[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Meredith doszła do wniosku, że chyba właśnie wrócił z przejażdżki, chociaż jego krawat był nienagannie zawiązany, a surdut nieskazitelnie gładki.Obrzucił ją szybkim spojrzeniem od stóp do głów.Rumieniąc się, usiadła przy lustrze, żeby Rose mogła ułożyć jej włosy.Wciąż nie mogła dojść do siebie po wstrząsie, jaki przeżyła na widok męża w swojej sypialni.Podszedł bliżej, pochylił się i musnął jej policzek niewinnym pocałunkiem.- Wykąpałaś się - wyszeptał cicho, łaskocząc oddechem jej ucho.Uniosła brwi ze zdziwienia.Skąd wiedział? Wanna była niewidoczna, zasłonięta ozdobnym parawanem.Odetchnęła głęboko i uświadomiła sobie, że w pokoju ciągle unosi się kwiatowy zapach wody z kąpieli.- Właśnie skończyłam.Woda powinna być jeszcze ciepła.Jeśli masz ochotę, mógłbyś z niej skorzystać.Albo zadzwonię, żeby zagrzano dla ciebie świeżą.Ale tylko pod warunkiem, że pozwolisz, bym ja cię umyła.Nie powiedziała głośao tych swawolnych słów, ale pojawiły się w jej myślach.Zmysłowe obrazy, które nagle zrodziły się w wyobraźni, prawie odebrały jej oddech.Niemal widziała nagiego Trevora, zanurzającego się w parującej kąpieli.Potem zobaczyła siebie, jak go masuje.Nie użyje myjki, tylko dłoni.Najpierw je namydli, aż staną się śliskie i pełne piany.Potem powoli, prowokująco pogłaszcze jego tors, aż zacznie napinać mięśnie i prężyć się z pożądania.Woda będzie się przelewać przez brzegi wanny.Obawiając się, że zamoczy swoją śliczną suknię, Meredith powoli ściągnie stanik i koszulkę, obnażając się do talii.Potem oprze się o jego silne plecy i oplecie go ramionami, przyciskając nagie piersi do ciepłej, wilgotnej skóry.Sięgnie do torsu, namydli złociste włoski i spłucze je wodą.Umyje go jeszcze raz, dużo uwagi poświęcając wrażliwym czubkom sutków.Jej zaciekawione palce powędrują niżej, do pasa.Dłonie znajdą się dokładnie nad penisem.Powoli będzie zanurzać ręce w wodzie, kierując się do kuszącego celu.Śmiało obejmie członek u nasady i przesunie go w zaciśniętej dłoni.W górę i w dół, w górę i w dół, będzie ściskać i głaskać, aż urośnie, stwardnieje i stanie się gorący.Podrażni też wrażliwy czubek, tak jak ją Trevor nauczył ostatniej nocy.Będzie pieścić tę delikatną część pięknego męskiego ciała, aż Trevor zacznie z wysiłkiem poruszać biodrami, pokonując uścisk.Fala rozkoszy, która nadciągnęła pod wpływem grzesznej fantazji, była tak silna, że Meredith zaczęła się wiercić na stołku.Trevor uniósł pytająco brew.Omal nie zemdlała z zakłopotania.Na pewno nie potrafił czytać w myślach, ale miała wrażenie, jakby poznał jej najskrytsze tajemnice.- Masz jakieś szczególne plany na popołudnie? - spytał.- Zamierzałam odwiedzić Harriet i Elizabeth, potem panią Danvers, ale napiszę liścik z przeprosinami, że nie przyjdę.- Meredith westchnęła cicho.- Jestem trochę zmęczona.- Może powinnaś się zdrzemnąć.- Zdrzemnąć? - parsknęła zadziwiona Rose.- Minęło południe, a milady dopiero co wstała.Meredith zobaczyła w lustrze, jak pokojówka spuściła oczy, gdy markiz skarcił ją wzrokiem.- Sama skończę się czesać.Dziękuję ci, Rose.- Ale przecież ja to zawsze robię - odparła dziewczyna.- Zostanę dziś w domu przez cały dzień, więc nie potrzebuję, byś układała mi wymyślną fryzurę.- Meredith lekko poklepała pokojówkę po ręce i odwróciła się plecami.Rose z wyraźną niechęcią odłożyła szczotkę.- Jak pani sobie życzy, milady.Szybko ukłoniła się i zaczęła zbierać mokre ręczniki rzucone na podłogę, suknię, którą Meredith miała na sobie poprzedniego wieczoru, i kilka innych, wymagających naprawy.Widząc, że pokojówka sięga po następny stos rzeczy, Meredith odezwała się ponownie:- Rose?Dziewczyna głośno westchnęła, kiwnęła krótko głową na znak, że rozumie, i zniknęła.Meredith odwróciła się z powrotem do lustra i spróbowała dokończyć układanie włosów.Trevor rozsiadł się wygodnie na krześle i obserwował każdy jej ruch.Patrzył z tak żywym zainteresowaniem, że aż się zarumieniła.Ręce trochę jej się trzęsły, ale udało się jej w miarę porządnie spleść i upiąć jasne loki.- Wolę, gdy twoje włosy są rozpuszczone i opadają ci na ramiona i plecy - powiedział lekko.- Dopiero teraz mi to mówisz.- Meredith obróciła się twarzą do niego i uśmiechnęła.Odwzajemnił uśmiech.W całym ciele poczuła pulsowanie znajomego już seksualnego pragnienia.- Powiedziałaś, że resztę dnia zamierzasz spędzić w domu, ale co z wieczorem?- Przyjęłam zaproszenie pani Morten - odparła Meredith.- Organizuje wieczorną kolację, potem wyprawę do ogrodów Vauxhall na tańce i pokazy sztucznych ogni, żeby zebrać fundusze na wspieraną przez siebie organizację dobroczynną.Trevor skrzywił się.- Ilu będzie gości?- Nie jestem pewna.- Meredith zmarszczyła brwi.- Zdaje się, że około pięćdziesięciu, włączając w to obu moich braci.Obiecała przyjść Elizabeth Sainthill, więc oczywiście Jason będzie chciał wziąć udział.- Ogrody to publiczne miejsce.Z licznymi odosobnionymi ścieżkami - powiedział Trevor.- W nocy mogą być szczególnie niebezpieczne, jeśli się na nich spotka jakiegoś podejrzanego typa.Szczerze mówiąc, nie podoba mi się, że tam idziesz.- Z powodu wczorajszych wydarzeń? - spytała cicho.Nocą nie rozmawiali o wypadkach w teatrze, ale po błysku lęku w oczach męża Meredith poznała, że on ciągle o tym myśli.Trevor skrzywił się.- Nie chcę cię niepotrzebnie niepokoić, ale wydaje mi się, że to nie był zwykły wypadek.- Oparł się na krześle i przerwał na chwilę, jakby ostrożnie dobierał następne słowa.- Myślę, że ktoś z rozmysłem chciał wykorzystać zamieszanie, by wyrządzić ci poważną krzywdę.Mieliśmy ogromne szczęście, że byłem w pobliżu i udało mi się temu zapobiec.Teraz najbardziej obawiam się, że następnym razem nie zdążę na czas.To była mrożąca, otrzeźwiająca uwaga.- Co twoim zdaniem powinnam zrobić?- Nalegam, byś na jakiś czas ograniczyła liczbę przyjmowanych zaproszeń.Ale co ważniejsze, nie powinnaś wychodzić beze mnie z domu.Zdziwił ją ten pomysł.Pod pewnymi względami był rozsądny, pod innymi raczej nie.Wpatrywała się w Trevora, Z napięciem na twarzy czekał na odpowiedź.Był jej mężem.Mógł jej zakazać wielu rzeczy, jednak oboje wiedzieli, że ona nie należy do kobiet, które ślepo słuchają rozkazów mężczyzny.Meredith uważnie przemyślała swoją decyzję, rozważając wszystkie za i przeciw.W końcu ślad trwogi w oczach męża przeważył szalę.Meredith splotła ręce na kolanach i spojrzała na Trevora poważnie.- Nie jestem pewna, czy do końca zgadzam się z twoją teorią.Nie widzę powodu, dla którego ktoś chciałby mnie skrzywdzić.Ostatnio jednak było kilka niewyjaśnionych wypadków, które mnie bardzo poruszyły, a nawet przestraszyły.Szanuję twoje zdanie, Trevorze, więc zastosuję się do rad, ale nie zgodzę się zostać więźniem we własnym domu.- Oczywiście.- Markiz powoli wypuścił powietrze.Jej odpowiedź najwyraźniej przyniosła mu ulgę.- Z przyjemnością będę ci towarzyszył w każdym towarzyskim wydarzeniu, w którym uczestnictwo uznasz za absolutnie konieczne.Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.- Chciałabym pójść w przyszłym tygodniu na maskaradę u lorda Linny’ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •