[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Aresztowałeś kiedyś tych dwoje?–Kelnera tak, parę lat temu, a szatniarki nie kojarzę.Nie mam pamięci do twarzy.Zapomniał o papierosach, które w kieszeni zamokły pod prysznicem.Wziął odMarioli ohydne damskie voque’i.Były straszliwie cienkie i w ogóle nie dawały dymu.A przynajmniej takiego, który mógłby poczuć w płucach.–Słuchaj, rozumiesz coś z tego, co się stało na dziedzińcu?–Hm, niby jestem specjalistką od roślin, ale nie mam zielonego pojęcia.–Zagryzła wargi zamyślona.– Wiesz, bardziej mnie interesuje, dlaczego ty miałeś jakieśgłupie objawy, a ja nie.–Tym bardziej ja nie mam pojęcia.Przerwali, kiedy kelner rozstawiał naczynia.Przed Mariolą wylądowała gorącaszarlotka z lodami.–Specjalność zakładu – wyjaśnił kelner.– Gratis od firmy.–Skąd wiedział, że to moje ulubione? – Spojrzała zaskoczona na Sławka.–Pierwszy raz tu jestem.–Widzisz, kochanie, oprócz nas na tej sali siedzą sami gangsterzy.Ja wiem sporoo nich, a oni o mnie, a więc siłą rzeczy i o tobie.Rozejrzała się zaciekawiona.–To naprawdę bandziory?–Tak.Ale to ich knajpa.Co najwyżej się pobiją, choć każdy ma klamkę przy sobie.Ten lokal to najbardziej bezpieczne miejsce w mieście.– Uśmiechnął się.– Tu się nie zabija.–Podniecające – szepnęła.–Jak dla kogo – mruknął, rozczesując palcami ciągle mokre włosy.– Ja ich mam na co dzień.Podczas kiedy Mariola z wyraźnym zaciekawieniem lustrowała ponure postaci przy innych stolikach, Staszewski zastanawiał się, czy ma kogoś zaufanego na komendzie.Powoli odrzucał w myślach kolejne nazwiska.I nagle doznał olśnienia.A jednak miał.Zawiesił na uchu malutką słuchawkę.–Połącz z „Marek Hofman” – polecił.Komórka błyskawicznie połączyła go z numerem zapisanym w elektronicznej książce telefonicznej.–No cześć, stary – usłyszał po chwili zachrypnięty głos.– Jak leci?–Chciałbym powiedzieć, że dobrze.–Uuuu, szlag.Aż tak źle? Staszewski włożył do ust kolejnego nieprzyzwoicie cienkiego papierosa bezsmaku.–Słuchaj, mam prośbę.–No wal.–Czy mógłbyś prześwietlić zderzenie dwóch samochodów na Kochanowskiego sprzed paru dni? Kierowcy nie zgłosili wypadku.No i krojenie merola wraz z egzekucją na wałach.Hofman lubił takie przypadki.Lubił też, jak koledzy zwracali się do niego, bo nie mogli sobie sami poradzić.Spytał jednak:–Jeśli nie zgłosili, to jak…–Prześlę ci wszystkie dane i moje osobiste uwagi do kompa.Usłyszał westchnienie.–Wakacyjna nuda.– Hofman ziewnął głośno.– Więc czemu nie? Akurat.Hofman i Staszewski konkurowali ze sobą.Komenda wojewódzka miałatylko dwa asy w talii.Właśnie ich dwóch.No… może jeszcze liczył się trochę Jarek Korzeniowski.Ale był zbyt skrupulatny w swoich działaniach, żeby zostać wirtuozem.Niemniej liczyła się tylko ta trójka.Resztę oficerów można było spokojnie przekazać wojsku w charakterze sierżantów pilnujących musztry.A tu nagle jeden z asów zwraca się do drugiego.Gratka.Nie sposób nie pomóc, zarabiając jeden punkt na swoim koncie w ich prywatnym totalizatorze.–Tylko dam ci to na adres domowy i… – Staszewski zawahał się.– Z pominięciempolicyjnego serwera.Nie ściągaj tych plików na komendę.Chwila ciszy.–Zrozumiałem.–Bosko.Z góry dzięki.–Nie ma sprawy.Nara.–No hej.Klepnięciem w policzek wyłączył telefon.Z małego plecaka Marioli wyjąłpalmtopa.Na szczęście miasto fundnęło internautom bezpłatny i bezprzewodowydostęp do sieci w centrum.Bez trudu połączył się więc z własnym laptopem stojącym teraz w pustym mieszkaniu.Szybko wybrał odpowiednie pliki i zdalnie zebrał w jeden skompresowany pakiet.Podał hasło wyjścia, a kiedy ekran zamigotał, wyłączył palmtopa i schował z powrotem do plecaka.Dane powinny już być w komputerze stojącym w równie pustym mieszkaniu Hofmana.Dopił resztkę kawy.–Spróbujmy zrekapitulować fakty.– Zawahał się.– Może raczej moje durnowatehipotezy.–A jeśli nie są durnowate?Wzruszył ramionami.–Mniej więcej od roku tysiąc osiemsetnego ktoś podaje różnym ludziom środkihalucynogenne, łącząc je jakoś z wpływem alergenów.– Nerwowo potarł ręce.–Bzdura.Alergię zaczęto diagnozować dopiero po prawie dwóch wiekach.Ale ciągnędalej.Pewne poszlaki wskazują, że coś dziwnego dzieje się na komendzie.Ktoś tymkieruje.Kolejna bzdura.W tysiąc osiemsetnym w ogóle nie było komendy.A potem…Jak wytłumaczyć, że ci sami ludzie rządzili za faszyzmu, potem komunizmu i wreszciekapitalizmu? Jak przeżyli zmianę ustrojów, państw, czystki UB, kolejne weryfikacje iw końcu lustrację? Nie, to już kompletne brednie.Ale…Przerwały mu dźwięki skocznej melodii.–Odbierz, jeden.W słuchawce rozległ się głos Witka z Berlina:–Cześć, stary.Mam dla ciebie dobrą wiadomość.W głosie przyjaciela słychać było triumfalne nuty.Kolejny as wrocławskiej policji.Obecnie w Berlinie kręcił lody, bo ktoś kiedyś tuna miejscu potrzebował kozła ofiarnego.Z pochodzenia był Niemcem, więc bardzo łatwo poszło mu przesadzenie się na inną grządkę.–Znalazłem Wasiaka.Staszewski zapalił kolejnego niedobrego papierosa.–Żywego?–Jak najbardziej – roześmiał się tamten.– No, przynajmniej żył jeszcze, kiedy z nim rozmawiałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •