[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- skromnie wzruszy ł ramionami.- Ca ł y czas musia ł em uwa ż a ć ,ż eby nie straci ć panowania nad maszyn ą , no i ba ł em si ę o ciebie.Mia ł a śca łą twarz we krwi.- Ocali ł e ś mi ż ycie, Joe.By ł wyra ź nie skr ę powany, wi ę c Keely zmieni ł a temat.Po jegowyj ś ciu musia ł a odpocz ąć i piel ę gniarki namówi ł y j ą , ż eby nast ę pnychgo ś ci przyj ęł a pó ź niej.Po kolacji, kiedy siedzia ł a podparta poduszkami, ogl ą daj ą c telewizj ę ,rozleg ł o si ę nie ś mia ł e stukanie do drzwi.- Prosz ę ! - zawo ł a ł a.Weszli Nicole i Charles.Nicole robi ł a wra ż enieniepewnej i zatroskanej.Kiedy Keely otworzy ł a ramiona na powitanie,rzuci ł a si ę w nie ż ywio ł owo.- Keely, tak mi strasznie przykro.Czy zrobi ł a ś to naumy ś lnie, ż ebymnie ukara ć za te koszmarne rzeczy, których ci nagada ł am? O Bo ż e, jakus ł ysza ł am twój krzyk tam w górze, my ś la ł am, ż e umr ę.- A s ł ysza ł a ś ?- Tak, wszyscy s ł yszeli ś my - odpar ł Charles.- Pami ę taj o tym, ż e tosi ę sta ł o w trakcie twojej rozmowy z disc jockeyem.Niestety, niezareagowa ł tak szybko, jak powinien, i nie wy łą czy ł na czas twojegomikrofonu.Wszyscy twoi s ł uchacze ci ę s ł yszeli.274SRKeely zakry ł a usta d ł oni ą i zamkn ęł a oczy.- To musia ł o by ć straszne.Nie zdawa ł am sobie z tego sprawy.- Sta ł a ś si ę bohaterk ą - powiedzia ł a Nicole pogodnie, spokojna, ż eju ż uzyska ł a przebaczenie.- Czy przys ł anie tego chirurga plastycznego i torby z moimiosobistymi rzeczami to twoja zas ł uga?- Moja i Charlesa.- Dzi ę kuj ę bardzo.- U ś cisn ęł y sobie r ę ce, patrz ą c na siebie zezrozumieniem.- A co do tamtego wieczoru, Keely.- Zapomnijmy o tym.W wielu sprawach mia ł a ś racj ę.- A do wielu nie powinnam si ę by ł a w ogóle wtr ą ca ć.- Owszem, powinna ś.Jeste ś moj ą przyjació ł k ą.- Jasne, ż e jestem.- Obydwie by ł y niebezpiecznie bliskie ł ez.Uratowa ł je Charles.sam ą por ę do rozmowy.- Kochanie, nie powiedzia ł a ś Keely o najwa ż niejszym - wtr ą ci ł si ę wKeely tak by ł a wstrz ąś ni ę ta tym, ż e Charles zwraca si ę do Nicole per„kochanie", ż e przez chwil ę wpatrywa ł a si ę na niego w milczeniu.- To znaczy o czym? - spyta ł a wreszcie.Siedz ą ca na brzegu ł ó ż kaNicole odwróci ł a si ę i spojrza ł a na Charlesa spode ł ba.- A ty by ś si ę tylko tym przechwala ł.- Naturalnie - odpar ł Charles, bujaj ą c si ę na czubkach palców iu ś miechaj ą c.- Nie widz ę w tym nic ś miesznego.SR275- Czy wreszcie powiecie mi, co to za tajemnica? - przerwa ł a imKeely.- O co chodzi?- Jestem w ci ąż y - wymamrota ł a Nicole.Keely patrzy ł a na pochylon ą jasn ą g ł ow ę przyjació ł ki, pracowicieskubi ą cej koc.Potem ponad ni ą przenios ł a wzrok na Charlesa,onie ś mielonego, a jednocze ś nie dumnego.W ko ń cu znów spojrza ł a naNicole.Gdyby przyjació ł ka powiedzia ł a jej, ż e wst ę puje do klasztoru, nieby ł aby bardziej zdziwiona.- W czym jeste ś ?Nicole zerwa ł a si ę z ł ó ż ka, lekko uderzaj ą c Keely w obola łą g ł ow ę.- Chyba s ł ysza ł a ś : jestem w ci ąż y.Jestem za ł atwiona.Oboj ę tne, jakto nazwiesz, ty czy on! - Wymierzy ł a oskar ż ycielski palec w Charlesa.Keely zacz ęł a chichota ć cicho, a potem coraz g ł o ś niej, a ż poczu ł a bolesnepulsowanie w skroniach, ale ju ż dawno nie ś mia ł a si ę tak serdecznie, a tote ż by ł o co ś warte.K ą ciki ust Nicole zacz ęł y drga ć i wkrótce ona te żwybuchn ęł a ś miechem.kiedy.- Nie mog ę w to uwierzy ć - powiedzia ł a Keely, wycieraj ą c ł zy.- A- Tej nocy, kiedy poszli ś my z tob ą i z Daksem do Cafe du Monde.Charles odwióz ł mnie wtedy do domu, pami ę tasz? U ż y ł am wszelkichznanych mi kobiecych sztuczek, ż eby go zwabi ć do ł ó ż ka, i wreszcie misi ę to uda ł o, ale tak si ę na mnie zem ś ci ł.Charles mrugn ął do Keely.- Ale chyba nie jeste ś taka bardzo z ł a, co, Nicole? - spyta ł a.Nicole nachyli ł a si ę nad ni ą i powiedzia ł a scenicznym szeptem:- Pi ę ciu groszy nikt by za niego nie da ł , a w ł ó ż ku to istny szatan.276SRKeely znowu zanios ł a si ę ś miechem, a po chwili os ł abiona pad ł a napoduszki.Wszystko wskazywa ł o na to, ż e Nicole znalaz ł a wreszcieodpowiedniego partnera i ż e wszyscy s ą z tego zadowoleni.Charlesprzygarn ął j ą czule do siebie i zapyta ł :- Chyba nie pozwolisz, ż eby nasze dziecko urodzi ł o si ę jakonie ś lubne?- Och, Keely - j ę kn ęł a Nicole i ukry ł a twarz na ramieniu Charlesa.- Ju ż ja jej sam powiem, kochanie, bo to ja nalega ł em.- Charlespoca ł owa ł Nicole w czubek nosa.- Wczoraj wzi ę li ś my ś lub, Keely.Naturalnie by ł oby cudownie,gdyby ś mog ł a by ć z nami, ale uwa ż a ł em, ż e nie nale ż y d ł u ż ej czeka ć.Keely u ś miechn ęł a si ę do nich i ł zy wzruszenia zab ł ys ł y jej woczach.stworzeni.przekonywa ć.- Taka jestem szcz ęś liwa.Zawsze uwa ż a ł am, ż e jeste ś cie dla siebie- Ja tak samo - odpar ł Charles.- To j ą trzeba by ł o o tym- Na szcz ęś cie dysponujesz wspania ł ymi argumentami - mrukn ęł apieszczotliwie Nicole, ponownie tul ą c si ę do niego.- Czy mog ę przynajmniej uca ł owa ć pana m ł odego?- spyta ł a Keely zniecierpliwiona ich przed ł u ż aj ą cym si ę u ś ciskiem.Charles wysun ął si ę z zach ł annych ramion Nicole, nachyli ł nad Keely i zw ł a ś ciw ą sobie rezerw ą poca ł owa ł j ą w policzek.- Zaczekam nakorytarzu, nie spiesz si ę , kochanie - zwróci ł si ę nast ę pnie do Nicole,taktownie zostawiaj ą c przyjació ł ki same.SR277- Nicole.- Keely z ł apa ł a j ą za r ę ce.- Kochasz go, prawda? Imale ń stwo? Przyznaj si ę , jeste ś szcz ęś liwa!- Jestem tak szcz ęś liwa, ż e ma ł o nie p ę kn ę.Nie b ę dzie czulszej ibardziej kochaj ą cej matki, zapewniam ci ę.Nie b ę dzie takiego dnia, ż ebyto male ń stwo nie wiedzia ł o, ż e jest kochane.I Charles te ż , i Charles te ż- doda ł a rozmarzona.- Ba ł am si ę go kocha ć , ba ł am si ę , ż e mnieodrzuci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •