[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciągle walczą przeciwko nam, bo zawsze obawiali się Naguala i teraz mszczą się za to na nas.W każdym razie tak mówi la Gorda.– A dlaczego la Gorda tak mówi?– Nagual powiedział jej o rzeczach, o których nie wie żadna z nas.Ona widzi.Nagual powiedział, że ty też widzisz.Ani Josefina, ani Rosa, ani ja nie widzimy, a jednak cała nasza piątka jest taka sama.Jesteśmy tacy sami.Zwrot Jesteśmy tacy sami", którego dona Soledad użyła poprzedniej nocy, przyniósł ze sobą lawinę myśli i obaw.Odłożyłem notatnik i rozejrzałem się dookoła.Znajdowałem się w dziwnym świecie, na dziwnym łóżku, pomiędzy dwoma młodymi kobietami, których nie znałem.A jednak czułem się całkiem swobodnie.Moje ciało doświadczało zapomnienia i obojętności.Ufałem im.– Czy będziecie tutaj spać?– A gdzie indziej?– Na przykład w waszym własnym pokoju?– Nie możemy zostawić cię samego.To wszystko jest dla nas dokładnie takie samo jak dla ciebie – jesteś dla nas obcy, ale i tak musimy cię pilnować.La Gorda powiedziała, że bez względu na to, jaki głupi się okażesz, mamy się tobą zajmować.Powiedziała, że mamy spać z tobą w tym samym łóżku, jakbyś był samym Nagualem.Zgasiła lampę.Pozostałem w pozycji siedzącej, oparty o ścianę.Zamknąłem oczy, aby pogrążyć się w rozmyślaniach, i natychmiast zasnąłem.Od ósmej rano siedzieliśmy z Rosą i Lidią przed domem, tuż przy frontowych drzwiach.Bezowocnie próbowałem nakłonić je do rozmowy.Wyglądały na bardzo rozluźnione, niemal śpiące, jednak mnie nie udzielał się ich nastrój.Dom był usytuowany na szczycie niewielkiego wzgórza, drzwi frontowe wychodziły na wschód.Z miejsca, w którym siedziałem, dało się zobaczyć prawie całą dolinę biegnącą ze wschodu na zachód.Nie było wprawdzie widać miasta, ale można było dojrzeć leżące na jego obrzeżach zielone pola.Dolinę otaczały gigantyczne, obłe, zniszczone erozją wzgórza.W pobliżu nie było wysokich gór, tylko te ogromne posępne wzgórza – pejzaż działający na mnie depresyjnie.Naszło mnie wrażenie, że ten krajobraz przenosi mnie w inną epokę.Lidia przemówiła do mnie niespodziewanie, wyrywając mnie z zadumy.Pociągnęła mnie za rękaw.– Nadchodzi Josefina – powiedziała.Spojrzałem na krętą drogę prowadzącą z doliny w kierunku domu i w odległości jakichś pięćdziesięciu jardów zobaczyłem kobietę maszerującą w naszą stronę.Natychmiast rzuciła mi się w oczy uderzająca różnica wieku pomiędzy nią a Rosą i Lidią.Ponownie na nią spojrzałem.Nigdy bym nie przypuszczał, że Josefina jest aż tak stara.Po jej sposobie chodzenia i postawie można było wnioskować, że jest grubo po pięćdziesiątce.Była chuda, miała na sobie długą czarną spódnicę, a na plecach niosła wiązkę chrustu.U jej pasa kołysał się tobołek – z daleka wyglądał jak niesione na biodrze niemowlę, ssące jej pierś.Z trudem wspięła się ostatnim stromym podejściem do domu.Kiedy w końcu stanęła przed nami, dyszała tak ciężko, iż chciałem przyskoczyć do niej, by pomóc jej usiąść.Wykonała gest, który zdawał się mówić, że wszystko jest z nią w porządku.Usłyszałem, że Rosa i Lidia chichoczą.Nie patrzyłem na nie, bo całą uwagę skupiłem na Josefinie.Zaiste była ona najbardziej odrażającym wstrętnym stworzeniem, jakie przyszło mi oglądać w życiu.Rozwiązała niesiony na plecach chrust i zrzuciła go na ziemię z głośnym trzaskiem.Wzdrygnąłem się mimowolnie, z jednej strony na skutek hałasu, z drugiej zaś dlatego, że kobieta, zachwiawszy się, niemalże upadła mi na kolana.Przyjrzała mi się przez chwilę, po czym spuściła oczy, jakby zawstydzona własną niezdarnością.Wyprostowała się i westchnęła z nie skrywaną ulgą.Najwyraźniej ciężar był zbyt wielki dla jej starego ciała.Gdy rozprostowała ramiona, kosmyki włosów opadły jej na twarz.Na czole miała zaplamioną opaskę.Jej długie siwiejące włosy wyglądały na brudne i skołtunione.Uśmiechnęła się do mnie, przekrzywiając głowę.Wyglądało na to, że nie ma zębów – widziałem czarną dziurę jej ust.Ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła śmiechem, a potem zzuła z nóg sandały i weszła do domu, nie dając mi czasu na powiedzenie choćby jednego słowa.Rosa udała się za nią.Zamurowało mnie.Z tego, co mówiła dona Soledad, wynikało, że Josefina ma tyle samo lat, co Rosa i Lidia.Odwróciłem się do Lidii.Przyglądała mi się badawczo.– Nie miałem pojęcia, że ona jest tak stara – odezwałem się.– Tak, jest dość stara – potwierdziła Lidia sucho.– Czy ona ma dziecko? – spytałem.– Tak.I wszędzie je ze sobą zabiera.Nigdy go z nami nie zostawia.Boi się, że je zjemy.– Czy to chłopiec?– Tak, chłopiec.– Ile ma lat?– Ma go już od jakiegoś czasu, ale nie wiem, ile on ma lat.Uważałyśmy, że nie powinna mieć dziecka w tym wieku.Nie chciała nas słuchać.– Czyje to dziecko?– Oczywiście Josefiny.– Chodzi mi o to, kto jest jego ojcem.– Nagual, któżby inny.Pomyślałem, że ta rozmowa jest bezsensowna i denerwująca.– Wydaje mi się, że w świecie Naguala wszystko jest możliwe – stwierdziłem.Powiedziałem to bardziej do siebie niż do Lidii.– Nie da się ukryć – rzuciła i zaśmiała się.Depresyjne oddziaływanie wzgórz stało się nie do zniesienia.Naprawdę było coś odrażającego w tej okolicy, a Josefina stanowiła tego dopełnienie.Poza tym, że jej ciało było stare, odpychające i śmierdzące, miała jeszcze częściowo sparaliżowaną twarz.Mięśnie lewej połowy twarzy wyglądały na uszkodzone, co powodowało okropną deformację lewego oka i części ust.Narastające uczucie depresji stało się dla mnie udręką.Przez jakiś czas bawiłem się doskonale już znajomą myślą o tym, by wskoczyć do samochodu i odjechać.Poskarżyłem się Lidii, że nie czuję się dobrze.Zaśmiała się i rzuciła, że z pewnością przestraszyłem się Josefiny.– Na wszystkich robi takie wrażenie – dodała.– Nikomu się nie podoba.Jest brzydsza niż karaluch.– Pamiętam, że widziałem ją kiedyś – powiedziałem – ale była młoda.– Ludzie się zmieniają – odparła Lidia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •