[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Farrell nie miał wątpliwości, że powtarzała swe ostatnie słowa: najbardziej ze wszystkiego potrzebne jest miłosierdzie.- No cóż - powiedziała, po czym wstała, klasnęła w dłonie, by odgonić cienie i warknęła: -Bądźcie w końcu cicho! - do masek, które i tak nie zwracały na nią najmniejszej uwagi.Obróciła się uroczyście trzy razy, niczym Briseis układająca się do snu.Farrell i Julia patrzyli na nią zdumieni, a ona roześmiała się.- Żadnej magii, żadnych cudów - powiedziała.- Jedynie staruszka próbująca opanować własne trzęsienie.To, co teraz mamy zamiar zrobić, jest szalone i szaleńczo niebezpieczne, dlatego wszyscy powinniśmy pewnie trzymać się na nogach.- Joe, lepiej idź - rzekła Julia.- Nie musisz tu być.- Odchrzań się, skarbie - odparł, urażony i wściekły.Jego głos na krótko uciszył maski.- Przepraszam - powiedziała Julia, dotykając go.- Zrozumcie mnie - odezwała się staruszka, a jej ochrypły głos nagle zabrzmiał tak strasznie, że z pokoju natychmiast zniknęły cienie i Farrell dostrzegł odległe, błogosławione zarysy krzeseł i figur szachowych.- Nie robię tego dla żadnego z was - mówiła Sia - a nawet tak naprawdę nie dla niego - dla nich - ani z próżności, jak wam poprzednio powiedziałam.Robię to ze wstydu, ponieważ wiedziałam, co się stało w chwili, gdy to się stało i nic nie zrobiłam.Nie śmiałam opuścić swego domu.Mogłam przywołać go tu do mnie, ale lękałam się własnego zniweczenia, jeśli nie udałoby mi się go uwolnić.Więc niczego nie zrobiłam przez dwa lata, aż do dzisiejszej nocy.Farrell nie był pewny, czy wyraził głośno swój delikatny protest, nim ucięła mu zapalczywie.- Oczywiście, że na mnie spoczywała odpowiedzialność! Na mnie spoczywa odpowiedzialność za dopilnow-anie, by pewne prawa były przestrzegane, a pewne wrota otwierały się tylko w jedną stronę.Bez względu jak zmęczona, słaba czy przestraszona jestem, to należy do moich obowiązków.Jeśli nadal upieracie się na poma-ganiu mi, to robicie to z czystej ignorancji, ponieważ nie potraficie sobie nawet wyobrazić, czym ryzykujecie.Ale ja to robię ze wstydu.- S ądzisz, że Kannon przybędzie? - zapytała Julia.- Co powinnam zrobić? Jak mam ją przywołać?- Zapomnij o Kannon - odparła Sia.- Spróbuj przywołać swoją babcię.80 / 116Peter S.Beagle - Kryształy czasuDobrze wiedziała, co mówi na temat równowagi, polecając Julii i Farrellowi, by stali tak ostrożnie w ciemnym pokoju, jakby znajdowali się w jadącym metrze.Nawet Micaha, jak mogła najlepiej, wsparła o kominek, nim odwróciła się i powiedziała po raz drugi: - No cóż.- Cała trójka ustawiła się wokół Micaha, obok którego dygotała Briseis.Sia trzymała rękę na karku psa.Micah Willows przytulił się do nogi psa, spojrzał na nich i powiedział:- Pieprzony przeklęty.Prester John wie.Przez długą chwilę nic się nie wydarzyło.Pierwszy powrócił gwiezdny blask, ku wielkiej radości Farrella.Tym razem miał zamiar przyjrzeć się mu uważnie, aby przekonać się, czy rzeczywiście splatał się z włosami Sii, czy też emanował skądś spoza pokoju.Ale gdy już się pojawił, to po prostu był, sprawiając, że cały pokój chwiał się w posadach, a Farrell był zbyt szczęśliwy, by zrobić cokolwiek poza wyszeptaniem powitania i ściśnięciem dłoni Julii.Zapach kwiatów robił się coraz inten-sywniejszy w miarę jak wokół rozlewał się blask.Plumeria, bogowie pachną jak Hawaiian plumeria.To przywodziło mu na myśl Sengen, piękną jak kwitnące drzewa.Micah Willows lub król wewnątrz niego zaczął ponownie cicho jęczeć w niepojętym straszliwym oczekiwaniu.Czy to tak czuje się Egil Eyvindsson za każdym razem? - pomyś lał Farrell.Wysoko ponad nimi twarz Sii wznosiła się niczym księżyc: złocista i znużona, wbita w ludzkie piękno przez nieustanne kamienowanie.Farrell nie mógł znieść patrzenia na nią.Wtem Sia powiedziała coś w języku podobnym do mydlanych baniek, coś co mogło oznaczać jedynie, nie, cholera, niech to jasna cholera i, jakby jakaś niebiańska brygada rozbiórkowa zabrała się do pracy, wyszczerbione kawałki nocy zaczęły wpadać przez ściany i sufit salonu.To, czego nie udało się dokonać wspólnie Aiffe i Nicholasowi Bonnerowi, teraz działo się w przeciągu sekund.Pokój rozpadł się na kawałki, niczym latawiec szarpany wichurą.Ale solidne stare domy, swobodnie rosnące ogrody ulicy Scotia Street i światła Avicenny również zniknęły, pozostawiając poza poszarpaną sugestią domu Sii jedynie niebo usiane dziwnymi, pędzącymi gwiazdami i ciemnościami, które również poruszały się.Trwało tak na zawsze, bez żadnej nadziei na ranek.To była jedyna wizja, jakiej Farrell kiedykolwiek doświadczył, surowej, nieobliczalnej przestrzeni.Nie mógł utrzymać się na nogach.Skulił się pomiędzy spadającymi gwiazdami, zakrył oczy i zwymiotował, myśląc absurdalnie: Nigdy nie skończę teraz piaskowania tego starego essexa, nigdy nie pójdę do domu, by to skończyć.W jakiś oderwany sposób świadom był tego, że Julia krzyczała gdzieś w pobliżu.- Kannon! ShoKannon, ju - ichi - men Kannon! Senju Kannon, ba - to Kannon, nyo - i - rin Kannon! Och, Kannon, proszę przybądź, Kannon, proszę! Sho - Kannon, senju Kannon! -Powtarzała tak w kółko i Farrell chciałjej powiedzieć, by się zamknęła, ponieważ przyprawia go o ból głowy.Ale właśnie wówczas przybyła do nich złocista Kannon, więc tego nie zrobił.Potem Julia opowiadała, że bogini po prostu przeszła przez dziurę w przestrzeni, odsuwając na boki niekończącą się, nic nieznaczącą noc, setką ze swego tysiąca rąk, a potem pozwoliła, by zamknęła się za nią.Julii udało się dostrzec zielononiebieskie brzegi niebios i smoki.Ale Farrellowi wydawało się, że bogini powoli wyłoniła się z długiego korytarza, a do miejsca, w którym byli, dostała się przez jedną z masek Sii, tą, która nigdy nie ożywała w ten paskudny sposób, ale wisiała doskonale spokojna na ścianie, pod którą powinien być kominek.To była maska kabuki, biała jak gips.Na oczach Farrella zaczęła stopniowo przepływać w Kannon, rozmywając się i przelewając w jej okrągłą brązową twarz, wiotkie ramiona, szaty niby obłoki i podłużne bursztynowe oczy.Jej obraz nieustannie pulsował i falował, przybierając postacie i rozmiary niemieszczące się w wyobraźni Farrella.Zobaczył, że skłoniła się lekko Julii, pozdrawiając ją i wyrażając jej swe uznanie.Gdy spojrzała na niego, otarłomdlałym ruchem twarz, zawstydzony, że musi go takim oglądać, ale Kannon uśmiechnęła się.Farrell zaszlochał, nie wtedy, ale potem, ponieważ uśmiechKannon pozwolił mu na to, tak jak pozwolił mu wybaczyć samemu sobie kilka bardzo paskudnych spraw [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •