[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A ty co chcesz robić?- Lubię cię, Cal.Po prostu myślę, że kiepsko zaczęliśmy.Złe pierwsze wrażenie i tak dalej.- Może.- Nie wiem, jak to by miało zadziałać.- Nie wiesz, jak co by miało zadziałać?- No my - mówi.- I chcesz zamknąć tę sprawę.- Raczej tak.Możesz być przygotowany, na co tylko chcesz, być tak twardy, jak chcesz, ale w ostatecznym rozrachunku to jest jak kop w nery.Wszystko jest w jak najlepszym porządku, powtarzam sobie.Bez pudła.Poszło, kurde, jak po maśle.Nie zostałem zbyt długo, dopiłem to jedno piwo, przeprosiłem i wyszedłem, bo nie mogłem zrozumieć tego, że zostałem odrzucony, zanim w ogóle cokolwiek się zaczęło.W samochodzie wrzucam kasetę.Niech gra.Chciałem wykrzyczeć „dziwka!”, chciałem zadzwonić i nawymyślać jej przez telefon, ale to by niewiele zmieniło.Zamknąć sprawę.A gdybym się z nią przespał? Może wtedy byłoby inaczej.Albo może czułaby się jeszcze gorzej i w ogóle by nie odebrała telefonu.Pewnie w zależności od tego, co by pamiętała.Chryste, to ona się upiła, a ja za to płacę, bo okazałem się dżentelmenem.Jakby coś mogło z tego być.Różnica wieku, odległość między Manchesterem a Newcastle, milion innych powodów, dla których by nie zadziałało.Choćby sprawa seksu.Do cholery, zawsze się do tego sprowadza.Seks to jedna rzecz, a mit rodem z „Marie Claire” druga.I to bez znaczenia, że goście, którzy oblali wrzątkiem Jamesa Figgisa, myśleli, że też mi dali nauczkę.Nieważne, że mnie wyruchali.Tego rodzaju historie to nie jest materiał na pierwszą randkę.Ale seks też nie.A w każdym razie nie był, kiedy dorastałem.Mam wrażenie, że już tak dawno temu wypadłem z gry, że nie znam zasad.Zatrzymuję się na rybę z frytkami i wracam z obiadem owiniętym w gazetę.W monopolowym kupuję małpkę i wsuwam do schowka w samochodzie.To odruch, nieświadome działanie.Coś, co robię, kiedy nie wiem, co zrobić.Świat się na ciebie wypiął? Kup procenty.Milusi mechanizm obronny.Tylko nie wolno mi ich tknąć, skoro mam odwieźć Alison do Manchesteru.Ale po trzech z hakiem godzinach w drodze nie będę mógł się doczekać porządnego drinka.I ciepłego prysznica.I własnego łóżka.Jakiejś przyzwoitej muzyki z CD.Powrotu do starego życia, cokolwiek jest ono warte.Zjadam większość frytek, resztę wyrzucam przez okno.Zdążyłem tymczasem dotrzeć do bloku, w którym mieszka Alison.Za piętnaście ósma.Dość wcześnie, żeby przez chwilę posiedzieć i pogapić się przez przednią szybę.Spróbować się uspokoić.To tylko kwestia czasu i będę z powrotem w domu, a wszystko stanie się wspomnieniem.Johnny Cash śpiewa Solitary Man, kiedy krople deszczu zaczynają znaczyć szkło.Wyłączam go.Nikt mi nie musi przypominać o samotności.I nie mogę dłużej czekać.Wysiadam z micry, garbię się, chowając przed deszczem, i przez ulicę truchtam w stronę bloku.Ani śladu życia, tak jak być powinno.Kiedy docieram do drzwi wejściowych, naciskam dzwonek przy numerze 35.Czekam.Nic.Znowu dzwonię, tym razem przyciskam guzik mocno, na wypadek gdyby coś nie stykało.A potem czekam.I znówu nic.Sprawdzam, która godzina.Punktualnie ósma.Cofam się o krok i patrzę w okno Alison.Ciemno.A to znaczy, że coś tu nie gra.Rob wszystko odkrył i zatłukł ją na śmierć.Albo ona sama zmieniła zdanie.SpSrawdzam komórkę, na wypadek gdyby były jakieś wiadomości.I nic.Jest pod prysznicem.Albo śpi.Albo ktoś ją sponiewierał, zakneblował, związał i teraz woła o pomoc w ciemnym mieszkaniu.Zamknij się, człowieku.Naciskam dzwonek jeszcze raz, bo może po prostu nie usłyszała.Albo coś jeszcze innego.Wyczerpały mi się pomysły.Dlaczego jej nie ma? Chyba że ktoś ją odwiedził.Może ten gość w czarnej skórze? To nie glina.Może pracuje dla Morrisa.Ale dlaczego Morris miałby mnie sprawdzać?Obchodzę parking.Escorta Stokesa nigdzie nie ma.W żadnym oknie nie pali się światło, więc albo Stokes wszystko odkrył i zrobił coś głupiego, albo udało mu się ją przekonać do kolejnej ucieczki.Jeśli tak, to trzeba będzie zacząć wszystko od początku.A nawet gorzej, bo będą na mnie uważać.I oboje wiedzą jak wyglądam.Alison, dlaczego musiałaś zwiać i wystrychnąć mnie na dudka? Przecież wiedziała, o co tutaj chodzi i że nie chodzi o skradzione pieniądze.Trzeba było trzymać język za zębami.Nie powinienem tu przychodzić i z nią gadać.To wciąż jeszcze dzieciak.I trudno, żeby ufała zbirowi Morrisa, który ściga jej chłopaka, nawet jeśli to konkursowy idiota.Gdybym był detektywem, wiedziałbym to.Ale ja musiałem odgrywać sir Galahada.Pierdolić tę robotę.Mam dość.Teraz niech Mo się tym zajmie.Złapię go przez telefon i powiem, jak wygląda sytuacja.Jeśli o mnie chodzi, to koniec.Spadam.Ich pokręcona rodzina, ich problem.Ruszam przez trawnik, chcę stąd zniknąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •