[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest wielka, ale wszystko w niej widać na wylot.- Nina ma rację - powiedział Andriusza.- Człowiek nie zgubi się w tajdze.Nie da rady przejść przez góry do Wiluńska.A Leną daleko nie dopłynie.- A ja sądzę - powiedział profesor - że on i tak nie odejdzie.Jest przynęta, do której ciągnie go jak pszczołę do miodu - to astronauta o imieniu Ron.- Ma pan rację - rozległ się głos, który usłyszeli wszyscy.Był to głos astronauty.- Nie odszedł daleko.Ukrywa się w lesie, niedaleko od was.- Proszę powiedzieć, gdzie? - krzyknął w odpowiedzi Kostik.- Znajdę go!- To niebezpieczne - odpowiedział astronauta.- Poza tym wiem, że nowo przybyli ludzie chcą mnie zobaczyć.Jestem gotów się z nimi spotkać.* * *O dziwo, okazało się, że tym razem na statku jest znacznie więcej foteli dla gości niż poprzednio - dla każdego po jednym.Przyszli wszyscy, oprócz Kuźmicza, Tunguza i szanownego markiza.Pomieszczenie też zrobiło się większe.Astronauta wyglądał źle.Wychudł, cerę miał żółtą, ręce drżały mu lekko, a na czoło wystąpiły kropelki potu.- Jak posuwają się prace nad naprawą pańskiego latającego aparatu? - zapytał profesor Müller.- Dziękuję - odpowiedział Ron.- Zbliżają się do końca.Ninoczka kręciła się na fotelu.Macała materiał, z którego zrobione było obicie.Miała okropną ochotę zrobić w nim palcem dziurę i sprawdzić, czy w środku są pióra, a jeśli tak, to jakie - jakież to piękne ptaki o wielkich skrzydłach żyją na tej planecie? Wyciągała szyję, żeby zobaczyć jak migają światełka na pulpicie, chciała podbiec do ściany, do świecącego ekranu skierowanego na obóz i sprawdzić, czy jest zimny, czy ciepły.Po chwili Ninoczka przeniosła spojrzenie na przybysza, wydał się jej zadziwiająco piękny i romantyczny.Dostrzegła podobieństwo do poety Nadsona, a także do poety Błoka, którego zdjęcie wisiało nad jej łóżkiem w Nowopiatnicku.Ruchy astronauty, nieco powolne z powodu złego samopoczucia, jawiły się jej jako niezwykle delikatne, wręcz idealne.Jednym słowem był bliski ideału mężczyzny.- Kiedy zamierza pan nas opuścić? - zapytał Müller.- Chciałbym odlecieć jutro - powiedział Ron.- Źle się czuję i obawiam się, że dalszy pobyt tutaj może stanowić zagrożenie dla mojego życia.- To niemożliwe! - krzyknęła Ninoczka.- Co się panu stało?- Dopiero dziś, po serii dodatkowych analiz, moja aparatura diagnostyczna przedstawiła ostateczny wniosek: miejscowe drobnoustroje, dla was zupełnie nieszkodliwe, okazały się dla mnie bardzo niebezpieczne.- Mam ze sobą apteczkę - powiedziała Weronika.- Może znajdę w niej jakiś odpowiedni dla pana lek?- Nie da się przewidzieć, jaki wpływ mają wasze lekarstwa na mój organizm - odpowiedział Ron.- Jedynym wyjściem jest jak najszybszy powrót do stanu anabiozy i obudzenie się dopiero po powrocie do domu.Astronauta poczuł kolejny napad mdłości - musiał wyjąć ze ściany pigułkę i połknąć ją.Zapachy, które przynieśli ze sobą ludzie tłoczący się w sterówce, były nie do zniesienia.Ronowi wydawało się, że lada moment straci przytomność.Ale nie mógł obrazić tych ludzi, bo wiedział, że nie wolno w żaden sposób okazywać dzikusom odrazy.- Lot w takim stanie jest niebezpieczny - wypowiedział na głos swe wątpliwości profesor Müller.- Oczywiście, życzymy panu szczęśliwego powrotu.- Wcale nie! - odpowiedział z lekkim rozdrażnieniem astronauta.- Pan, profesorze, martwi się teraz o swoją ziemską sławę.Za pańskim pozwoleniem powiem na głos, jakimi drogami biegną pańskie myśli.Uważa się pan za mojego odkrywcę.Oczywiście, myśli pan, za mojego życia nie trafi się już drugie odkrycie tak wielkie, jak odkrycie nowej cywilizacji - Ale kiedy odlecę, nic nie zostanie.Nawet zdjęcie.Nic, oprócz świadectwa pańskich towarzyszy.A koledzy naukowcy bez wątpienia zakwestionują pańskie słowa.Ryzykuje pan nawet, że stanie się obiektem drwin.- Nie! - żarliwie zaprzeczył profesor.- Nie myślę tak.Przecież mam świadków!- Świadków? - wtrącił się Kostia.- Student - zesłaniec? Synalek miejscowego przemysłowca? Była terrorystka? A może ci Anglicy, których pańska sława nie obchodzi ani trochę? Będzie pan w Petersburgu sam, Fiodorze Fiodorowiczu.Nie znalazł pan nawet okrucha meteorytu!- Ale.- profesor uświadomił sobie to, co do tej chwili drzemało gdzieś w najdalszym zakamarku jego mózgu.Zrozumiał, że jego oponenci mają rację.- Ale pan Ron może zostawić nam coś na pamiątkę, jakieś przedmioty, których przeznaczenie udowodni.- Co zostawi? - powiedział Kostia, zanim jeszcze przybysz zdążył się sprzeciwić.- Guzik? Szelki? Kawałek mgły? Przycisk?- Nie można tak upraszczać - powiedział Müller.- Pan Ron może zostawić nam jakiś przyrząd, a my obiecamy przechować go do jego powrotu.- Przyrząd? - zdziwił się Ron.- Pokazywał nam pan, na przykład, jak działa przyrząd zwany przez pana duplikatorem.Nikt nie będzie mógł zakwestionować jego pozaziemskiego pochodzenia.- Niestety, nie mogę tego zrobić - powiedział astronauta.- Bez duplikatora nie będę mógł wrócić do domu.Funkcjonowanie silnika oparte jest na tym, że właśnie duplikator wytwarza granulki nieznanej wam substancji, poruszającej mój statek.- W takim razie jakikolwiek inny przyrząd - powiedział profesor.- Ale na statku nie ma niepotrzebnych przyrządów - posiedział Ron.Oparł się o pulpit.- Panowie, panowie - powiedział Andriusza - proszę się nie kłócić.Nasz przyjaciel czuje się bardzo źle.Czuję, jak jest mu niedobrze.- Wróci pan za rok? - zapytała Ninoczka.- Dla mnie to bardzo ważne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •