[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale istotnie, w jej wyglądzie nastąpiła zauważalna zmiana, wydawało się, że zasnęła głębokim snem.Naprawdę czuła się lepiej.Doznał przypływu niezmiernej ulgi.Doktor wstał.- Myślę, że koło południa obudzi się na dobre.Wtedy postaramy się ustalić, jak bardzo cierpi.Przez dzień lub dwa będzie pewnie niespokojna.Alasdair uśmiechnął się i powiódł dłonią po miękkich loczkach Sorchy.- Och, ona nie zniesie bólu - odparł, uśmiechając się w duchu.- I na pewno da nam o tym głośno znać.- Mhm - mruknął doktor.- Rozpuszczona, prawda? Alasdair wzruszył ramionami.- Ja wolę mówić, że po prostu kochana do szaleństwa.Po wyjściu doktora połknął suchą grzankę i popił kawą, po czym ubrał się pospiesznie.Miał przed sobą koszmarny dzień.Wiedział, co trzeba zrobić i bardzo źle się z tym czuł.Nie wiedział tylko - ze strachu, czy z innych powodów.Było mu jednak bardzo przykro, że do tego dopuścił.W holu Wellings wręczył mu laskę i kapelusz.- Pański brat miał tu dziś jeść śniadanie - powiedział, wzdychając.Alasdair spojrzał na kamerdynera z niedowierzaniem.- Powiedz mi, Wellings, czy mój brat nie jest bogaty jak Krezus?Kamerdyner przekrzywił lekko głowę.- Chyba tak, sir.- W takim razie powiedz mu, żeby wybudował sobie dom i zatrudnił kucharza - zasugerował Alasdair, wciskając kapelusz na głowę.- Skąpy Szkot! W razie czego, będę na Oxford Street, na zakupach.Wellings uniósł brwi.- Na zakupach, sir?Alasdair posłał mu krzywy uśmiech.- Pewne rzeczy, Wellings, nie mogą czekać.To był cud.A przynajmniej tak sądziła Esmee.O wpół do dziesiątej Sorcha obudziła się i obudziła cały dom.Esmee ostrożnie posadziła sobie małą na kolanach, nie zapominając ani na chwilę o jej zwichniętej ręce.Sorcha skrzywiła się i wzięła głęboki oddech.- Owsianka - poleciła Esmee Lydii, przewidując, co zaraz nastąpi.- Owsianka? - Lydia odsunęła pokrywkę z tacy, którą przyniósł do pokoju Hawes, po czym pospieszyła w ich kierunku z łyżką i wazą.Esmee uniosła łyżkę i natychmiast zapadła cisza.- Chaps! - powiedziała dziewczynka, otwierając buzię.Esmee i Lydia westchnęły niemal jednocześnie.- Rozpuszczona pannica - mruknął doktor, wkładając do czarnej torby metalowe narzędzia.Lydia przewróciła oczami.- Proszę mnie teraz posłuchać: dzisiaj nic oprócz tej owsianki i odrobiny bulionu.Żadnego biegania, chodzenia po schodach.I w żadnym wypadku proszę jej nie kąpać.Jutro przyjdę znów z samego rana.Do tego czasu, w razie gdyby zrobiła się niespokojna, proszę podawać jej dwie krople tego płynu z brązowej butelki i pozwolić spać do woli.Esmee zdobyła się na słaby uśmiech.- Dziękuję, doktorze - powiedziała.- Lydia odprowadzi pana do drzwi, gdy będzie pan gotowy do wyjścia.Kiedy jednak doktor wyszedł na dobre, zostawiając Esmee wyłącznie z wyrzutami sumienia i siostrą do towarzystwa, odezwało się w niej znowu poczucie winy.Pomyślała o brzydkich szwach na główce dziewczynki i na chwilę znów strach odebrał jej oddech.Chwila nieuwagi i taka straszna historia! Miała szczęście, że dziecko nic zginęło na miejscu.Tak naprawdę ulga, jakiej doznała nad ranem, gdy Sorcha zatrzepotała rzęsami, nie pokonała do końca strachu.Najwyraźniej nie wystarczyło, że okazała się złą opiekunką.Z MacLachlanem też postąpiła głupio.Dopuściła, by strach i jakieś trudne do nazwania uczucie ściskało jej serce.I co miała teraz zrobić? Jak się należy zachować po czymś takim? Nie ma co udawać, że nic się nie stało i obiecywać sobie, że już się nie powtórzy, jeśli ona nadal będzie tu mieszkać.Niemalże błagała Alasdaira, by wziął ją do łóżka.Postąpiła jeszcze bardziej głupio niż jej matka - Alasdair nie musiał się nawet silić na słodkie kłamstewka.Po prostu nie chciała się od niego odczepić.Jaki mężczyzna odmówiłby w takiej sytuacji.No cóż, przynajmniej wyciągnął wnioski z popełnionych błędów.Nie zostawił jej brzemienną, tak jak panią Crosby i jej własną matkę.Za to powinna być mu wdzięczna.Obszedł się z nią również nadspodziewanie czule.Sprawił, że czuła się pożądana i.prawie kochana.I to były zapewne dwa największe niebezpieczeństwa.Okazała się zbyt bezbronna.I zupełnie samotna.Nie powinna była przyjmować propozycji Alasdaira i mieszkać z nim pod jednym dachem.Poprzedniego dnia udowodniła aż nadto wyraźnie, że nic nadaje się na guwernantkę.Lydia była znacznie lepszą niańką.Nie pozwoliłaby dziecku wbiec pod powóz.Nadszedł czas, by zdać sobie sprawę z okropnej prawdy: zgodziła się zostać z Sorchą kierowana czystym egoizmem.Nie miała kwalifikacji, by być niańką lub guwernantką.A kiedy Sorcha wyzdrowieje.Esmee nie mogła teraz o tym myśleć.Te rozważania przerwała Sorcha, tak jakby chciała przypomnieć siostrze o ważniejszych sprawach.Esmee pochyliła głowę i ucałowała delikatnie siniaka na czole siostry.- Moje słodkie maleństwo - szepnęła.- Byłam dla ciebie okropną matką.Sorcha popatrzyła na nią poważnie.- Chaps - powiedziała.Esmee z trudem powstrzymała śmiech - zanurzyła łyżkę w owsiance i znów zaczęła ją karmić.Dokładnie w tej samej chwili w pokoju zjawiła się Lydia z rozszerzonymi ze strachu oczami.- Chyba będzie lepiej, jeśli zejdzie pani na dół - powiedziała.- Przed domem stoi duży czarny powóz zaprzężony w cztery konie, a jakaś dama robi straszną awanturę Wellingsowi.Esmee ucałowała Sorchę i oddalają w ręce Lydii.- Kto to może być?- Nigdy jej przedtem nie widziałam - powiedziała dziewczyna, biorąc łyżkę.- Ale usłyszałam pani imię, a Wellings jest blady jak ściana.- Jak już pani mówiłem, pana Alasdaira nic ma w domu - głos Wellingsa niósł się echem po całym domu.- Ale jeśli zechce pani zaczekać.- Na pewno nie - odparł obrażony kobiecy alt.- Nie podróżowałam pół nocy po to, żeby czekać.- Proszę natychmiast sprowadzić pannę Hamilton.Poznam przyczyny tego karygodnego zachowania.Esmee stanęła na ostatnim stopniu i zamarła z przerażenia.- Ciocia Rowena?Dama odwróciła głowę tak gwałtownie, że jej bogato udekorowany piórami kapelusz niemal nie spadł jej z głowy.- Esmee! - krzyknęła, ruszając ku niej.- Och, Esmee, moje drogie dziecko.Co tu się dzieje, na Boga?Esmee uścisnęła ciotkę.- Wróciłaś do domu, pani - powiedziała bez tchu.- A ja się bałam, że już nie wrócisz!- Drogie dziecko - powiedziała jej lordowska mość.- Twój list dotarł do mnie z ogromnym opóźnieniem, ale wyjechałam, kiedy tylko Ann poczuła się trochę lepiej.Chyba nie sądziłaś, że opuszczę cię w potrzebie?- Nic, pani, ale nie byłam pewna, czy będziesz mogła przyjechać i ile czasu to zajmie.Pisałam do ciebie dwukrotnie do Australii.- Och, poczta jest tak beznadziejnie wolna.- Lady Tatton odsunęła Esmee od siebie, zaciskając usta.- A ja po prostu umierałam ze zmartwienia.Twój ostatni list dostałam już w Southampton i od razu wyruszyłam w drogę.Drogie dziecko, musimy porozmawiać.Każ temu okropnemu człowiekowi odejść.Esmee popatrzyła na kamerdynera.- Och, ciociu - powiedziała.- Nic miej pretensji do Wellingsa.On był dla mnie bardzo dobry i w niczym nie zawinił.- No tak - powiedziała lady Tatton.- Wszystkiemu winna jest twoja matka.Gdyby zdrowy rozsądek mierzono na pensy, Rosamund nie kupiłaby sobie za swój przydział nawet wstążki do włosów.Esmee poczuła, że się rumieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •