[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fillip i Sot od razu się zatrzymali i zaczęli ponownie się wycofywać.Na ich twarze powrócił strach i wyraz nieposłuszeństwa.Ben miał już tego dość.Najwyższy czas przywołać Buniona.Podniósł dłoń na wysokość policzka i potarł nią, jakby się nad czymś zastanawiał.Bunion wystrzelił niewiadomo skąd, ciemna kometa na tle szarej mgiełki deszczu.Fillip i Sot nawet go nie zauważyli.Wskoczył na nich, zanim się zorientowali, co się dzieje.Jednakże próba odbicia butelki się nie powiodła.W jednej chwili zdawało się, że Bunion trzyma butelkę w swoich rękach, ułamek sekundy później został odrzucony w tył przez niewidoczną silę.Niewiarygodne, ale Mroczniak sam się wszystkim zajął.Demon zasyczał, prychnął jak kot i cisnął olbrzymi piorun zielonego ognia w kobolda.Bunion jeszcze raz zostałuniesiony i rzucony w powietrze, aż zupełnie zniknął z pola widzenia.Ben biegł już do przodu, ale był zbyt wolny.Gnomy dodomy krzyknęły ostrzegawczo i nie trzeba było długo czekać na reakcję Mroczniaka.Obrócił się w kierunku Bena i strzelił palcami w powietrzu.Krople zamieniły się w noże i śmiercionośna tyraliera opadła ze świstem na króla.Ben nie mógł jej w żaden sposób uniknąć.Na szczęście nie musiał tego robić.Przynajmniej raz czary Questora Thewsa zadziałały natychmiast i noże w ostatniej chwili się rozsunęły, omijając Bena.Ben zmrużył oczy, odruchowo zamarł i po chwili doszedł do siebie, zdając sobie sprawę, że mimo wszystko nie stałsię poduszką na szpilki.Nagle wrzasnął na Questora i Willow, aby uciekali.Mroczniak znów atakował, tym razem jak gdyby ręką jakiegoś olbrzyma, ciskał seriami kamieni i skał wyry-wanymi z ziemi.Zapora postawiona przez Questora wciąż jednak wytrzymywała oszałamiający napór i trójka przyjaciół mogła się szybko wycofać.Kamienie zostały nagle przysłonięte gwałtownym gradobiciem i ulewą deszczu ze śniegiem, które powstały z dotychczasowego opadu.Wszystko to spadło na nich swym bezlitosnym ciężarem.Questor zawołał coś głośno, wyrzucił w przód ręce i błysk oślepiającego światła wszystko zasłonił.Ochronna tarcza słabła jednak i zaczęła przepuszczać grad.Dosięgły ich kłujące, bolesne uderzenia.Gdy wdrapywali się na szczyt wzniesienia, Ben zachwiał się, próbując osłonić Willow.– Na dół, panie! – usłyszał przeraźliwy krzyk Questora.Przyciągając bliżej Willow, stanął na szczycie i zaraz potem ruszyli w dół stoku.Zasłona Questora ustąpiła zupełnie.Grad i deszcz ze śniegiem były wszędzie.Biała ulewa cięła w nich z całą zaciekłością.Ben upadł na ziemię i potoczył się, za nim sunęła przez zarośla i nagą ziemię Willow.Wtem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, deszcz ze śniegiem i grad ustąpiły.Znów zaczął padać delikatny deszcz, a dzień stał się szary i spokojny.Ben otworzył powoli oczy i napotkał wzrok Willow, po czym dostrzegł przez jej ramię Questora, który z trudem wstawałi otrzepywał swoje szaty.Nie było śladu gnomów ani demona.Ben cały się trząsł.Był przerażony, wściekły, a jednocześnie wdzięczny za to, że żyje.Niewiele brakowało, a Mroczniak zabiłby ich.Podniósł się z ziemi i instynktownie przytulił Willow.Kilkaset metrów dalej znaleźli Buniona zaplątanego w jakichś krzakach, posiniaczonego i zmaltretowanego, ale przytomnego.Biorąc pod uwagę cięgi, które zebrał, powinien już nie żyć, ale koboldy to wyjątkowo wytrzymałe istoty.Willow zajęła się nim troskliwie, używając swoich zdolności uzdrowicielskich, którymi były obarczone istoty z krainy jezior.Samym dotykiem swych delikatnych dłoni potrafiła odjąć najgorszy ból.Nie minęło pół godziny, a Bunion chociaż sztywny i obolały, ale za to z szelmowskim uśmiechem na twarzy, stanął już na nogi.Kobold szepnął coś Questorowi, łatwo odgadnąć co: chciał jeszcze raz się zmierzyć z demonem.Mroczniak zniknął jednak wraz z butelką, Fillipem i Sotem, i nic nie wskazywało na miejsce, do którego mogli się udać.Ben i reszta kręcili się przez jakiś czas, przetrząsając okolice w poszukiwaniu ich śladu.Niczego nie znaleźli.Najwidoczniej demon użył czarów, aby je wszystkie zatrzeć.– A może po prostu stąd odlecieli, panie – szukał wyjaśnienia Questor.– Mroczniak posiada takie zdolności.– Czy są jakieś granice, których to coś nie może przekroczyć? – zapytał Ben.– Jedyną granicą, z jaką musi się liczyć, jest granica, którą stanowi charakter właściciela butelki.Im gorszy charakter, tym większa siła demona.– Questor westchnął.– Fillip i Sot nie są tak naprawdę złymi istotami.Siła, którą Mroczniak z nich bierze, powinna się szybko wyczerpać.– Żal mi ich, Ben – powiedziała cicho Willow.– Chodzi mi o Fillipa i Sota.Spojrzał na nią zdziwiony, a po chwili skinął głową ze znużeniem.– Mnie chyba też.Nie wydaje mi się, aby sobie zdawali sprawę, co się z nimi stało.– Od-wrócił się.– Parsnip, przyprowadź konie!Kobold szybko się oddalił.Ben popatrzył przez chwilę na niebo, zastanawiając się nad czymś.Deszcz ustawał, dzień szybko dobiegał końca.Niewiele zostało czasu, aby móc cokolwiek zrobić przed nadejściem nocy.– Co będziemy teraz robić, królu? – zapytał go Questor.Pozostali zgromadzili się wokół nich.Mięśnie twarzy Bena wyrażały determinację.– Wiesz, co zrobimy, Questorze? Poczekamy do rana.Wtedy wyruszymy za Fillipem i Sotem.Będziemy ich tropić, dopóki ich nie znajdziemy, a kiedy już dostaniemy gnomy dodomy, odbierzemy im butelkę i zamkniemy Mroczniaka raz na zawsze!Spojrzał na uśmiechającego się Buniona.– Następnym razem dobierzemy się do skóry temu obrzydliwemu potworowi!MICHEL ARD RHISwój kolejny dzień w świecie Bena Abernathy spędził zamknięty w pokoju Elizabeth i tam dopiero zdał sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji się znalazł.Elizabeth zastanawiała się, czy nie zostać w domu i zaopiekować się nim, tłumacząc się chorobą.Ale porzuciła ten pomysł, kiedy uświadomiła sobie, że w ten sposób sprowadziłaby gospodynię z krucjatą miłosierdzia, w trakcie której na pewno Abernathy zostałby odkryty.Poza tym nie miała pomysłu, jak go przemycić poza bramy Graum Wythe.Potrzebowała więc czasu, aby dobrze tę sprawę przemyśleć.Poszła więc do szkoły, a Abernathy w tym czasie ukrywał się w pokoju, przeglądając stare czasopisma i gazety.Przed wyjściem poprosił ją o coś do czytania, więc przyniosła mu je z gabinetu swojego ojca.Abernathy był nie tylko nadwornym skrybą, ale również nadwornym histo-rykiem i znał dzieje zarówno swojego, jak i innych światów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •