[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Już ci mówiłem, że się tym zajmę.Nie musisz się niczym martwić.Kate wzięła go za rękę i pociągnęła na skraj drogi za stertę skrzyń czekających na załadunek.Tu mogli porozmawiać spokojniej, z dala od tłumu.Will czuł jej ciepłe i silne palce na swoim ramieniu.Już dawno go nie dotykała.- Jak chcesz to zrobić? - zapytała poważnym tonem.- Nie zarobisz tak wielkiej sumy w krótkim czasie.To po prostu niemożliwe.A poza tym to przecież mój kłopot.Po co się tym przejmujesz?- Twój i mój.Pamiętaj, że jesteś moją żoną.Nic nie odpowiedziała.- Wracajmy do gospody.Mam dzisiaj dużo do zrobienia, a w tym tempie niczego nie zdołam załatwić.Ujął ją pod ramię i poprowadził błotnistymi uliczkami w stronę portowego przedmieścia.Przepychali się przez rozgadany tłum imigrantów i ulicznych kramarzy.Will zdecydowanym krokiem zmierzał w stronę Clay Street i gospody, w której z góry musieli zapłacić za trzydniowy pobyt w nędznie umeblowanej izdebce.Kate przez pewien czas posłusznie dreptała za nim, aż wreszcie wyrwała mu rękę z uścisku.Will odwrócił się zaskoczony i napotkał jej groźne spojrzenie.Już od dawna nie widział jej takiej wzburzonej.Jej oczy ciskały błyskawice.Musiał przyznać, że bardzo mu się to podobało.Dziewczyna z charakterem, pomyślał z uznaniem.Wydęła usta i wyprostowała się dumnie, jakby mu chciała dorównać wzrostem, chociaż i tak musiała wysoko zadzierać głowę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.Przez dłuższy czas nic nie mówiła.Potem ogień w jej oczach przygasł, rumieniec zniknął z policzków i stała się jakby mniejsza, drobniejsza i krucha.- Chciałam cię o coś spytać - powiedziała cicho.- O co? - mruknął łagodnie.- Pytaj.- Kochałeś ją, prawda? Byliście szczęśliwi.- Kogo?- Sherrilyn.Twoją żonę.Nie spodziewał się takiego pytania i nie miał najmniejszej ochoty na nie odpowiadać.Stał w milczeniu i zaciskał zęby.Nagle usłyszał swój własny głos, chociaż wydawało mu się, że zamiast niego mówi ktoś całkiem inny.- Kiedyś tak mi się zdawało.- Słowa z trudem przechodziły mu przez ściśnięte gardło.Kate rozwarła szeroko oczy ze zdumienia.Nie wierzyła własnym uszom.Will widział, że próbowała ukryć zaskoczenie, ale już było za późno.- To było przedtem - powiedział.- Przed czym?- Naprawdę chcesz wiedzieć? Potakująco pokiwała głową.Bardzo dobrze.Więc wszystko jej powie.Niczego nie będzie ukrywał.- Zanim odkryłem prawdziwy powód, dlaczego za mnie wyszła.- Prawdziwy powód?!- Majątek.Pozycja społeczna.Jestem synem bogacza.Zdawało mi się, że już się tego domyśliłaś.- Tak, podejrzewałam.- Sherrilyn znała prawdę i była dobrą aktorką.Och, żebyś ją widziała, jak przed ślubem przekonywała mnie o swoim uczuciu! A potem wszystko się zmieniło.Oboje dostali, co chcieli.Oboje, to znaczy mój ojciec i ona.Po co więc miała dłużej udawać? Stała się całkiem inną kobietą.- Nie wiedziałam, Will.Nie miałam najmniejszego pojęcia.Tak mi przykro.Parsknął krótkim, niewesołym śmiechem.- Zachowaj swoje współczucie dla kogoś innego.Poza tym to już stare dzieje.Odwrócił się, żeby pójść dalej, ale dłoń Kate zacisnęła się na jego przedramieniu.- Jednego nie rozumiem.Co twój ojciec miał z tym wspólnego? Przecież na pewno nie mógł.- To jego sprawka.Wszystko starannie przygotował.Nasze pierwsze spotkanie i kolejne, późniejsze, niby przypadkowe spotkania w parku, na balach i sobotnich piknikach.Nie żałował starań ani pieniędzy.Dzięki naszemu małżeństwu zyskał gwarancję, że zawrze wielką umowę handlową z ojcem Sherrilyn.Bał się go jako groźnego konkurenta, a zdobył wspólnika.Zrobił to kosztem szczęścia własnego syna.Will urwał nagle, nie chcąc powiedzieć zbyt wiele.W ostatniej chwili ugryzł się w język.Stali pośrodku ulicy.Kate patrzyła na niego z napięciem, chłonąc każde słowo.Przytłoczony ciężarem jej wzroku, Will powoli odwrócił głowę.- To nie koniec - powiedziała sucho, jakby czytała w jego myślach.- Co dalej?Zapanowała nieprzyjemna cisza.Wreszcie Will podjął decyzję i spojrzał na Kate.Widać było, że już się domyślała, co chciał jej powiedzieć.- Masz rację - westchnął.- Dziecko.Do tej pory nie wiem, czy było naprawdę moje.Kate w milczeniu skinęła głową, jakby to wszystko, co powiedział, układało się w logiczną całość.Boże, chciałby, żeby tak nie było!- Kiedy się o tym dowiedziałem, postanowiłem jak najprędzej wyjechać z Filadelfii.Nie chciałem niezręcznych spotkań z kochankiem Sherrilyn.Albo z kochankami.Wygląda na to, że miała niejednego.- A jednak, jadąc na zachód, zabrałeś ją ze sobą.- Musiałem - odparł z prostotą.- Była moją żoną.- Czułeś się zobowiązany?- Właśnie.Kate popatrzyła w bok.Usta miała blade i zaciśnięte w wąską kreskę.Will jeszcze nigdy nie widział jej tak bardzo poruszonej.Może kiedy dowiedziała się o śmierci ojca.Teraz też rozglądała się po okolicy, patrzyła na szyldy, na stragany, na przechodniów.Wszędzie, tylko nie na niego.- Chodźmy już - zaproponował cicho.- Mam jeszcze coś do załatwienia.Odprowadzę cię do gospody.Po kilku minutach znaleźli się w maleńkim pokoiku.Kate usiadła na skraju wąskiego łóżka.Will skierował się w stronę drzwi.Już miał wyjść, kiedy dobiegły go słowa żony:- To dlatego mnie znienawidziłeś.- O czym ty mówisz?- Przypominam ci ją, prawda? Przynajmniej do pewnego stopnia.Też domagałam się pieniędzy.Też zawarliśmy pewną umowę.Nie zaprzeczył.Nie mógł zaprzeczyć.Tamtego dnia rzeczywiście tak o niej myślał.Dopiero z czasem się przekonał, że Kate Dennington nie miała nic wspólnego z jego pierwszą żoną.- Dlatego też z całego serca nienawidziłeś Landerfelta.Pogardzałeś nim za chciwość i obłudę, bo w głębi duszy uważałeś, że jest podobny do twojego ojca.Will z całej siły zacisnął zęby.Stał jak skała w otwartych drzwiach pokoju i z napięciem spoglądał na Kate.Tak mocno zacisnął dłoń na klamce, że mało jej nie wyrwał z zamka.- Powiedz mi jeszcze jedno, Will - prawie szepnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •