[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co wynikło z kwerendy w literaturze?- Nic - odparł potrząsając głową i krzywiąc się z niesmakiem.- Może szukałeś w niewłaściwym miejscu - zasugerowała.Może wziąłeś „Weekly World News” zamiast „Physics Today”?- Myślisz, że w tym stanie rzeczy nie sięgnąłbym do fenomenologii? Może nie grzebałem w prasie brukowej, ale celowo przyjąłem szeroki zakres kwerendy.Chcę być pewien, że poszukiwaniami zostaną objęte również pogranicza nauki i to, co mieści się poza granicami.- I co?- Tobie się to nie spodoba.- Dalej, mów śmiało.- Mój researcher próbował mi przez cały czas wmówić, że spontaniczne samospalenie ludzkiego organizmu dobrze pasuje do moich kryteriów wyszukiwania.Zachichotała radośnie.- Och, to jest to!- Nie jest - odparł zwięźle.- Nie ma ani jednego udokumentowanego przypadku, który widzieliby świadkowie.Nie było żadnego księdza, który zginąłby na kazalnicy, bez względu na to, jakie bajdy słyszałaś.Z tego co wiem, najbardziej prawdopodobny przypadek to śmierć pewnej samotnej starszej pani, która miała nadwagę, lubiła sobie wypić i paliła.- Hmm.Tobie nie potrzeba Sherlocka Holmesa, sam sobie dasz radę z odtworzeniem zdarzeń.- A medycyna sądowa nie zna takich przypadków albo opisuje je anegdotycznie.Nigdy nie widziałaś takich bzdur jak.- Pewnie, że widziałam - odparła.- Wychowano mnie na wierną duszyczkę Kościoła Episkopalnego.- Wycofuję swoje słowa - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.- Ale cóż, skoro do badań potrzebne nam będzie medium.- No dobrze, a co z „ogniami podejrzanego pochodzenia?” Ktoś musi prowadzić archiwum na ten temat.- Jest taki ktoś: Narodowe Centrum Danych Pożarowych.Przejrzeliśmy ich archiwa, kiedy byłaś jeszcze w Utah, szkoląc operatorów z wojska.- I co?- Możemy powiedzieć tylko tyle, że to jeden wielki znak zapytania.NCDP prowadzi zapisy dotyczące dwóch milionów pożarów i wybuchów rocznie.Jeden z przypadków na pięć zaopatrzony jest w formułę: „Przyczyna nieznana”.Wynajęliśmy prywatne biuro śledcze do spraw podpaleń, żeby przeszukało zasoby NCDP.Wrócili z bardzo długim raportem, który nie nadawał się do niczego.Za mało informacji, obserwacje się nie powtarzają, przy dokładniejszym zbadaniu nie widać logiki zdarzeń.- Brakuje dowodów.- Dosłownie.- To musi jednak gdzieś tam być.- Jeśli zadamy właściwe pytania - odparł Horton.- Jedna z prawd, których jestem pewien, to fakt, że materia i energia oddziaływają na siebie nawzajem.Ale zaczynam się zastanawiać, czy to, co wychodzi z emitera, jest materią czy energią.- Masz jakichś innych podejrzanych? - zapytała, zaskoczona.Horton nachmurzył się i potrząsnął głową.Nad tą kwestią miał się teraz głowić Karl Brohier.W niecałe trzy tygodnie po powrocie z Waszyngtonu, gdzie był z Hortonem, dyrektor znów spakował manatki i wyjechał.Tym razem do Instytutu Zaawansowanych Studiów w Princeton.Podczas jego nieobecności Horton znów stał się aktywny, widać było po nim, że wraca do dawnej formy.Zerwał z pustelniczym życiem, zyskał nowy entuzjazm do pracy, bardziej zainteresował się tym, co robi Lee, trochę przeszkadzając jej w pracy swoją ciekawością.Prawie tydzień spędził nad danymi zebranymi przez jej wydział, rozmawiał z jej współpracownikami o problemach związanych z pomiarami i wykrywaniem pola.A w końcu tygodnia palnął mówkę w staromodnym, pełnym werwy stylu:- Jeśli potraficie to wykryć, my jesteśmy w stanie to ekranować.Jeśli potraficie to mierzyć, my potrafimy to modulować - powiedział do zgromadzonych.- Skupcie się na pracy, oddajcie jej to, co macie najlepszego.A jeśli możecie, zachowajcie optymizm.Wszyscy mamy z tym od czasu do czasu problemy.Ale wasza praca może się okazać kluczowa dla tego, co tu robimy.Jeśli znajdziecie coś, co silnie oddziaływuje w polu Detonatora, już następnego dnia możemy znaleźć sposób na ekranowanie efektu, a dwa dni potem na sterowanie polem.Zaangażowanie Hortona, patrząc z perspektywy Lee, przyszło późno, ale ku swojemu zaskoczeniu nawet ona zaraziła się jego entuzjazmem.Była zadowolona, gdy Horton pojawił się w pomieszczeniu kontrolnym testów na pół godziny przed rozpoczęciem drugiej „szamotaniny”.Przypomniało jej to dawne czasy, sprzed skonstruowania Dziewczynki - patrzyła na tamte dni, jak to robi wielu świeżo upieczonych rodziców, z selektywną nostalgią.- Mogę w czymś pomóc? - zapytał Horton.- Przyjmę w charakterze darowizny szare komórki w dobrym stanie - odpowiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •