[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Istotnie, świece płonęły na stolikach i na wielkim biurku, a w obitym skórą fotelu siedziała jakaś postać zwrócona twarzą do kominka, na którym już nie palił się ogień.Zaskoczona Mariannę skamieniała z uniesioną świecą w ręku.Markiz zerwał się na równe nogi.Miał na sobie szlafrok z ciężkiego brokatu, włosy malowniczo rozwichrzone.- Mariannę?! O, przepraszam.Pani Hughes, czy coś.- Przyszłam po jakąś książkę.- Zaczerwieniła się, czując na sobie jego wzrok - była przecież w dezabilu! - Ja.nie mogłam zasnąć.Cofnęła się o krok.Tak zależało jej na tym spotkaniu, a teraz, gdy Gillingham stał przed nią, język jej się plątał i nie bardzo już wiedziała, czego chce.- Proszę się mną nie krępować.A jeśli woli pani być sama, zaraz wyjdę.I zmierzał już do drzwi.Choć przemawiał oficjalnym tonem, jego spojrzenie było, co tu ukrywać, bardzo gorące.I to właśnie dodało Mariannę odwagi.Postawiła lichtarz na najbliższym stoliku.- Co chciał mi pan powiedzieć dziś wieczorem, milordzie?- Powiedzieć?Gillingham zatrzymał się, potem podszedł nieco bliżej.Czuła wibracje powietrza wywołane jego bliskością.Dostrzegała piękno potężnych ramion i muskularnej postaci, z którego nie zdawał sobie sprawy.- Tylko.tylko to, że smuci mnie pani wyjazd - szepnął bardzo cicho.- Nic więcej nie mogę powiedzieć, póki Louisa nie będzie całkiem bezpieczna.Wtedy.poproszę ją.Może zresztą nie będzie potrzeby.One przeważnie uciekają, jak tylko.podejdę zbyt blisko.W jego głosie było tyle bólu, że Mariannę ścisnęło się serce.Wyciągnęła rękę i dotknęła jego policzka, przesunęła lekko palcami po wygładzonych już przez czas śladach ospy.Jak można je było uważać za straszliwe oszpecenie?Jak można było nie dostrzec siły, szlachetności i męskiego uroku tej twarzy? Jak można go odtrącić z powodu takiego głupstwa?!- Jeśli tak się zachowują, to są głupie, i tyle! - zawyrokowała.Spojrzał na nią ze zdumieniem.- Wcale się im nie dziwię - powiedział głucho.- Wiem, że to nie jest widok dla wrażliwych oczu.- Ależ milordzie! - przerwała mu znów Mariannę.- Nie wierzy pan chyba w takie bzdury?!Nakrył dłonią jej rękę, jakby chciał powstrzymać głaszczące go palce.Potem odwrócił się.Mariannę widziała już tylko jego plecy, gdy oparł się rękoma o masywny stół.- Pierwszego dnia, gdy wstałem z łóżka, bardzo jeszcze słaby po wielu dniach gorączki, chciałem się przejść koło domu.Oprócz mojej starej niańki i mojej matki, które uparły się mnie pielęgnować, nikt mnie nie oglądał od początku choroby.Nic dziwnego, bo każdy bał się zarazić.Ale akurat wtedy mała podkuchenna na tylnym dziedzińcu rzucała kurom łupiny ziemniaków.Dziewczyna miała może ze czternaście lat; dopiero co przyjęto ją do służby.Natknąłem się na nią, nim sobie uświadomiłem, że ktoś tu jest.Padł na nią mój cień, więc się odwróciła zaskoczona.Ale gdy ujrzała moją twarz, zawyła ze strachu.Determinacja, z jaką relacjonował to wydarzenie, rozdzierała serce Mariannę.- Milordzie.Ale on kontynuował uparcie.- Wiem, że jestem odrażający, pani Hughes.Nie miałem wielkiej nadziei, że jakaś panna zgodzi się za mnie wyjść.Bardzo mi jednak zależało na spadkobiercy, a pani siostrzenica była łaskawa przyjąć moje oświadczyny, choć prawdę mówiąc, wcale się jej nie oświadczyłem, ale mniejsza z tym.Podejrzewam jednak, że coraz bardziej odechciewa się jej tego małżeństwa.A ponieważ nie czuję już takiej nienawiści do młodszego brata jak dawniej, chyba nie warto na siłę starać się o syna.Co prawda ostatnio nachodziły mnie marzenia o tym, że pewna kobieta pokocha mnie tak, jak ja ją kocham.Wielkie nieba! Czyżby naprawdę był zakochany w Louisie? Serce Mariannę ścisnęło się z bólu.Gdyby miał aż tak cierpieć z powodu odrzucenia, zmuszę tę dziewuchę, żeby dotrzymała słowa! Zawlokę ją do ołtarza! - przysięgała sobie w duchu.O tym, co się wówczas stanie z jej własnym sercem, wolała nie myśleć.- Ale pewnie tylko się łudziłem.Widać pisana mi samotność - zakończył Gillingham.- Bzdury! - odparła Mariannę stanowczo zbyt głośno.To wreszcie do niego dotarło.Odwrócił się i znów na nią spojrzał.- Nie chcę się narzucać.- zaczął.A ona nie chciała tego słuchać! Potrząsnęła głową.- Nie jest pan żadnym potworem, który straszy dzieci i przyprawia o omdlenie delikatne damy! Proszę to wreszcie zrozumieć, milordzie!- Ależ.- Wiem, wiem! Podkuchenna się pana zlękła.Proszę wziąć pod uwagę, milordzie, że pańskie rany były ledwo zaleczone, a twarz z pewnością zaogniona i opuchnięta.Ale przez te wszystkie lata sytuacja bardzo się zmieniła.Naprawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •