[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podesz³a do Alojzego i rzek³a doñ stanowczym g³osem:- Jestem Wieszczk¹ lalek.¯¹dam od ciebie, abyœ natychmiast opuœci³ salê!- Ale Alojzy nie by³ ju¿ zwyk³¹ lalk¹ i dlatego Wieszczka nie mia³a nad nimw³adzy.Rozeœmia³ siê jej szyderczo w twarz, odwróci³ siê plecami irozpychaj¹c siê brutalnie, zawo³a³:- To jeszcze nie koniec, panie Kleks! Odechce siê panu pañskich bajeczek! Zpañskiej Akademii zostan¹ trociny.Rozumie pan? Tro-ci-ny!Alfred, nie mog¹c znieœæ tej sceny, rozp³aka³ siê.Inni ch³opcy stali przera¿eni i spogl¹dali na pana Kleksa.Ja dygota³emwprost z oburzenia i uczucia przykroœci.Sala stopniowo opró¿nia³a siê, a¿ wreszcie opustosza³a ca³kiem.Z parku dolatywa³ turkot odje¿d¿aj¹cych powozów i karet.Zemdlon¹ królewnêwynieœli jej paziowie na rêkach.Zostaliœmy sami z panem Kleksem znieruchomia³ym i zapatrzonym przed siebie.Tymczasem sala zmniejszy³a siê i powróci³a do zwyk³ych swoich rozmiarów,niebo zachmurzy³o siê i znowu zacz¹³ padaæ drobny jesienny deszcz.Alojzy z min¹ pe³n¹ zadowolenia rozsiad³ siê w fotelu na wprost pana Kleksai wyzywaj¹co gwizda³.Wreszcie pan Kleks siê ockn¹³.Rozejrza³ siê po pustej sali, popatrzy³ nanas, stoj¹cych pod œcianami, potem na Alojzego i rzek³ spokojnie, jak gdybynigdy nic:- Szkoda, ch³opcy, ¿e nie mog³em opowiedzieæ do koñca historii oksiê¿ycowych ludziach.Bêdê musia³ od³o¿yæ to do innej ksi¹¿ki! Trudno.Zdaje siê, ¿e czas ju¿ na obiad.Prawda, Mateuszu?- Awda, awda! - zawo³a³ Mateusz i pofrun¹³ w kierunku jadalni.Nie zwracaj¹c uwagi na Alojzego, pan Kleks przeszed³ obok niego, uniós³ siêw powietrze i pop³yn¹³ w œlad za Mateuszem, przytrzymuj¹c rêkamirozwiewaj¹ce siê po³y swego tabaczkowego fraka.Taki to by³ wspania³y cz³owiek!---------------------------------------------------------------------------SEKRETY PANA KLEKSAKiedy przed pó³rokiem zacz¹³em pisaæ ten pamiêtnik, wcale nieprzypuszcza³em, ¿e zajmie on tyle miejsca i ¿e bêdê mia³ do opisania takwiele rozmaitych, przedziwnych wydarzeñ.Ostatnio zaœ wypadki potoczy³y siê tak szybko, ¿e trudno mi wprostuporz¹dkowaæ je w pamiêci.Najwa¿niejsze jest to, ¿e z panem Kleksem od pewnego czasu zaczê³y siêdziaæ rzeczy ca³kiem niezrozumia³e.Przede wszystkim wiêc zauwa¿yliœmy wszyscy, ¿e coœ popsu³o siê w jegopowiêkszaj¹cej pompce.Jak ju¿ wspomnia³em przedtem, odbi³o siê to w sposóbwidoczny na jego wzroœcie: pan Kleks z ka¿dym dniem stawa³ siê odrobinêmniejszy i nigdy ju¿ nie móg³ osi¹gn¹æ wzrostu z dnia poprzedniego.Wprawi³o go to w stan zdenerwowania, coraz bardziej by³ roztargniony izamyœla³ siê w chwilach najmniej stosownych.Któregoœ dnia zamyœli³ siêwje¿d¿aj¹c po porêczy do góry i przez parê godzin siedzia³ na niej okrakiempomiêdzy dwoma piêtrami.Innym razem, fruwaj¹c nad sto³em z polewaczk¹ wrêce, zapomnia³, ¿e jest w powietrzu, i zaduma³ siê tak g³êboko, ¿e spad³na pó³misek z pieczeni¹ barani¹, czego wcale nie zauwa¿y³.Od pewnego czasu ubytek wzrostu pana Kleksa sta³ siê wprost zatrwa¿aj¹cy.Alfred, który by³ najmniejszy spoœród nas, przewy¿sza³ go niemal o g³owê.- Zobaczycie, ¿e jeœli tak dalej pójdzie, za miesi¹c w ogóle nie bêdzie ju¿pana Kleks - drwi³ sobie na g³os Alojzy.Muszê zaznaczyæ, ¿e to, co Alojzy wyprawia³ w Akademii, przechodzi³owszelkie wyobra¿enie.Po awanturze z bajkami nikt ju¿ nie móg³ sobie z nimporadziæ, a pan Kleks puszcza³ mu p³azem wszystkie wybryki.Alojzy wstawa³, kiedy chcia³, opuszcza³ wyk³ady, na sennych lusterkachmalowa³ karykatury pana Kleksa, bez pytania wchodzi³ do kuchni i wrzuca³ dogarnków ¿aby i paj¹ki, podziurawi³ ig³¹ baloniki pana Kleksa i wszystkimnam nieustannie dokucza³.Nienawidziliœmy go i doznawaliœmy uczucia ulgi,gdy Alojzy zasypia³ albo wychodzi³ do parku.Pan Kleks na wszystko mu pozwala³, tak jak gdyby siê ba³.Ma³o tego - wmiarê jak wzrasta³o zuchwalstwo Alojzego, s³ab³a w³adza i powaga panaKleksa.Coraz czêœciej zaniedbywa³ kuchniê i zapomina³ o naszych obiadach,nie dba³ zupe³nie o swoje piegi, a nawet przesta³ za¿ywaæ pigu³ki na porostw³osów, wskutek czego ca³kiem niemal wy³ysia³ i straci³ zarost na twarzy.Ale dziwna przemiana dotknê³a nie tylko samego Kleksa.Równie¿ gmachAkademii skurczy³ siê nieco, pokoje zrobi³y siê ni¿sze, meble i sprzêtyzmniejszy³y siê, a ³Ã³¿ka sta³y siê krótsze.Park, który dot¹d przypomina³rozleg³¹ puszczê, zmala³ i przerzedzi³ siê, a potê¿ne dêby i bukiprzeistoczy³y siê w ma³e i niepozorne drzewa.Przemiana ta odbywa³a siê oczywiœcie stopniowo i bardzo powolnie, jednak pomiesi¹cu sta³a siê ju¿ tak widoczna, ¿e wszyscy odczuwaliœmy smutek i lêk.Jeden tylko Alojzy nie traci³ animuszu, œpiewa³ na ca³y g³os, gwizda³,trzaska³ drzwiami, wybija³ kamieniami kolorowe szyby, dra¿ni³ Mateusza ichwilami stawa³ siê nie do zniesienia.Pan Kleks przygl¹da³ mu siê w milczeniu, drapa³ siê z zak³opotaniem w³ysinê i co pewien czas usypia³ zapominaj¹c nieraz po przebudzeniu napiæsiê zielonego p³ynu.Zrozumieliœmy, ¿e zbli¿a siê koniec naszej Akademii.W Wigiliê Bo¿ego Narodzenia pan Kleks zebra³ nas wszystkich w sali szkolneji rzek³ do nas ze smutkiem w g³osie:- Drodzy moi ch³opcy, nie mogliœcie nie zauwa¿yæ tego, co dzieje siêdooko³a was.Widzicie, jak od pewnego czasu zmala³em.Mówi¹c do was, muszêstaæ, a¿ebyœcie mnie mogli widzieæ zza katedry.Wszystko, co was otacza,zmniejsza siê i maleje.Rozumiecie chyba sami, jaka jest tego przyczyna.Ot, po prostu i zwyczajnie bajka o mojej Akademii dobiega koñca.B¹dŸcieprzygotowani na to, ¿e Akademia ta w ogóle przestanie istnieæ, a i ze mnieprawie nic nie pozostanie.Przykro mi bêdzie rozstaæ siê z wami.Spêdziliœmy wspólnie ca³y rok, by³o nam weso³o i przyjemnie, ale przecie¿wszystko musi mieæ swój koniec.- A co z nami siê stanie, panie profesorze? - zawo³a³ Anastazy t³umi¹cp³acz.Pan Kleks spojrza³ nañ z rozczuleniem i rzek³:- Mój Anastazy, ka¿dy z was ma swój dom, do którego wróci.W ka¿dym raziepamiêtaj o jednym: dziœ w o pó³nocy obowi¹zkowo otwórz bramê, po czym kluczwrzuæ do stawu.Znajdziesz przy brzegu przerêblê, któr¹ specjalnie w tymcelu wyr¹ba³em w lodzie.Na tym zakoñczy siê w³aœnie bajka o Akademii panaKleksa.Wszystkim nam zrobi³o siê niezmiernie smutno.Otoczyliœmy Pana Kleksa ica³owaliœmy go po rêkach, które sta³y siê ju¿ tak ma³e, jak rêce dziecka.Pan Kleks obejmowa³ nas serdecznie, potrz¹sa³ swoj¹ ³ys¹ g³Ã³wk¹ inieznacznie ociera³ ³zy z oczu.By³a to bardzo wzruszaj¹ca scena, któr¹ przez ca³e ¿ycie zachowa³em wpamiêci.Tymczasem nadszed³ wieczór.Za oknami pada³ œnieg i pe³no p³atków œnie¿nychmigota³o na szybach.Pan Kleks otworzy³ lufcik, spojrza³ w niebo i rzek³ do nas z ³agodnymuœmiechem:- No, dosyæ, ch³opcy, przestañcie siê rozrzewniaæ! Przygotowa³em dla wasniespodziankê wigilijn¹, chodŸcie ze mn¹ na górê.Pan Kleks lekko jak piórko wœlizn¹³ siê po porêczy, my zaœ pod¹¿yliœmy zanim przeskakuj¹c po kilka schodów na raz.Gdy zebraliœmy siê ju¿ wszyscy nadrugim piêtrze, pan Kleks wyj¹³ pêk kluczy i otworzy³ nimi drzwi odpokojów, które dot¹d stale by³y pozamykane.Mrok jednak zapad³ tak szybko,¿e nic nie mogliœmy w ciemnoœciach rozpoznaæ.Pan Kleks wyj¹³ tajemniczo z ogniotrwa³ej kieszonki p³omyk œwiecy i wszed³do jednego z pokojów.Po chwili pojawi³y siê w g³êbi œwiate³ka i niebawem rozla³a siê dooko³aniezwyk³a jasnoœæ.Byliœmy olœnieni.Poœrodku ogromnej sali sta³a wspania³achoinka, rozœwietlona setkami p³on¹cych œwieczek i przepysznie ubranaœlicznymi zabawkami, ³añcuchami, z³otymi i srebrnymi niæmi, p³atkamiszklanego œniegu i mnóstwem najrozmaitszych ozdób.Choinkê otacza³y piêknienakryte sto³y, uginaj¹ce siê pod ciê¿arem pó³misków, salaterek i waz.W uroczystym nastroju zasiedliœmy do wieczerzy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •