[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ying! - rzekła stanowczo.- Zamknij usta! Wyglądasz jak ryba na haku! Powiedz, co się stało!Ying usłuchała i zamknęła usta, ale niemal natychmiast otworzyła je znowu: - To chyba największy mężczyzna, jakiego w życiu widziałam! Obcy! Mówi, że ty posłałaś po niego!- Ja? - zapytała pani Wu, nie całkiem rozumiejąc.A potem przypomniała sobie.- A może i tak, rzeczywiście.- Pani, nic mi nie mówiłaś - upomniała ją Ying.- Powiedziałam odźwiernemu, aby go nie wpuszczał.Nigdy jeszcze nie było obcego mężczyzny w naszym domu.- Nie muszę ci wszystkiego mówić - odrzekła pani Wu.- Niech go natychmiast wpuszczą.Ying odeszła wstrząśnięta, a pani Wu podjęła spacer wśród orchidei.Choć tak niedawno przesadzone, kwiaty już ożyły i rozwinęły się.Będzie im dobrze na tym ocienionym dziedzińcu.Zastanowiła się, jak się mają peonie.W tym momencie od bramy dziedzińca dobiegł ją głęboki głos.- Pani!Spodziewała się usłyszeć głos, ale nie była gotowa na taką jego siłę.Oderwała wzrok od orchidei i ujrzała wysokiego, barczystego mężczyznę, w długiej brązowej szacie, związanej w pasie sznurem.Był to oczekiwany przez nią ksiądz.Prawą ręką trzymał krzyż zwisający na jego piersi.Wiedziała, że krzyż był symbolem chrześcijańskim, ale symbol jej nie obchodził.Zainteresowały ją rozmiary i siła dłoni trzymającej krzyż.- Nie wiem, jak mam się do pana zwracać - rzekła swym lekkim, srebrzystym głosem - dlatego nie umiem odpowiedzieć na pańskie pozdrowienie.Proszę wejść.Ksiądz skłonił wielką głowę i wszedł przez bramę na dziedziniec.Ying poszła w jego ślady, blada ze strachu.- Proszę pójść ze mną do biblioteki - rzekła pani Wu.Zatrzymała się przy wejściu puszczając księdza przodem.Ale on oderwał dłoń od krzyża i uczynił lekki gest w kierunku drzwi.- W moim kraju - rzekł z uśmiechem - dama wchodzi pierwsza.- Czyżby? - zapytała.- Istotnie, lepiej, abym to ja pokazała panu drogę.Weszła, usiadła na swoim siedzeniu i wskazała krzesło naprzeciwko.Ying przysunęła się do drzwi i stała gapiąc się z ukrycia.Pani Wu dostrzegła ją tam.- Ying, odejdź! - poleciła.Następnie zwróciła się do księdza z lekkim uśmiechem.- Ta głupia kobieta nigdy nie widziała tak wielkiego mężczyzny, więc nie może oderwać od pana oczu.Proszę jej to wybaczyć.- Bóg dał mi to ogromne ciało być może dla uciechy tych, którzy na mnie spoglądają.Cóż, uciecha to dobra rzecz - odezwał się zaskakująco ksiądz, jego głos grzmiał w bibliotece.- O nieba - rzekła Ying cicho, unosząc wzrok do góry - głos ma jak grzmot!- Ying, idź i przynieś gorącej herbaty! - poleciła pani Wu sprowadzając Ying na ziemię.Ying uciekła w popłochu jak kot.Ksiądz siedział bez ruchu, jego potężne ciało wypełniało duże, rzeźbione krzesło.Mimo ogromu, pani Wu dostrzegła, że był szczupły, niemal chudy.Nosił na piersi krzyż ze złota.Miał ciemną karnację, a czarne, duże oczy były czyste i smutne.Włosy, ani długie, ani krótkie, lekko się kręciły.Miał brodę, której pukle były czarne i delikatne.Ciemny zarost osłaniał usta o niezwykłej czerwieni.- Jak mam się do pana zwracać? - zapytała pani Wu.- Zapomniałam zapytać Małej Siostry Hsia o pańskie imię.- Nie mam swojego imienia - odrzekł ksiądz.- Ale dano mi imię Andre.Imię jak każde inne.Niektórzy mówią na mnie ojciec Andre.Ale wolałbym, aby pani mówiła mi „bracie Andre”.Pani Wu ani nie przyjęła, ani nie odrzuciła tego życzenia.Nie powtórzyła imienia i tytułu, jak to ludzie zwykle czynią.Zapytała o coś innego.- A pańska religia?- Nie mówmy dzisiaj o mojej religii - odparł brat Andre.Pani Wu uśmiechnęła się.- Myślałam, że wszyscy duchowni pragną mówić tylko o religii.Brat Andre spojrzał na nią przeciągle i z zastanowieniem.Mimo siły wzroku nie było w jego oczach śmiałości.Pani Wu nie czuła się skrępowana tym spojrzeniem.Było ono bezosobowe, jak lampa, którą ktoś trzyma pokazując innemu nieznaną ścieżkę.- Powiedziano mi, że chcesz ze mną mówić, pani - rzekł brat Andre.- Ach tak, istotnie - odrzekła pani Wu.Ale zawahała się.Teraz uświadomiła sobie, że Ying w drodze do kuchni rozplotkowała wiadomość o monstrum, które ich nawiedziło.Usłyszała szepty i hałasy przy drzwiach.Ze swego miejsca dostrzegła dzieciaki.Zawołała na nie przyjacielskim tonem: - Chodźcie dzieci, zobaczcie go!Natychmiast stadko dzieci stłoczyło się u drzwi.Wyglądały jak kwiaty w porannym słońcu i pani Wu była bardzo z nich dumna.- One chcą pana zobaczyć - wyjaśniła.- Dlaczego nie? - rzekł i odwrócił się ku dzieciom.Cofnęły się lekko, gdy to uczynił, ale widząc, że już się więcej nie porusza, znowu przysunęły się bliżej.- On nie jada dzieci - rzekła do nich pani Wu.- Możliwe, że tak jak buddyści jada tylko owoce i warzywa.- Tak jest - rzekł brat Andre.- Dlaczego jesteś taki wielki? - zapytało zdumione jedno z dzieci.Był to syn młodszego kuzyna rodziny Wu.- Bóg uczynił mnie takim - odrzekł brat Andre.- Ale czy także twoi rodzice byli tacy wielcy? - zapytała pani Wu.- Nie pamiętam moich rodziców - odparł cierpliwie brat Andre.- Czy nasz kraj jest twoim krajem? - chłopiec pytał dalej.Był dość duży na to, aby iść do szkoły, i wiedział już, że są różne kraje.- Ja nie mam kraju - rzekł brat Andre.- Mój dom jest tam, gdzie ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •