[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuła się poobijana, jakby poprzedniej nocy przejechał po niej walec.Nie, nie walec: coś tak strasznego i otchłannego, że wypaliło jej wnętrzności.Głębokie hausty powietrza uspokoiły żołądek, ale palenie w ustach stało się jeszcze bardziej nieznośne.Holly Bl ackWalecznaSłowa potwora wróciły, choć wolałaby o nich zapomnieć.„Będziesz mi służyć przez miesiąc.Każdego dnia o zmroku przyjdziesz do Seward Park.Pod łapą wilka znajdziesz list.Jeśli nie wypełnisz zawartego w nim polecenia, będziesz miała ciężkie życie.”Już była spóźniona.Pomyślała o roztworze, który troll rozsmarował jej na skórze, i wzdrygnęła się, jakby ją poraził prąd.Dotknęła warg: były suche i zdawały się napuchnięte, choć nie znalazła żadnego skaleczenia, które mogłoby za to odpowiadać.Wysupłała z dna plecaka kilka drobniaków, weszła do delikatesów i kupiła kubek wody z lodem.Po wyjściu ze sklepu usiadła na betonie i włożyła do ust kostkę lodu, mając nadzieję, że to przyniesie ulgę.Ręką drżała jej tak bardzo, że picie z kubka stanowiło nie lada wyczyn.Jakaś kobieta wychodząca z monopolowego zerknęła na Val i wrzuciła jej do kubka kilka monet.Dziewczyna podniosła wzrok, zaskoczona, ale nim zdążyła zaprotestować, kobieta była już daleko.Gdy w końcu dotarła do wilka i wyjęła spod jego łapy złożoną kurtkę,całe jej usta były jedną wielką raną, a przynajmniej takie miała wrażenie.Przykucnęła w pobliżu wyschniętej fontanny, oparła głowę o poobijanymetalowy pręt i zdrętwiałymi palcami rozwinęła kartkę.60Podświadomie oczekiwała, że kartka będzie pusta, jak ta, którą otrzymał Dave, a ona będzie musiała ją zmiąć i rzucić w powietrze.Ale na kartce widniały słowa nakreślone tym samym pełnym zakrętasów pismem, którym podpisano butelkę brązowego piasku.„Przyjdź pod Most Manhattański i trzykrotnie zapukaj w drzewo, które przycupnęło w niewłaściwym miejscu.”Val wepchnęła kartkę do kieszeni.Gdy to robiła, wymacała jakiś przedmiot, który po wyjęciu okazał się srebrną sakiewką z szorstkim turkusem pośrodku.W środku była dwudziestka, dwie piątki i co najmniej tuzin jednodolarówek.Nie miała pojęcia, skąd wzięta te pieniądze.Czy to jej robota, czy Lolli? Nigdy dotąd niczego nie ukradła.Pewnego razu wyszła ze Spencera z plakatem Rangersów w ręku, nie zdając sobie sprawy, że nie zapłaciła, dopóki nie znalazła się przy schodach.Jej znajomi byli pod wrażeniem, więc oczywiście zaczęła udawać, iż zrobiła to celowo, ale później czuła się z tym tak podle, że w końcu nie powiesiła plakatu.Usiłowała sobie przypomnieć minioną noc i te wszystkie straszne rzeczy, które zapewne zrobiła, ale to było jak przypominanie sobie cudzej opowieści.Wszystko zlało się w jakąś wielką plamę, która – mimo wszystko – rodziła w niej chęć ponownego zażycia krachu.Hotfy (B(ac^WalecznaZbył zbolała, by robić cokolwiek innego, ruszyła przed siebie, choć przerażenie ściskało jej żołądek.Szła w dół Market Street, mijając azjatyckie stragany i lokal serwujący koktajle herbaciane, przed którym stała grupka rozgadanych i roześmianych nastolatków.Val czuła się tak odległa od nich, jakby miała sto lat.Sięgnę la do plecaka, pragnąc zadzwonić do Ruth, porozmawiać z kimś, kto ją zna i może jej przypomnieć dawne „ja”, ale usta za bardzo ją piekły.Szła dalej.Przeszła na drugą stronę i weszła w Cherry, po czym podążała dalej, aż zbliżyła się do East River na tyle, by żadne budynki ni przysłaniały jej widoku.Woda lśniła odbitymi światłami most i drugiego brzegu.Znajdująca się na niej barka wyglądałaby jak prostokąt antymaterii, gdyby nie kilka światełek na dziobie.Most wznosił się przed samym nosem Val.Podpory wyglądał jak zamkowe wieże: chropawy kamień, wyrastający wysoko ponad ulicę, rudy od rdzy opadającej z metalowych dźwigarów.Tylko umieszczone w górze skrzynkowe okna stanowiły wyłom w litej skale.Przeszła pod brzydkim łukiem przejścia podziemnego, depcząc butamirozbite szkło.Chodnik śmierdział stęchłym moczem i zgnilizną.Po jednejstronie postawiono prowizoryczny druciany płot, broniący wejścia na terenbudowy, na którym oczekiwała na rozsypanie wielka hałda piachu.Po drugiejstronie widniało coś, co przypominało zabudowane cegłami drzwi, pod którymiVal ujrzała pień drzewa z wbitymi głęboko w beton korzeniami.61Drzewo!Kopnęła łagodnie pień.Drewno było mokre i poczerniałe brudu, ale korzenie sprawiały wrażenie tak głębokich, jakby rozciągały się poza tunele i rury, pełznąc ku jakiejś tajemniczej, żyznej glebie.Val zastanawiała się, czy to to samo drzewo, na którym rosną blade owoce.Dziwnie wyglądał ten pień w takim miejscu, wsparty o beton jak o najlepszego przyjaciela.Ale chyba jeszcze dziwniejsza była myśl, że Val jakimś cudem znalazła się w bajce.W grze komputerowej zaraz rozpętałaby się niesamowita burza kolorów, może nawet pojawiłoby się słowne ostrzeżenie przed opuszczeniem rzeczywistego świata.„Portal do Krainy Bajek.Czy na pewno chcesz wejść? Tak/Nie.”Przyklękła i trzykrotnie stuknęła w pień.Mokre drewno ledwie wydało dźwięk, jakiś pająk zsunął się z niego pospiesznie i uciekł w stronę ulicy.Coś zgrzytnęło i Val gwałtownie uniosła głowę.Ponad pniem w kamieniu pojawiła się rysa, jakby ktoś uderzył w ścianę.Val wstała i dotknęła rysy palcem, a wtedy kawałki kamienia zaczęły pękać i odpadać, aż pojawiły się nierówne drzwi.Hotfy (B(ac^WalecznaPrzeszła przez nie i znalazła się na schodach, które ciągnęły się od tego miejsca w górę i w dół.Gdy obejrzała się za siebie, ściana znów była cała.Dziewczyna wpadła w panikę, lecz ból zatrzymał ją w miejscu.Stuk-puk.–Halo? – zawołała, z trudem poruszając wargami.Stuk-puk.Na pólpiętrze pojawił się troll.Kto chodzi po moim moście?–Większość ludzi przyszłaby szybciej – dobiegł ją jego szorstki, chropawy głos.– Jakże musiało cię boleć, skoro jednak w końcu się zjawiłaś!–Nie było tak źle – odparła, starając się zachować kamienną twarz.–Wejdź na górę, klamczuszko.– Ravus odwrócił się i wrócił do swojej siedziby, a ona podążyła za nim po zakurzonych schodach.Obszerne, przypominające strych pomieszczenie oświetlały rozstawione na podłodze świeczki, poruszając cieniami, które naraz stawały się wielkie i przerażające.Gdzieś w górze przetaczały się pociągi, a przez zasłonięte okna wlatywało zimne powietrze.–Proszę.– Na sześciopalczastej dłoni trolla spoczywał niewielki białykamyk.– Possij go.Porwała kamyk i wepchnęła go sobie do ust, zbyt zbolała, by zadawać 62 jakiekolwiek pytania.Był chłodny i początkowo słony, a później już całkiem bez smaku.Ból powoli ustępował, a wraz z nim resztki mdłości, ale ich miejsce zajmowało potworne wyczerpanie.–Co mam zrobić? – zapytała, spychając kamień do policzka, by móc mówić.–Na początek ustawisz na pólkach kilka książek.– Troll odwrócił się, podszedł do stolika i zaczął wyciskać płyn z małego miedzianego dzbanka, pełnego słomek i liści.– Może powinny stać w jakimś porządku, ale ponieważ przestałem już go rozumieć, możesz, je układać wszędzie, gdzie znajdziesz miejsce.Val podniosła z zakurzonej sterty ciężką księgę w popękanej, wyświechtanej na grzbiecie skórze.Otworzyła ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •