[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Skierowano do śledztwa wielu funkcjonariuszy – zapewniłam.– Pracują nad sprawą najlepiej jak potrafią.– Nie zauważyłam! Pani też nic dziś na ten temat nie napisała! – Zabrzmiało to jak poważne oskarżenie.– Ponieważ nic się nie dzieje.Odpoczęła pani trochę?– Nie mogę spać.– Lekarz nic pani nie dał?– Nienawidzę pigułek.Mój przyjaciel słyszał, że jedną z poprzednich ofiar szpikują czym tylko się da i chodzi jak żywy trup.– Musi się pani nieco przespać – poradziłam.Samej by mi się przydało trochę snu.– Wypiłam odrobinę za dużo alkoholu – przyznała ze skruchą.– To jedyne, co pomaga.– Musi pani walczyć dalej, dalej żyć.– Żyć? Jak żyć? – chlipała.– Nie mogę wrócić do pracy, a była najlepsza, jaką miałam w życiu.Straciłam jedynego człowieka, który mnie kochał.– Przerwała, by się napić; słychać było brzęk kostek lodu w szklance.– Bena? Pani narzeczonego?– Bena, skurwysyna jednego.Nie wyrobił.A kto by zresztą wyrobił? Muszę regularnie chodzić na badania gardła i intymnych części, żeby lekarze mogli stwierdzić, czy nie zaraził mnie rzeżączką.Cholera jasna!– Czy pani rodzice mieszkają gdzieś w pobliżu?– Tak.W Cutler Ridge.– Dlaczego nie przeniesie się pani do nich na jakiś czas?– Nie wytrzymuję ich obecności.Jedyne, co robią, to patrzą na mnie i płaczą.– Marianne, niech pani posłucha – powiedziałam pewnym siebie, rozsądnym tonem, choć naprawdę mało brakowało, bym się rozpłakała.– Musi pani spróbować sobie pomóc.Musi pani wziąć się w garść, by pomóc w jego skazaniu, kiedy zostanie złapany.– Od razu jednak pomyślałam, co to będzie, jeżeli nie zostanie złapany.– Nie chcę, żeby go skazali! – zawyła.– Chcę, żeby zdechł za to, co mi zrobił!– Wiem.– Przecież panią też ściga.– Na pewno jakoś pani z tego wybrnie.Powinniście iść z Benem do psychologa.– Mogłaby pani zadzwonić do niego w moim imieniu?– Do Bena? Chyba lepiej będzie, jeżeli sama pani to zrobi.Sądzę, że dziennikarz jest ostatnią osobą, z którą ma ochotę rozmawiać.– Ale wyrzuciłam jego rzeczy na ulicę.Powiedziałam mu, że nie chcę go widzieć na oczy.Dlaczego nie napisze pani o tym artykułu? – Znów chlipnęła.Zaraz potem w słuchawce trzasnęło – chyba upuściła swoją.– Marianne? Nic pani nie jest?Nie podjęła rozmowy, słyszałam jedynie pochlipywania i pomruki.Po kilku minutach ja też odłożyłam słuchawkę, zadzwoniłam do wydziału gwałtów i zostawiłam wiadomość dla Harry’ego, żeby odezwał się do Marianne Rhodes, bo potrzebuje pomocy.Miewałam już lepsze dni w pracy.Wpatrywałam się w telefon jak we wroga.Potem wyszłam z budynku, a ponieważ byłam sama, uważnie rozejrzałam się po parkingu.Na szczęście po chwili pokazała się pracownica ochrony.Pomachałam do niej, otworzyłam samochód i sprawdziłam, czy w środku nie czekają na mnie jakieś niespodzianki.Przez całą drogę do domu rozglądałam się, czy nikt mnie nie śledzi.Rozdział szesnastyRano świat aż migotał, umyty nocną burzą.Wsparte o białe drewniane tyczki krzewy alamandy kwitły jaskrawym różem, co tworzyło taki kontrast z soczystym błękitem nieba i zielenią trawy, że wprost bolały oczy.Wzięłam prysznic, z niezwykłą przyjemnością umyłam włosy i pojechałam do redakcji.Na biurku czekała na mnie niespodzianka – wielka brązowa koperta.W środku znajdowało się zrobione na pokładzie „Sea Dancera” błyszczące zdjęcie formatu osiemnaście na dwadzieścia cztery, ukazujące w pełnej krasie uśmiechniętego, przystojnego kapitana Curta Norske.Opierał się o reling, za nim pyszniła się panorama wieżowców Miami.Był w pełni zrelaksowany i śmiał się – prawdopodobnie z czegoś, co właśnie usłyszał od fotografującej go osoby.Lottie musiała starannie przejrzeć stare negatywy, by znaleźć tę fotkę.Do zdjęcia była przypięta kartka, naskrobana jej charakterystycznym leworęcznym pismem: Nie przegap wycieczki!Zaklęty na filmie jego empatyczny uśmiech spowodował, że się uśmiechnęłam.Wsunęłam zdjęcie z powrotem do koperty i zadzwoniłam do Lottie.– Dzięki za zdjęcie.Cóż za miły początek dnia.– Widziałaś?– Przecież leżało na biurku.– Artykuł wstępny.– Jej głos był całkowicie bezbarwny.– Co?! – Choć przeglądałam przy śniadaniu gazetę, ominęłam felieton na pierwszej stronie.Rzadko je czytuję, zwykle są nudne, czasem żenujące.– Gazeta ogłosiła dziś poparcie dla Fieldinga.Poszłam do działu miejskiego i wzięłam egzemplarz.Autor felietonu wychwalał niezwykłe umiejętności Fieldinga i entuzjastycznie rekomendował go jako najlepszego kandydata na gubernatora.Byłam ciekawa, czy Dan już to czytał, i nagle stwierdziłam, że wiem, co powinnam dziś zrobić, jeżeli nie zostanę nagle porwana przez nieoczekiwane wydarzenie.Wybiegłam z redakcji, jakbym gnała do pożaru.Ośrodek medycyny sądowej jest przysadzistym prostopadłościennym blokiem, który jednorazowo może przyjąć do trzystu pięćdziesięciu zwłok.Choć nie wymieniana przez Izbę Handlową jako atrakcja turystyczna, kostnica Miami jest najnowocześniejsza na świecie.Bezosobowemu głosowi, który docierał do głośnika przy bramie skądś ze środka budynku, przedstawiłam swoją sprawę i masywne wierzeje zaczęły się odsuwać.Zaparkowałam między błyszczącym czarnym karawanem i nieoznakowanym wozem wydziału zabójstw i poszłam do głównego wejścia, pilnowanego przez antyczną armatę, wydobytą z wraku hiszpańskiego galeonu.„Santa Margarita” zatonęła trzysta siedemdziesiąt lat temu u wybrzeży Florydy podczas huraganu, pociągając za sobą w otchłań całą załogę.Kiedy dyrektor zbudowanego za dwanaście milionów dolarów ośrodka miał wybrać dzieło sztuki (od jakiegoś czasu ozdabianie budynków państwowych dziełami sztuki jest w Miami obowiązkowe), zażądał tej właśnie armaty.Komitet do Spraw Sztuki w Miejscach Publicznych był oburzony.Jego członkowie, którzy wolą, aby miasto szpeciły nic nie przedstawiające abstrakcyjne dzieła drogich współczesnych artystów, uznali, że armata, nawet piętnastowieczna, nie jest dziełem sztuki, a jeden z krytyków zarzucił wręcz, iż stanowi ona militarystyczny symbol śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •