[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Constance nie miała w sobie nic z dziewczątka.Była kobietą w każdym calu.Opierając się wygodnie, odepchnął od siebie talerz i przyjrzał się Constance jeszcze uważniej.Światło poranka wlewało się przez okno, pieszcząc jej delikatne rysy i sprawiając, że w jej złotych włosach igrały tycjanowskie błyski.Cerę miała jasną i gładką, oczy świetliste.Emanowała z niej czysta radość życia i zapragnął nagle, by ta radość chociaż w nikłym stopniu wiązała się z jego osobą.Skrzywił się, myśląc, że pewnie zaprzepaścił już swoje szanse.Zapowiedział jej, że zamierza uczynić z niej swoją kochankę, w związku z czym będzie się zapewne miała przed nim na baczności.Na domiar złego, sytuacja przerodziła się w coś na kształt wyzwania i duma nigdy nie pozwoli Constance się ugiąć.- Zmiana planów, panno Pedigrue.Podniosła wzrok znad kawałka bułki, który unosiła właśnie do ust.Z rozbawieniem obserwował, jak żuje nerwowo i przełyka, by zapytać:- Nie będziemy jeździć konno?- Będziemy.Ruszymy, jak tylko pani skończy.- Co zatem ma pan na myśli?Wziął głęboki oddech, zastanawiając się przelotnie, czy nie postradał zmysłów.Gdyby posłuchał instynktu, do żadnego uwodzenia by nie doszło, za to mogłoby dojść - czysto hipotetycznie - do sytuacji, w której ten układ stałby się prawdziwy, w której miałby Con-stance przy swoim stole każdego ranka.Zalążek tego pomysłu zaczął rozwijać się, wypełniając jego mózg obrazami pobłażliwej, choć upartej żony, i domu, w którym cały czas rozbrzmiewałby śmiech.Może nawet dzieci.Żachnął się, ale po chwili pomysł przestał mu się wydawać tak niedorzeczny.Dlaczego wcześniej nie zastanawiał się nad tą możliwością? Dlaczego nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby stworzyć z Constance trwały związek, że w gruncie rzeczy tego właśnie pragnie.- Postanowiłem, że nie będę cię uwodził - powiedział cicho, czekając na jej reakcję.Ku swojej wielkiej radości, spostrzegł w jej oczach ledwie zauważalny błysk rozczarowania.- Rozumiem.- Starannie otarła usta serwetką, wiedział jednak, że usiłowała w ten sposób ukryć przed nim twarz, w której czytał jak w otwartej księdze.- Kiedy podjął pan to postanowienie?- Przed chwilą.- Mogę spytać, dlaczego?A więc rzeczywiście była rozczarowana.- Należysz do kobiet, przed którymi ostrzegała mnie Elizabeth Kincaid.Zasznurowała usta, ale chwilę później wybuchła:- Kolejna z pańskich zdobyczy?- Nie.- Jego śmiech wydawał się zupełnie szczery.- Elizabeth mnie wychowała.- Myślałam, że jest pan sierotą.- Tak.Ale gdy miałem trzynaście lat, zaprzyjaźniłem się z pewnym chłopakiem, który przyjechał do Nowego Jorku z wizytą do ciotki.Harry Kincaid opowiedział swojej rodzinie o mnie i o mojej sytuacji w sierocińcu.Jego matka, Elizabeth, uznała, że przy trzynaściorgu dzieci znajdzie się miejsce dla jeszcze jednego.- Trzynaściorgu! - powtórzyła z niedowierzaniem Constance.- Wspaniała rodzina, pełna radości.Harowali, żeby ich farma prosperowała, ale zawsze mieli czas dla siebie nawzajem.- Taka odmiana losu musiała być dla pana czymś cudownym.- Była.Wiele się nauczyłem.Dowiedziałem się, czego chcę od swojego życia.- Czyli?- Więzi.Kochających bliskich.- Uznał, że robi się zdecydowanie ckliwy i wstał gwałtownie - - Gotowa?Odłożyła serwetkę obok nakrycia i podniosła się.- Nie sądzę, żebym kiedykolwiek była gotowa do jazdy konnej.Zachichotał i podszedł, żeby odsunąć jej krzesło.Przy okazji nachylił się i powiedział:- Odpręż się.Ulitowałem się nad tobą i zamówiłem bryczkę.Zawiezie nas, gdzie trzeba.- Jej ulga była tak ewidentna, że nie zdołał powstrzymać się przed cmoknięciem jej w czubek głowy.- Zakładaj kapelusz i rozpoczynamy naszą przygodę.Constance zachodziła w głowę, czego powinna oczekiwać po rozpoczynającym się dniu.Wdrapała się do wąskiej bryczki i przesunęła fałdę spódnicy, żeby Gideon mógł zająć miejsce obok niej.Niebawem mknęli ulicami Nowego Jorku, a Gide-on wskazywał ręką na sierociniec, w którym mieszkał wiele lat, prostą kamienicę czynszową, w której poznał Harry’ego Kincaida.Zatrzymali się nawet przed sklepikiem z cukierkami, w którym przepuszczał tych parę pensów, jakie sieroty dostawały z kościoła jako prezent gwiazdkowy.Ssąc cytrynowe dropsy, opowiedział jej, jak wymykał się przez dziurę w płocie sierocińca i spędzał całe dnie - oraz większość nocy - podglądając szykownych gości, płacących błyszczącymi monetami za wstęp do magicznego miejsca zwanego teatrem.Pewnego dnia poprzysiągł sobie, że takie miejsce będzie kiedyś należało do niego, a i wszystkie te monety będzie miał na własność.- I pańskie marzenia się spełniły - roześmiała się Constance.- Większość moich marzeń.- Patrzył na nią z uwagą, a w jego oczach pojawiła się zaskakująca czujność.- A które się nie ziściły?- Powiedzmy - starannie dobierał słowa - iż odkryłem, że w życiu są inne rzeczy, których można pragnąć, oprócz bogactwa i prestiżu.Długo trwało, zanim do tego doszedłem.Przyglądał się jej tak bacznie, że uciekła wzrokiem.Co się z nią działo? Przygotowała się do tej wycieczki, ślubując sobie opierać się wszelkim awansom, jakie mógłby czynić jej ten człowiek.Nie było jednak żadnych awansów, skradzionych całusów, swawolnego przekomarzania.Za to kompletnie zbił ją z tropu, oświadczając, że już nie zależy mu na tym, by została jego kochanką.Co zatem miało to oznaczać? Że nagle stracił całe swoje zainteresowanie jej osobą? Że już jej nie pragnie? Czyżby wieczór w operze był tylko grą?A niech to! Tak bardzo się zawzięła, by nie dać się uwieść.A teraz, kiedy na bycie uwodzoną nie miała szansy, czuła gorzkie rozczarowanie.- Gdzie jedziemy? - spytała w końcu, pragnąc oderwać się od tych niepokojących myśli.- Pomyślałem, że wpadniemy do teatru na Kensing-ton, skoro jesteśmy tak blisko.Constance nie przestąpiła progów Ruby Hall od czasu, gdy policja przesłuchiwała Gideona w związku z morderstwem, którego ofiarą padła Mary MacCla - nahan; oboje z Gideonem mieli dość zajęć z dwoma pozostałymi teatrami, miejscowymi dostawcami i rzemieślnikami, więc Constance nie była w stanie śledzić na bieżąco postępu robót.Chociaż jednak skręcało ją Z ciekawości, jak wygląda teraz Ruby Hall, żałowała, że tym samym kończy się jej sam na sam z Gideonem.Tym razem uliczki, którymi podjechali do teatru, wydały się jej bardziej znajome.Dość znajome, by umiała sama trafić do domu, gdyby zaszła taka potrzeba.Gideon zręcznie wymanewrował bryczką, która zatrzymała się na tyłach teatru dokładnie przed wejściem dla aktorów.Zeskoczył na ziemię i podał jej rękę.Constance ochoczo skorzystała z pomocy, chociaż składane schodki z boku pojazdu były o wiele wygodniejsze ze względu na jej nową krynolinę.Chciała jego dotknąć.I chciała, żeby on dotykał jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •