[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wziê³a mnie pod ramiê i tul¹c siê do mnie,potakiwa³a tylko g³ow¹.Wreszcie wyj¹ka³a ledwie dos³yszalnym g³osem:- Tak.To wszystko prawda.- Panie Adasiu - rzek³ z wyrzutem Weronik.- Przede mn¹ pan robi³tajemnicê? Przed swoim dozorc¹? Nie³adnie.Ale ju¿ niech tam.Zameldujemypannê Rezedê.Za przeproszeniem, bêdzie pani trzydziest¹ lokatork¹ w naszymdomu.£adna, okr¹g³a liczba.Alojzy z galanteri¹ podsun¹³ Rezedzie le¿ak.- Widzieliœmy siê z pani¹ ostatnio w Rezerwacie Zepsutych Zegarków -powiedzia³ mru¿¹c filuternie oko.- Zdaje siê, ¿e nawet stamt¹d przenios³empani¹ do Królewskich Ogrodów? Proszê nie patrzeæ na mnie z takimprzera¿eniem.Dawny Alojzy B¹bel przesta³ istnieæ.Od dziœ zaczynamy nowe¿ycie.Trzy siostry pani ju¿ siê zarêczy³y.Teraz kolej na pani¹.Jeœlichodzi o mnie, jest pani zupe³nie, ale to zupe³nie wolna!Mówi¹c to klasn¹³ w rêce i kaza³ stewardowi przynieœæ butelkê laktusowegowina.Pan Kleks przygl¹da³ siê tej scenie z uœmiechem, g³aska³ sw¹ roz³o¿yst¹brodê i weso³o pogwizdywa³.Wreszcie rzek³:- Zapewni³em pana Lewkonika, ¿e jestem na tropie panny Rezedy.A ja nie mamzwyczaju mówiæ na wiatr.Ca³y czas wiedzia³em o niej wszystko, wiedzia³emrównie¿, ¿e zosta³a sprowadzona na statek i ukryta w kajucie.Nie s¹dŸcie,¿e jestem jasnowidzem.Nie u¿ywa³bym energii kleksycznej do spraw tak ma³omaj¹cych wspólnego z nauk¹.Po prostu Tri-Tri wszystko mi wypapla³.Tresuj¹c go, Rezeda nie przewidzia³a ptasiej gadatliwoœci.Winszujê ciAdasiu.Pochwalam twój wybór.I cieszê siê, ¿e ju¿ czwarta siostra znalaz³akandydata do swojej rêki.Strzeli³y korki, w kielichach zamusowa³o wino.Weronik, jako najstarszywiekiem, zaimprowizowa³ rymowany toast na nasz¹ czeœæ:Pan Niezgódka pannê Lewkonikównê serdecznie kochaTo prawdziwa radoœæ dla Weronika Czyœciocha.Dobrali siê jak dwa ziarnka maku z korca,A wiêc ¿yczy im szczêœcia stary dozorca.Wychyliliœmy kielichy.W jednym z nich nawet Tri-Tri zanurzy³ swój dziobeki zacz¹³ piæ tak ³apczywie, ¿e nie mo¿na go by³o odpêdziæ, a potem przezd³u¿szy czas zatacza³ siê w powietrzu.Po tej ma³ej uroczystoœci poszed³em z Rezed¹ na rufê, ¿eby swobodnieporozmawiaæ.Przez ostatnie dni Rezeda mieszka³a u rodziców Pulba i Bulpa,gdzie znalaz³a troskliw¹ opiekê.Byli to bardzo poczciwi i pracowiciludzie.Prowadzili wytwórniê puchowych jaœków.Odwiedza³em tam Rezedêpotajemnie, ale wpada³em tylko na krótko, kiedy udawa³o mi siê wymkn¹æniepostrze¿enie z domu.Teraz mieliœmy sobie du¿o do powiedzenia imusieliœmy u³o¿yæ nasze plany na przysz³oœæ.- Smutno mi bêdzie rozstaæ siê z rodzin¹ - rzek³a Rezeda - ale kocham ciê ichcê byæ przy tobie.Mamy przecie¿ tyle wspólnych zainteresowañ.Za³Ã³¿myhodowlê ptaków, udoskonalê moj¹ tresurê, bêdê ci pomaga³a w pracy nads³ownikami ptasich jêzyków.Obj¹³em j¹ ramieniem i staliœmy tak przez chwilê przytuleni do siebie, gdynagle z wie¿y stra¿niczej rozleg³o siê wo³anie:- Uwaga, uwaga! Cyklon w polu widzenia!Spojrza³em w górê i dostrzeg³em znajom¹ postaæ z lunet¹ przy oku.By³ toZyzik.Pan Kleks dotrzyma³ obietnicy i poleci³ Alojzemu, aby zatrudni³ gona okrêcie.Wróciliœmy szybko do reszty towarzystwa.Pierwszy Admira³ Floty bystrymspojrzeniem, bez pomocy lunety, wpatrywa³ siê w oko cyklonu.- Zawsze tak jest, kiedy na okrêcie wojennym przemyca siê baby - powiedzia³zgryŸliwie, gdy¿ wszed³ ju¿ ca³kiem w rolê marynarza, a marynarze, jakwiadomo, s¹ bardzo przes¹dni.Mrucza³ coœ jeszcze pod nosem, po czym oznajmi³:- Tak.Oczywiœcie.Zbli¿a siê ku nam cyklon "Rezeda".Z naszego okrêtumog¹ zostaæ wióry.- S³uchaj, Alojzy, sam zajmê siê t¹ spraw¹.Moja broda znaczy wiêcej ni¿wszystkie wasze przyrz¹dy nawigacyjne - oœwiadczy³ pan Kleks.Mówi¹c to stan¹³ na jednej nodze i pozwoli³ brodzie na swobodnemanewrowanie.Na³adowana elektrycznoœci¹ z atmosfery broda u³o¿y³a siê wszpic i odchyli³a w kierunku po³udniowo-zachodnim.- Skrêt o dwie minuty k¹towe w prawo.Maszyny zastopowaæ.Wszystkie dzia³ana praw¹ burtê - zakomenderowa³ pan Kleks.- Skrêt o dwie minuty k¹towe w prawo! Maszyny zastopowaæ! Dzia³a na praw¹burtê - zawo³a³ Admira³ do kapitana.- Tak jest! - odkrzykn¹³ kapitan wypluwaj¹c cygaro, po czym wyda³odpowiednie rozkazy za³odze.- Cyklon "Rezeda" to najwiêkszy postrach Oceanu Niespokojnego -poinformowa³ nas Alojzy.- Swego czasu g³oœna by³a historia zatoniêciafloty Porcelanii, kiedy to wszystkie statki, nie wy³¹czaj¹c wodoodpornychsosjerek, posz³y na dno.- Diabli mi nadali opuszczaæ dom na stare lata - mrukn¹³ Weronik.- G³owa do góry! Jestem z wami! - zawo³a³ pan Kleks.- Cyklony to mojaspecjalnoœæ."Kwaternoster Pierwszy" ustawi³ siê praw¹ burt¹ do kierunku, sk¹d nadci¹ga³cyklon, po czym zatrzyma³ siê w miejscu, wstrz¹sany zgrzytem hamulców.- Celowniczowie, do dzia³! Obs³uga wyrzutni, na stanowiska! -zakomenderowa³ kapitan Tykwot.- Ognia! - rozkaza³ pan Kleks.Gruchnê³a salwa.Samosteruj¹ce pociski rakietowe z b³yskiem i œwistemuderzy³y w oko cyklonu.- Jeszcze raz - ognia!- Dobrze, wystarczy - rzek³ pan Kleks, podniós³ koniec brody do ust iserdecznie j¹ uca³owa³.- Dobra broda! Kochana broda!- Klawo! - krzykn¹³ z góry Zyzik, gdy rozwia³ siê dym.- Cyklon rozbity wdrobny mak!Po¿yczy³em od kapitana lunetê, ¿eby obejrzeæ skutki bombardowania.Szcz¹tkicyklonu rozsypa³y siê po powierzchni oceanu jak od³amki rozbitego lustra.Oko cyklonu, podziurawione pociskami, przypomina³o teraz sitko do herbaty,przez które s¹czy³y siê czerwone promienie s³oñca.- A wiêc jesteœmy uratowani - powiedzia³ pan Kleks do Alojzego.- Pomimo ¿ena okrêcie wojennym znalaz³a siê "baba".Z tymi s³owy szarmancko sk³oni³ siê przed Rezed¹ i poca³owa³ j¹ w rêkê, cosprawi³o mi ogromn¹ satysfakcjê.Rezeda naprzód grzecznie dygnê³a, anastêpnie rzuci³a siê panu Kleksowi na szyjê, dziêkuj¹c mu w ten sposób zawziêcie jej w obronê przed Alojzym.Pierwszy Admira³ Floty pokiwa³ tylko ironicznie g³ow¹, po czym rzek³patrz¹c na barometr:- Tak, uwolniliœmy siê od cyklonu, ale jak poradzimy sobie z burz¹, któraw³aœnie nadci¹ga? Trzeba bowiem pamiêtaæ, ¿e wkraczamy w sferêpodzwrotnikowych ni¿Ã³w.Spodziewa³em siê tego ju¿ rankiem, gdy spostrzeg³em na niebie niewielkiechmurki zwiastuj¹ce burzê.Teraz w³aœnie, gdy "Kwaternoster Pierwszy" znów p³yn¹³ na pe³nych obrotach,z nieba wystrzeli³y ogniste zygzaki b³yskawic, huknê³y grzmoty, pioruny zsykiem posypa³y siê w morze, tworz¹c gêste ob³oki pary.Woda zawrza³a.Napowierzchniê zaczê³y wyp³ywaæ ³awice ugotowanych ryb, które marynarzeszybko wy³awiali siatkami na motyle.Po chwili lun¹³ deszcz i rozszala³asiê letnia nawa³nica.Nast¹pi³o to tak szybko, ¿e zanim zd¹¿yliœmy opuœciæpok³ad, byliœmy przemoczeni do nitki.Pan Kleks mia³ na sobie strój wykonany z hermetycznych, nieprzemakalnychtworzyw, tote¿ wystarczy³o mu otrz¹sn¹æ krople deszczu, ¿eby zachowaæ swójzwyk³y wygl¹d.Równie¿ broda, nat³uszczona meteokleksyczn¹ pomad¹, nieucierpia³a od nawa³nicy.Weronik w ³azience wy¿¹³ swoje ubranie, przywdzia³je znowu i powiedzia³ z dziarsk¹ brawur¹:- Twarde ¿ycie dozorcy uodporni³o mnie na wiele rzeczy.Ja kataru niemiewam.Jestem zahartowany jak gwóŸdŸ!Mówi¹c to naprê¿y³ bicepsy, stan¹³ na rêkach, wykona³ kilka æwiczeñgimnastycznych i doda³ z dum¹:- Niech siê nie nazywam Weronik Czyœcioch, jeœli ze³ga³em.Mamsiedemdziesi¹t lat, ale potrafiê jeszcze zakasowaæ niejednegom³odzieniaszka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •