[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwyraźniej był Chińczykiem lub Japończykiem, podczas gdy pozostali należeli do białej rasy, chociaż wyróżniali się swoistym, zielonkawym odcieniem skóry.Moją uwagę przyciągnął jeszcze jeden człowiek, którego nie od razu zauważyłam, bo chował się, kucając za krzakami.Nie myśląc o skutkach, ucieszyłam się i nie ukrywałam radości.— Pan Matur! — krzyknęłam.— Tak się o pana martwiliśmy!Zapominając o ranie, zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do bratniej duszy, dyrektora od wody mineralnej.Nie wiadomo dlaczego, nie ucieszył się wcale ze spotkania i zaczął odwracać się ode mnie.Ale nie zdążył.Obiegłam już krzak i znalazłam się tuż obok niego.I wtedy zrozumiałam przyczynę dziwnego zachowania Hindusa: był całkiem goły.Katastrofalnie goły.Nagość bardzo grubego, starego człowieka to szczególny rodzaj koszmaru, takiej postaci nie można pokazywać nawet w muzeum figur woskowych — zwiedzające kobiety w ciąży mogłyby przed czasem urodzić żaby.Zakłopotana odwróciłam się w stronę pozostałych nagich ludzi.Wszystko robiłam nie po kolei.Przecież ciągle nie miałam pojęcia, gdzie jestem i dlaczego.— Dzień dobry — zwróciłam się do nagich ludzi.— Nie bójcie się mnie.Chcę tylko na was popatrzeć.Specjalnie przyleciałam tutaj, żeby was poznać.Patrzyli na mnie, czy to wstrząśnięci moją fryzurą, czy dżinsowym kompletem, który przemierzył ze mną pustynię Gobi i Wyspę Wrangla.Nie oczekiwałam żadnej reakcji, a jednak nastąpiła.Stary, bardzo chudy dziki z łysą, otoczoną tylko wianuszkiem kręconych włosów głową, zaczął szybko trajkotać, zwracając się do pozostałych.Reszta zatrajkotała w odpowiedzi.Zwróciłam uwagę, że mają zupełnie inne gesty niż my.Pomyślałam wtedy, że żyjąc przez stulecia w izolacji nie mieli możliwości dowiedzieć się od bardziej rozwiniętych ludzi, jak należy wyrażać zgodę lub sprzeciw.I wtedy usłyszałam głos.Ktoś niewidoczny oznajmił mi świetną polszczyzną, że cieszy się z mojego przybycia, ale chciałby dowiedzieć się, kto przysłał mnie do nawiązania znajomości i co zamierzam zrobić, gdy się już poznamy.Wstrząśnięta, powiodłam wzrokiem po dzikich, kątem oka zerknęłam na Japończyka, który w zamyśleniu przeliczał sterty i pęczki jedzenia przyniesione przez nagich ludzi.W końcu doszłam do wniosku, że nikt tutaj nie zna polskiego, bo z pewnością nie mogli znaleźć nauczyciela, a zwracają się do mnie telepatycznie, przy czym największym talentem telepatycznym wśród nich jest łysawy pan z loczkami za uszami.Słusznie, potwierdził łysy.Dobrze pani odgadła, cieszymy się niezmiernie ze spotkania z rozumnym człowiekiem.Poczułam zapach Nagrody Nobla.Przecież dzikie plemię to jedno, a to samo plemię obdarzone zdolnościami telepatycznymi, pozwalającymi przeżyć w warunkach katastrofy ekologicznej — to drugie.W tym czasie pan Matur skrył się w krzakach i stamtąd wyraził radość z powodu mojego przybycia.Interesowało go, czy przybyłam by go uratować, a jeśli nie, to gdzie są ratownicy, którzy powinni tego dokonać?— Gdzie pan podział spodnie, kolego? — zapytałam.— Te potwory! — zawołał w odpowiedzi Matur, ale nie udało mu się dokończyć zdania, bo jednocześnie rozległ się głos łysego — okazało się, że jest on tłumaczem i ma na imię Op–zwo.Tłumacz zrobił krok do przodu, żebyśmy go lepiej słyszeli, ale jak dla mnie, lepiej byłoby, gdyby tego nie zrobił.Ujrzawszy tak blisko całkiem gołego, starego człowieka, który nie był dzikusem, a najprawdopodobniej szanowanym ojcem rodziny, który odszedł do sekty odszczepieńców, poczułam się strasznie zakłopotana, bo przy takim stopniu obnażenia całkiem przyzwoite części ciała zaczyna się odbierać jako coś nieprzyzwoitego.— Przepraszam — powiedział Op–zwo i odskoczył za krzak.Możecie zapytać, dlaczego właśnie wtedy zgadłam, że dzicy wcale nie są dzikimi, ale zwykłymi członkami sekty? A dlatego, że przywódca sekty, Op–zwo, był ostrzyżony! Pokażcie mi ostrzyżonego troglodytę!Op–zwo odpowiedział telepatycznie na to spostrzeżenie: „Ale przecież z tego można by wyciągnąć wniosek, że nawet pierwotne społeczeństwa dokonują obróbki owłosionych powierzchni”.— Ale pierwotne społeczeństwa nie mogą objaśnić tego pokrętnym, pseudonaukowym językiem — odpowiedziałam.— Kobieto! — usłyszałam głos człowieka w szortach.Ten akurat, chociaż ubrany, na pewno od dawna nie słyszał o fryzjerze.Mówił po japońsku.A kiedy Op–zwo chciał przetłumaczyć, powiedziałam:— Nie trzeba, byłam na studiach doktoranckich na Uniwersytecie Tokijskim.Następnie odwróciłam się w stronę człowieka w szortach i zapytałam go, w miarę znośnym japońskim, czego ode mnie chce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •