[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyglądało to naprawdę groźnie.– Pozwól, że wezwę pomoc – powiedziałam.Wolno cofnęłam jedną rękę,nie do końca ufając Adamowi, że dotrzyma słowa.– Sam tutaj dotarłem i sam wrócę na most – oświadczył.– Nie podoba mi się ten pomysł.Sprowadzę pomoc.Ale on mnie zignorował.Obserwowałam, jak próbuje się odwrócić, przesuwającduże stopy po wąskiej krawędzi.Prawą ręką chwycił dalszy pręt i zmienił pozycję tak,żeby móc stanąć przodem do mostu.Moje serce waliło jak młotem, gdy na topatrzyłam.Byłam bezradna.Chciałam wrzasnąć na gapiów, żeby pomogli, ale krzykimogłyby przerazić Adama i sprawić, że spadłby do wody.Nagle wiatr przybrał na sile,powietrze stało się chłodniejsze, a ja zdałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakieczyhało na niego po krótkiej chwili wytchnienia.Wygiął całe ciało w prawo, wykonującskręt w pasie i przygotował się obrotu.Gdy jednak uniósł lewą nogę, przerzucającciężar na prawą, ześlizgnął się z wąskiej krawędzi.W samą porę zdołał chwycić lewąręką pręt, do którego wcześniej sięgał, i zawisł na nim.Usłyszałam, jak gapiewstrzymują oddech.Chwyciłam jego prawą dłoń i złapałam ją mocno, apotem z całej siły pociągnęłam go w górę.W tamtej chwili najbardziej przeraziłmnie strach wyzierający z jego oczu.Po zastanowieniu dochodzę jednak downiosku, że właśnie to spojrzenie dało mi siłę, ponieważ człowiek, który kilkaminut wcześniej zamierzał odebrać sobie życie, zaczął o nie walczyć.Pomogłam mu się podciągnąć.Z zamkniętymi oczami przylgnął doprętów, oddychając ciężko.Próbowałam dojść do siebie, gdy nadbiegłdetektyw Maguire ze wściekłą miną.– On chce wrócić na most – wyjaśniłam słabym głosem.– Widzę.– Odepchnął mnie na bok.Musiałam odwrócić wzrok, gdy kilkaosób sprowadzało Adama na bezpieczną stronę mostu.Kiedy tylko na nimstanął, oboje opadliśmy ciężko na ziemię, pozbawieni resztek energi.Adamsiedział oparty o barierki, a ja naprzeciwko niego.Ponieważ kręciło mi się wgłowie, wsunęłam ją między nogi i zaczęłam robić głębokie wdechy.– Dobrze się czujesz? – zapytał z troską.– Tak.– Zamknęłam oczy.– Dzięki – dodałam.– Za co?– Za to, że nie skoczyłeś.Skrzywił się.Jego twarz i całe ciało nosiły wyraźne ślady wyczerpania.– Zawsze do usług.Wygląda na to, że tobie zależało na tym bardziej niż mnie.– Doceniam to.– Posłałam mu drżący uśmiech.Uniósł brwi.– Przepraszam, ale nie zapamiętałem twojego imienia.– Christine.– Adam.Wyciągnął rękę.Odsunęłam się od barierek, żeby ją uścisnąć.Mocnochwycił moją dłoń, spoglądając mi prosto w oczy.– Nie mogę się doczekać, kiedy zaczniesz mnie przekonywać, że to byłdobry pomysł, Christine.Uważam, że data moich urodzin to dobry termin.Termin? Zamarłam z ręką wciąż spoczywającą w jego dłoni.Chociażostatnie słowa wymówił łagodnie, brzmiały jak ostrzeżenie.Nagle zrobiło misię słabo, a przy tym głupio, gdy pomyślałam o umowie, którą właśniezawarłam.Co ja najlepszego zrobiłam?Pomimo pragnienia, żeby wszystko odwołać, nerwowo skinęłam głową.Potrząsnął moją ręką na środku mostu, tylko raz, ale stanowczo, a potem ją puścił.5Jak zacieśnić więzi– Co pani tam, do diabła, robiła? – warknął detektyw Maguire, zbliżającswoją twarz do mojej.– Próbowałam pomóc.– Skąd zna pani tego mężczyznę? – Najwyraźniej cisnęło mu się na ustasłowo „również”.– Nie znam.– Więc co się tam wydarzyło?– Po prostu przechodziłam i zauważyłam człowieka w potrzebie.Martwiliśmysię, że nie dotrzecie na czas, dlatego uznałam, że powinnam z nim porozmawiać.– Bo za pierwszym razem tak dobrze pani poszło? – rzucił ze złością, poczym zrobił minę, jakby pożałował ostatnich słów.– Christine, czy paninaprawdę oczekuje, że uwierzę w tę historię? Po prostu pani przechodziła?Drugi raz w ciągu miesiąca? Mam uwierzyć, że to zwykły zbieg okoliczności?Jeśli bawi się pani w jakiegoś zamaskowanego obrońcę…– Nic podobnego.Znalazłam się w złym miejscu o złej porze.Uznałam, żezdołam pomóc.– Ponieważ sposób, w jaki Maguire mnie traktował, wzbudziłmój gniew, dodałam: – I pomogłam, prawda? Ściągnęłam go z mostu.– Ledwo – wypalił detektyw.Zaczął krążyć wokół mnie.W oddali widziałam Adama patrzącego w moją stronę z niepokojem.Posłałam mu słaby uśmiech.– Mnie to nie bawi – rzucił Maguire.– A ja się nie śmieję.Przyjrzał mi się, jakby próbował ustalić, co ze mną począć.– Opowie mi pani wszystko od początku do końca na posterunku.– Ale ja nie zrobiłam nic złego!– Nie jest pani aresztowana, Christine.Muszę tylko spisać zeznania.–Odszedł, najwyraźniej oczekując, że ruszę za nim do samochodu.– Nie możecie jej zabrać – zaprotestował Adam.Jego wygląd i głoszdradzały wyczerpanie.– Proszę się o nią nie martwić.– Maguire przyjął inny, znacznie łagodniejszyton, gdy zwracał się do Adama.Nie wiedziałam nawet, że miał taki w repertuarze.– Naprawdę nic mi nie jest – zaoponował Adam, gdy Maguire zaczął mupomagać przy wsiadaniu do wozu.– To był tylko moment szaleństwa.Terazczuję się zupełnie dobrze.Chcę tylko wrócić do domu.Maguire wymruczał jakieś słowa pocieszenia, po czym wsiadł z Adamem dosamochodu, głuchy na życzenia niedoszłego samobójcy.Gdy Adam odjechałjednym autem, ja pojechałam drugim na posterunek przy ulicy Pearse, gdziepoproszono mnie, żebym jeszcze raz opowiedziała całą historię.OczywiścieMaguire podejrzewał, że coś przed nim zataiłam.Rzeczywiście nie mówiłamwszystkiego.Nie mogłam zmusić się do wyznania mu, co naprawdę robiłamna moście i na opuszczonym osiedlu.Nie zdołałam się też otworzyć przedmiłą panią, która przyszła potem porozmawiać o moich przeżyciach.Po godzinie detektyw Maguire oświadczył, że mogę iść.– A co z Adamem?– Adam to już nie pani zmartwienie.– Ale gdzie on jest?– Rozmawia z psychologiem.– Kiedy będę mogła się z nim zobaczyć?– Christine… – ostrzegł.Wyczułam, że próbuje się mnie pozbyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •