[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A mo¿e ubraæ go w jej bieliznê?- Uwa¿am, ¿e jednak jedziemy do Salem - od­rzek³ Decker.W jego g³osie brzmia³ajakaœ nuta, której Eigerman nie s³ysza³ wczeœniej.- I myœlê tak¿e, ¿e nie mapan pieprzonego pojêcia o tym, w co ja wierzê czy nie wierzê.I tak chce ichpan wykurzyæ.- Natychmiast - powiedzia³ Eigerman z gard³o­wym œmiechem.- A ja s¹dzê, ¿e Ashbery ma racjê.Pan jest przera¿ony.To uciszy³o œmiech.- W dupie! - cicho stwierdzi³ Eigerman.Resztê drogi przebyli w milczeniu.Eigerman wy­znacza³ now¹ trasê dla konwoju.Decker obserwowa³, jak z ka¿d¹ chwil¹ œwiat³o s³oneczne s³abnie.Ashbery pochwili zadumy kartkowa³ stronice o barwie ³upiny cebuli w poszukiwaniu „RytówWypêdzania".2Pettine czeka³ na nich piêædziesi¹t jardów od wrót nekropolii, z twarz¹osmalon¹ przez p³on¹ce wci¹¿ samo­chody.- Jak wygl¹da sytuacja? - chcia³ wiedzieæ Eiger­man.Pettine obejrza³ siê na cmentarz.- Nie ma tam ¿adnych oznak ruchu od czasu tej ucieczki.Ale s³yszeliœmy ich.- I jak?- To tak, jakby usi¹œæ na kopcu termitów - stwie­rdzi³ Pettine.Coœ siê ruszapod ziemi¹.Bez w¹tpienia.To siê czuje, tak jak siê s³yszy.Decker, który jecha³ jednym z nastêpnych samo­chodów, podszed³ i przy³¹czy³ siêdo dyskusji; przerywa­j¹c w pó³ s³owa Pettine’owi, zwróci³ siê do Eigermana:- Mamy godzinê i dwadzieœcia minut do zachodu s³oñca.- Potrafiê liczyæ - odpar³ Eigerman.- Wiêc zacznijmy kopaæ.- Ja zadecydujê kiedy, Decker.- Decker ma racjê, szefie - powiedzia³ Pettine.- To s³oñca boj¹ siê tebêkarty.Mówiê wam, nie s¹dzê, ¿e bêdziemy chcieli tu jeszcze byæ, gdy zapadnienoc.Jest ich zbyt wielu pod ziemi¹.- Bêdziemy tu tak d³ugo, a¿ sprz¹tniemy to gów­no - odezwa³ siê Eigerman.- Ilewejœæ tam pro­wadzi?- Dwa.To du¿e i jeszcze jedno od strony pó³no­cno-wschodniej.- W porz¹dku.Nietrudno wiêc bêdzie ich poz­bieraæ.Postawcie jedn¹ zciê¿arówek przed g³Ã³w­n¹ bram¹, a wtedy rozstawimy posterunki w pew­nychodstêpach wokó³ muru, aby mieæ pewnoœæ, ¿e nikt siê nie wydostanie.A jak ichzapieczêtujemy, podejdziemy.- Widzê, ¿e przywióz³ pan pewne zabezpiecze­nie - skomentowa³ Pettine, zerkaj¹cna Ashbery’ego.Eigerman zwróci³ siê do ksiêdza.- Umie ojciec pob³ogos³awiæ wodê? Poœwiêciæ j¹? '- Tak.- Wiêc proszê to zrobiæ.Wszelk¹ wodê, któr¹ znajdziemy.Proszê pob³ogos³awiæ.Pokropiæ ni¹ ludzi.Mo¿e to w czymœ pomo¿e, skoro kule nie skutkuj¹.A pan,Decker, niech siê trzyma z dala od tej pieprzonej im­prezy.To teraz sprawapolicji.Po wydaniu rozkazów, Eigerman ruszy³ w stronê wrót cmentarza.Id¹c przezunosz¹cy siê kurz poj¹³ nagle, co Pettine rozumia³ przez kopiec termitów.Podziemi¹ coœ siê dzia³o.Wydawa³o mu siê nawet, ¿e s³yszy g³osy, przemawiaj¹ce doumys³u myœlami o przedwczes­nym pogrzebie.Widzia³ ju¿ kiedyœ coœ takiego, czyraczej skutki takiego faktu.Pracowa³ ³opat¹ przy ekshumacji kobiety, którejkrzyk dobiega³ spod ziemi.Mia³a ku temu powód: urodzi³a dziecko i zmar³a wtrumnie.Niedoroz­winiête dziecko prze¿y³o.Skoñczy³o w wariatkowieprawdopodobnie.A mo¿e tutaj, w ziemi, z ca³¹ reszt¹ tych sukinsynów.Jeœli tak, móg³ policzyæ na palcach jednej rêki minuty, które im zosta³y znêdznego ¿ycia.Kiedy tylko poka¿¹ g³owy spod ziemi.Eigerman przykopie im tak,¿e od razu wróc¹ tam, sk¹d siê wziêli.Kulka w mózg.No, niech tylko wyjd¹.Niech spróbuj¹ siê wydobyæ.Jego obcas czeka³.3Decker obserwowa³, jak organizuj¹ siê oddzia³y, dopóki nie zacz¹³ siê czuænieswojo.Wtedy wycofa³ siê na stok wzgórza.Czu³ wstrêt, kiedy patrzy³ nacudz¹ pracê; czu³ siê jak impotent.Rwa³ siê wtedy, by pokazaæ, co sam potrafi.A to zawsze niebezpieczna pokusa.Bo tylko on móg³ patrzeæ bezpiecznie nastwardnia³ego do morderst­wa cz³onka, a nawet wtedy musia³ zamykaæ oczy zestrachu, ¿e opowiedz¹, co widzia³y.Odwróci³ siê plecami do cmentarza i rozkoszowa³ planami na przysz³oœæ.Pozakoñczeniu procesu Boone’a bêdzie wolny i na nowo zacznie dzie³o Maski.Oczekiwa³ tego namiêtnie.Znajdzie terytoria gdzieœ dalej.Urz¹dzi rzeŸnie wManitobie i SaskatcheWan, a mo¿e i w Vancouver.Robi³o mu siê przyjemnie gor¹cona sam¹ myœl o tym.Prawie s³ysza³, jak w walizeczce, któr¹ niós³ wzdycha przezswoje srebrzyste zêby Stara Twarz z Gu­zikami.- Cicho.- rzek³ do siebie, gdy zauwa¿y³, ¿e odezwa³ siê do Maski.- Co tam?Decker odwróci³ siê.O jard od niego sta³ Pettine.- Mówi³ pan coœ? - chcia³ wiedzieæ gliniarz.On pójdzie do muru - stwierdzi³aMaska.- Tak - odpar³ Decker.- Nie dos³ysza³em.- Tylko mówi³em do siebie.Pettine wzruszy³ ramionami.- S³Ã³wko od szefa.Mówi³, ¿e wkraczamy.Chce pan nam towarzyszyæ?Jestem gotowa - powiedzia³a Maska.- Nie - powiedzia³ Decker.- Nie mamy pretensji.Pan jest tylko lekarzem od g³owy?- Tak.A o co chodzi?- S¹dzê, ¿e wkrótce bêdziemy potrzebowaæ leka­rzy.Oni siê nie poddadz¹ bezwalki.- Nie mogê pomóc.Ja nawet nie lubiê widoku krwi.Z walizeczki dobieg³ œmiech, tak g³oœny, ¿e Decker mia³ pewnoœæ, ¿e Pettineus³yszy.Ale nie.- Wiêc proszê siê trzymaæ w bezpiecznej odleg³o­œci - zaleci³ i uda³ siê nateren akcji.Decker podniós³ walizeczkê na wysokoœæ piersi i mocno trzyma³ w ramionach.S³ysza³, jak wewn¹trz otwiera siê i zamyka suwak; otwiera i zamyka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •