[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Któż może powiedzieć,gdzie pierwsze się kończy,a drugie zaczyna?Edgar A.Poe,Przedwczesny pogrzebKiedy William Blessing obudził się i spróbował wstać, uderzył głową w wieko trumny.Jej wnętrze wyłożono miękkim aksamitem, tak więc nie zrobił sobie nic złego.Prawdę mówiąc, to, co poczuł, nijak miało się do wspomnienia bólu.Tak czy inaczej, wrażenie było niepokojące i Blessing był zdezorientowany.W zamkniętej trumnie panował nieprzenikniony mrok i choć była ona przestronna, macając naokoło, szybko zorientował się, gdzie się znajduje.Wnętrze cuchnęło wilgotną ziemią, pleśnią i zgnilizną.Natychmiast doszedł do wniosku, że został pogrzebany żywcem i przypomniał sobie Przedwczesny pogrzeb Edgara Allana Poego.Wraz z nimi pojawiło się uczucie wszechogarniającej zgrozy i dławiącej klaustrofobii.Krzyk, który instynktownie wyrwał się z jego gardła, był głośny i przeraźliwy.Jednak własna moc zaskoczyła go na tyle, że odzyskał nad sobą panowanie i zamilkł, pozwalając, by rozsądek wziął nad nim górę.Pistolet, strzały.Donald Marquette z popiersiem Pallady, uderzający go z całej siły.Głos rozsądku, bardzo cichy wśród ciemności, podpowiedział: „Jesteś martwy”.I wtedy przypomniał sobie bibliotekę.A także bibliotekarza, okrwawioną synogarlicę i.– Zamierzasz tak dusić się tam całą noc? – rozległ się odległy głos.Zdawał się płynąć nie do ucha, lecz wprost do jego mózgu.Mimo to miał tembr i ton z wyraźnym brooklyńskim akcentem.Przypomniał sobie kruka.– Co.co to za miejsce? – zapytał.– Miłe, przytulne i osobiste, doktorze – odparł głos.– Lecz raczej nie poczuję się tu jak w domu.– Ja oszalałem – powiedział.– O tak, jesteś szalony.I właśnie dlatego jesteś teraz tutaj.– To znaczy gdzie?W głosie pojawiło się rozdrażnienie.– Dwa metry pod ziemią! W dębowej jesionce! Gryziesz kwiatki od spodu! Spoczywasz w grobie.W mogile.Sprawili ci piękną trumienkę! To ci dopiero ubaw, prawda?To dziwne, ale choć czuł gdzieś głęboko narastającą panikę, nie pozwolił, by przejęła nad nim kontrolę.Chroniło go przed tym logiczne rozumowanie i bystry, naukowy umysł, ale także coś jeszcze.Bardzo silna emocja.Gniew.Gorejący jak ogień i zimny jak lód.Miał w sobie wszystkie jego odmiany.Gniew sięgał od jego umysłu, poprzez tkanki, ścięgna i kości aż po najdalsze zakątki wskrzeszonego ciała.Wściekłość rozpaliła ognie jego istoty i istnienia, sącząc jad zemsty w żyły, które kiedyś przetaczały krew.Teraz wiedział już, że został wskrzeszony.Ta prawda dotarła do niego z tak niezłomną pewnością, że natchnęła go ona osobliwym spokojem.– Powróciłem z martwych – rzucił krótko, rzeczowo.– Strzał w dziesiątkę, stary! Świetnie to ująłeś! Witaj z powrotem!Tyle tylko, że wciąż spoczywał w trumnie, głęboko pod ziemią.To niezbyt dobre miejsce na nowy początek.Nie dusił się ani nie czuł głodu, ale przecież nie mógł tu zostać.– Kim jesteś? – spytał.– Daj spokój, nie zadawaj głupich pytań.Zabieraj się stamtąd, spręż się.Masz robotę do wykonania – powiedział głos.– Ale jak?– Przestań! Jesteś autorem powieści grozy.Jak żywe trupy wydostają się z grobów? No jak? Dzięki promieniowi teleportującemu? Nie! Jakieś inne rozwiązania? Może zwyczajnie wygrzebują się z ziemi? Tak, brawo dla tego pana!– Wróciłem z zaświatów za sprawą jakichś nadnaturalnych czynników – stwierdził.– Cóż, na pewno nie był to czynnik psi.– Czy nie mógłbym wydostać się stąd w nadnaturalny sposób? – spytał Blessing z nadzieją w głosie.– Posłuchaj.Już jesteś istotą nadnaturalną, jasne? Uważasz, że zwykły człowiek mógłby wydostać się z trumny i wygrzebać na zewnątrz? Uwierz moim słowom i po prostu spróbuj.Nawet teraz, zastanawiając się nad tym, co powiedział mu głos, poczuł, że rzeczywiście jest inny.Zaczął wyczuwać w sobie obecność obcych zmysłów i okultystycznych mocy.Włókna i molekuły tworzące jego cielesną postać wydawały się naładowane jakąś nieludzką energią.Blessing uniósł obie ręce w górę.Poruszał palcami w ciemnościach przed sobą, wyobrażając je sobie.I zobaczył je.Ujrzał swoje palce, choć dokoła panowały egipskie ciemności.Zdawały się emanować jakimś dziwnym, nadnaturalnym blaskiem.Potrafił dostrzec każdą zmarszczkę na kłykciu, każdy włosek, każdy paznokieć.Nie uszło jego uwagi, że bardzo urosły i obecnie przypominały raczej szpony niż paznokcie.Uniósł dłonie do wyłożonego miękkim aksamitem wieka trumny.Pchnął.Wieko nieznacznie ustąpiło.Przez powiększającą się szczelinę I do wnętrza trumny posypały się grudy ziemi.Czuł nacisk ziemi powyżej, ale nie był on nieustępliwy.Jakby.coś się zmieniło.– Brawo! – powiedział głos.– Tak trzymać! Dobrze kombinujesz! Rób tak dalej! Nieznacznie tylko wzmagając nacisk, pchał wieko coraz wyżej i wyżej w górę.Grudy ziemi posypały mu się na twarz i tors.Gleba pachniała humusem, kamykami i robactwem.Pachniała wspomnieniami, żalem i rozpaczą.Kolejne grudki wciąż spadały na ciało Williama Blessinga, ale profesor nigdy jeszcze nie widział ziemi o tak dziwnych właściwościach.Po pierwsze, nie była ona gęsta, wydawała się płynna, opalizująca jak czarna woda.Pchnął mocniej i powoli zaczęła ustępować, jakby rozpoznawała jego dominację nad grobem, jakby zdawała sobie sprawę z jego triumfu nad mocami cmentarza.Zaczął piąć się w górę, powoli, jakby z mozołem przedzierając się przez kolejne warstwy gleby i niespiesznie, choć regularnie pokonywać kolejne etapy na drodze ku powierzchni.– Brawo! – rzucił głos z entuzjazmem.– Nieźle ci idzie! Masz do tego smykałkę! Wrodzony talent, nie ma co!Brnął coraz wyżej i wyżej, poczuł, jak jego dłoń przebija się przez glebę i rozgarniając wilgotną trawę, wydostaje się na zewnątrz.Omiótł ją podmuch chłodnego, nocnego powietrza.To przydało mu nowej energii i wygrzebanie się na zewnątrz nie trwało już długo.Otoczyła go ciemność zimnej nocy.Nabrał do płuc wilgotnego powietrza i wyczołgał się z dołu, do którego złożyli go kochający bliscy.Strząsając z twarzy i włosów grudki gleby, osunął się na ziemię i leżał tam, sapiąc i dysząc, a noc dokoła rozbrzmiewała symfonią ciszy.– Mówiłem, że ci się uda! – odezwał się głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •