[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego sceptycyzm został jednak poważnie podważony, kiedy rankiem następnego dnia wyszli na podwórze gospody, w której spędzili noc i odkryli, że przeczucia Yekko sprawdziły się.Coś złego naprawdę się wydarzyło.Może nie katastrofalnego, ani nawet wyjątkowo złego, ale wystarczająco uciążliwego.Jedna z baplabasek leżała nieruchoma i bezwładna na kamiennym bruku.Przed oczyma rozbawionych członków innego rodu, którzy również przybyli zeszłego wieczoru, lecz później, Lempi – mająca dziś na sobie czerwony strój i nakrycie głowy z usztywnianej membrany, które samo stało – tupnęła wściekle nogą.– To już przechodzi ludzką wytrzymałość! – krzyczała.– Przybyć do Penitenki z ośmioma zaledwie baplabaskami, podczas gdy wszyscy spodziewać się będą po nas dziewięciu! Matko, musisz jakoś zdobyć nową! Przecież nie możemy tak kontynuować podróży!Spoglądając na nią gniewnie, Osahima odciągnęła ją na bok.Usko, badający zdechłego stwora w poszukiwaniu wyjaśnienia jego zgonu, usłyszał o czym rozmawiały.– Lempi, robisz z siebie pośmiewisko, a nie będę tolerować plamienia honoru rodziny w obecności obcych! Wszyscy gapią się na ciebie i bynajmniej nie z powodu twej elegancji!Nadąsana Lempi wzruszyła ramionami.– To niesprawiedliwe.To wszystko wina Usko! Niech teraz idzie resztę drogi na piechotę.Co ty na to?– To przecież twoja baplabaska nie żyje, nie jego – odparła Osahima.– Moja? – Lempi cofnęła się pół kroku oburzona.– Według prawa powinna być jego.A tak w ogóle, któż może je rozróżnić, te wielkie paskudne stwory?Ta wypowiedź przyciągnęła uwagę Yekko.Przerażony tym bluźnierstwem, pospiesznie zbliżył się do nich.– Lempi, jeżeli tak właśnie poważasz łaski, które zawdzięczamy Istocie, nic dziwnego, że zły los spotkał ciebie, a nie twojego brata!Rumieniąc się rzuciła:– Na pewno miało to być wymierzone w niego.Usko, wciąż udając, że bada baplabaskę, choć już dawno stwierdził, iż zmarła śmiercią naturalną, z powodu frustracji podziałowej, bezgłośnie zagwizdał.Wyobraził sobie, jak Yekko na to zareaguje.Kapłan wybuchnął:– To bluźnierstwo! Stwierdzenie, że Istota jest niesprawiedliwa i niekompetentna! Mam ochotę kazać ci iść dalej pieszo!– Ja też – zgodziła się Osahima.– I będziesz niosła tuziny toreb i pudeł, które koniecznie musiałaś zabrać! Najpewniej to właśnie zabiło twoją baplabaskę – przeciążenie tyloma bezużytecznymi bagażami!Lempi rozglądała się wokół, jakby w poszukiwaniu drogi ucieczki.Członkowie drugiego rodu, czekający aż służba przygotuje ich własne wierzchowce do drogi, chociaż nie mogli niczego usłyszeć, nie mieli większych problemów ze zrozumieniem, co się dzieje.Niektórzy z nich poszturchiwali się nawzajem i rzucali rubaszne komentarze.Usko zdecydował, że trzeba interweniować.Podobnie jak matka, nie chciał rodzinnej hańby.Prostując się, podszedł do nich i zawołał.– W porządku, Lempi.Nie mam nic przeciwko dzieleniu czyjejś baplabaski.Możesz wziąć moją, masz dużo więcej bagażu niż ja.Może Yekko pozwoli mi jechać ze sobą.– Czemu tak myślisz? – posłała mu szyderczy uśmiech.– To ty rozsiewasz herezję i bluźnisz, ty chciałeś wymigać się od Pielgrzymki! Nie wyobrażaj sobie, że nie wiem, co lęgnie się w twojej paskudnej głowie! Odkąd tylko próbowałeś wmówić mi, że Owdi nie rozpowiada przewrotnych bzdur, nie ufałam ci! Och, to dopiero będzie fatalny dzień, gdy zostaniesz głową naszego rodu, jeżeli tak w ogóle się stanie!– Lempi – Osahima wycedziła przez zęby.– Ja tymczasem jestem głową rodu i nie zapominaj o tym! Usko złożył ci bardzo hojną propozycję, a ty odpłacasz mu obelgami.Wstrętnymi obelgami, wyjątkowo.Przeproś!Usko stał jednak jakby rażony piorunem.Czy to mogło być przyczyną niezgody między nimi? Teraz, kiedy jeszcze raz przemyślał sprawę, nie wydało mu się to niemożliwe.Nie mając z kim rozmawiać o wizycie Owdiego, faktycznie próbował z nią o tym dyskutować i spotkał się z odprawą.Wtedy jednak myślał, że po prostu nie była tym zainteresowana i porzucił temat.Nie przyszło mu do głowy, że podejrzewała go o próbę zarażenia jej heretyckimi poglądami.Mogło to tłumaczyć, choć nie usprawiedliwiać, jej obecną zajadłą nienawiść.Po zastanowieniu Yekko przemówił:– Lempi, nie chcę tego mówić, lecz wydaje mi się, że twój brat ma lepsze pojęcie o zwykłej ludzkiej przyzwoitości niż ty.Radzę ci przyjąć jego propozycję z wdzięcznością i niezależnie od tego co o nim powiesz, chętnie pozwolę mu jechać ze mną! A teraz ruszmy się wszyscy.Druga rodzina już wyrusza w drogę, a my jeszcze musimy rozlokować bagaże.On i Osahima oddalili się, pozostawiając brata i siostrę przez chwilę samych.Usko odezwał się ściszonym głosem:– Lempi, czy naprawdę moje opowiadanie o Owdim sprawiło, że przestałaś mnie lubić? Nie zdawałem sobie z tego sprawy.Przepraszam.Równie cicho, lecz z nutą pogardy w głosie, odpowiedziała:– Nie myśl sobie, że wkradniesz się z powrotem w moje łaski.Zrobiłeś ze mnie publiczne pośmiewisko, zwróciłeś przeciwko mnie matkę i kapłana.Zapłacisz mi za to.Przysięgam, że zapłacisz.Wymiana zdań wpędziła Usko w taką depresję, że poniechał wypytywania Yekko o sprawy, które tak go interesowały.Poza tym kapłan musiał odmówić modlitwy, mające ochronić ich przed dalszymi niepowodzeniami.Do tego jeszcze zaczęło padać.Służba, która nie nosiła odzieży i nie dbała o to czy przemoknie, pospiesznie rozwijała płachty błony, mocowała je do drągów i umieszczała nad każdą baplabaską.Porywisty wiatr sprawił jednak, że nie dawały one dobrej ochrony i wkrótce powietrze pełne było głośnych narzekań Lempi na opłakany stan jej najlepszej sukni.Usko nie mógł powstrzymać się od domysłów, ile też „najlepszych sukien” posiadała.Może ta, którą aktualnie miała na sobie, automatycznie stawała się najlepsza.Na rozstajnych drogach wpadli na dwa inne rody.Nie podróżowali oni baplabaskami, ale mniejszymi angabaskami, popularniejszymi na południu, każdy z rodów miał ich jednak z tuzin.Nie były to grupy normalnie spotykane na drodze; Iszapago wyruszyli później, a oni nieznacznie wyprzedzali swój plan Pielgrzymki.Oba były liczniejsze od jego rodu i teraz, gdy deszcz trochę ustał, kilku młodych mężczyzn, a nawet dziewcząt, zdecydowało się iść piechotą.Nietrudno było dotrzymać kroku jadącym, bo ich wierzchowce poruszały się wolno po błotnistej drodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •