cleve wali³ w drzwi, a¿ d³onie zaczê³ymu krwawiæ.Od wolnoœci dzieli³y go centymetry wielkoœci kontynentu.Czynadbiegali? Czy ju¿ nadbiegali? Ch³Ã³d uderzy³ go w plecy jak cios.Zobaczy³,jak dr¿¹ce b³êkitne œwiat³o wywo³uje jego cieñ na drzwiach, poczu³ zapachpiasku i krwi.I nagle us³ysza³ g³os.Nie ch³opca, lecz jego dziadka.EdgaraSt.Clair Taita.Byt tu cz³owiek, który nazwa³ siê pomiotem Szatana; s³ysz¹cjego obrzydliwy g³os Cleve uwierzy³ i w piek³o, i w pana piekie³, uwierzy³, ¿esam jest ju¿ na ³asce Szatana, ¿e w³aœnie doœwiadcza jego cudów.- Jesteœ zbyt dociekliwy - powiedzia³ Edgar.- Pora do ³Ã³¿ka.Cleve nie chcia³siê odwróciæ.Jego ostatni¹ œwiadom¹ myœl¹ by³o, ¿e powinien siê odwróciæ ispojrzeæ na mówi¹cego, ale nie chce.Lecz jego wola nie nale¿a³a ju¿ do niego;Tait wsadzi³ mu palce w mózg i grzeba³ w nim.Cleve odwróci³ siê.Spojrza³.Wisielec sta³ tu, w celi.Nie jako potwór, z galaretowat¹, nieforemn¹ twarz¹.By³ tu we w³asnym ciele, ubrany - nie bez pewnego wdziêku - w garnitur zzesz³ej epoki.Twarz mia³ przystojn¹: szero­kie czo³o, nieruchomy wzrok.Narêce, któr¹ g³aska³ Billy'ego po schylonej g³owie, jak wiernego psa, ci¹glenosi³ obr¹czkê.- Czas umieraæ, panie Smith - powiedzia³.Za drzwiami, na korytarzu, Cleve s³ysza³ krzyki Devlina.Nie móg³ nabraæpowietrza i odpowiedzieæ mu.Czy rzeczywiœcie w za­mku obraca³ siê klucz, czyte¿ by³o to z³udzenie, wyprodukowane przez jego mózg celem uspokojeniapanicznego strachu?W maleñkiej celi powia³ wiatr.Przewróci³ krzes³o i stó³, podniós³przeœcierad³a, frun¹ce jak duchy dzieci.I zabra³ ze sob¹ Taita, a ra­zem z nimch³opca; wessa³ ich w malej¹ce w perspektywie miasto.- Pan idzie z nami - rozkaza³ Tait.Twarz zaczê³a mu siê rozp³y­waæ.-Potrzebujemy pana, pañskiej duszy i cia³a, panie Smith.Pan jest nasz.- Nie! - krzykn¹³ Cleve w twarz swego kata.Pró¿nia wyrywa³a mu palce,wyciska³a oczy z czaszki.— Ja nie.Za jego plecami zazgrzyta³y drzwi.- Nie pójdê, s³yszysz?Drzwi do celi otworzy³y siê nagle, pchnê³y go w wir mg³y i pia­sku, wci¹gaj¹cyTaita i jego wnuka.Omal nie znik³ wraz z nimi, lecz jakaœ d³oñ z³apa³a go zakoszulkê i odci¹gnê³a od krawêdzi przepaœci, ju¿ niemal nieprzytomnego.Gdzieœ, daleko, Devlin rozeœmia³ siê jak hiena.Straci³ zmys³y,Ockn¹³ siê we œnie.i w mieœcie.Ockn¹³ siê pamiêtaj¹c to, co wydarzy³o siêtu¿ przed utrat¹ œwiadomoœci: histeriê De­vlina, rêkê, która powstrzyma³a jegoupadek, gdy wir wci¹gn¹³ dwie postaci.NajwyraŸniej uda³ siê w ich œlady,niezdolny powstrzy­maæ mózg, który przesta³ dzia³aæ, od przemierzania po razkolejny drogi do metropolis morderców.Lecz Tait jeszcze nie wygra³.Obec­noœæw mieœcie ci¹gle siê Cleve'owi tylko œni³a.Jego cielesne „ja" pozostawa³o wPantonville; œwiadomoœæ tego faktu kierowa³a ka¿­dym jego krokiem.Nas³uchiwa³ wiatru.Wiatr by³, jak zawsze, wymowny; w ka¿dym powiewie wraz zpiaskiem nios³y siê g³osy i nigdy, nigdy, nawet gdy wiatr zamiera³ nie nik³yca³kowicie.Roz­pozna³ wœród nich krzyk.W niemym mieœcie ten krzyk by³ jakszok, wygoni³ szczury z nor i ptaki z ich siedzib na jakimœ dalekim placy­ku.Zaciekawiony, Cleve poszed³ za tym krzykiem, który zostawi³ w powietrzu niemalwidzialne echo.Spiesz¹c pustymi ulicami us³y­sza³ dalsze krzyki; mê¿czyŸni ikobiety pojawiali siê w drzwiach i oknach swych cel.Tyle twarzy, a ka¿da inna;ku rozczarowaniu fizjonomisty nie by³o w nich niczego podobnego.Morderstwo matyle twarzy, co towarzysz¹cych mu okolicznoœci.Jedyn¹ wspóln¹ cech¹ jest jego"obrzydliwoœæ, rozpacz umys³Ã³w zamkniêtych na wieki w miejscu zbrodni.Przygl¹da³ siê ludziom i zajê³o go to wy­starczaj¹co, by nie zorientowa³ siê,dok¹d prowadz¹ go krzyki.Nagle znalaz³ siê w getcie, do którego trafi³ ju¿wczeœniej, za dziewczynk¹.Wyszed³ zza rogu i przy koñcu œlepej alejki, któr¹ widzia³ wczeœniej (mur,okno, za oknem zakrwawiona cela) dostrzeg³ Billy'ego, wij¹cego siê w piasku ustóp Taita.Ch³opiec by³ na pó³ sob¹, a na pó³ besti¹, w któr¹ zmieni³ siê naoczach Cleve'a.Jedna, lepsza, jego czêœæ wi³a siê, szukaj¹c wyzwolenia oddrugiej; bez rezultatu.W jednej chwili pojawia³o siê cia³o ch³opca, blade,kruche, by w nastêpnej porwa³y je fale przemian.Czy¿ w³aœnie w tej sekun­dzienie pojawi³o siê ramiê, poch³oniête w nastêpnej, nim mog³o wykszta³ciæ palce?Czy¿ wœród morza jêzorów nie mignê³a nagle ludzka twarz? Przemiany niepodlega³y analizie, gdy tylko uda³o siê skupiæ uwagê na czymœ znajomym, to coœnatychmiast znika³o.Tait obserwowa³ walkê tocz¹c¹ siê u jego stóp.PóŸniej podniós³ g³owê iwyszczerzy³ na Cleve'a zêby.Tego popisu móg³by mu pozazdroœciæ rekin.- Nie wierzy³ mi, panie Smith - powiedzia³ potwór - i przyszed³ szukaæ celi.Wij¹ca siê postaæ wykszta³ci³a usta i wyda³a ostry krzyk, pe³en bólu iprzera¿enia.- A teraz chce przede mn¹ uciec - mówi³ Tait.- Pan zasia³ w nim tew¹tpliwoœci.On musi ponieœæ konsekwencje.–Wymierzy³ dr¿¹cy palec w Cleve'a iw chwili, gdy palec siê podnosi³ cia³o starca sta³o siê wyt³aczan¹ skór¹.-Przyszed³ pan tam, gdzie; pana nie proszono.Proszê spojrzeæ, jakie spowodowa³pan cierpienie.Tait kopn¹³ to coœ u swych stóp.Coœ przewróci³o siê na grzbiet, wymiotuj¹c.- On mnie potrzebuje - mówi³ dalej Tait.- Czy nie starcza panu rozs¹dku, by todostrzec? Beze mnie jest zgubiony.Cleve nie odpowiedzia³ wisielcowi.Zwróci³ siê do potwora, le¿¹cego mu u stóp.- Billy - powiedzia³, wzywaj¹c zagubionego w przemianach ch³opca.- Jest zgubiony - odpowiedzia³ mu Tait.- Billy - powtórzy³ Cleve.- Pos³uchaj mnie.- On ju¿ nie wróci.Pan to tylko œni.On tu jest we w³asnym ciele.- Billy.Czy mnie s³yszysz? To ja, to Cleve.Mia³ wra¿enie, ¿e przemiany na mgnienie oka usta³y, jakby ktoœ s³ucha³ jegos³Ã³w.Cleve powtarza³ imiê ch³opca, raz po raz.To pierwsze, czego uczy siê ludzkie dziecko: musi umieæ siê jakoœ nazwaæ.Jeœlich³opak by³ w stanie zareagowaæ na cokolwiek, z pew­noœci¹ zareaguje na swojeimiê.- Billy.Billy.- przy drugim s³owie stwór przetoczy³ siê.Tait zacz¹³zdradzaæ objawy niepokoju [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •