[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak później przekonał się, że Neilowi naprawdę zależy na sukcesie rezerwatu.Podziwiał jego talent pływacki i zręczność w łowieniu ryb.W niezdarny, ale wynikający z braterskich uczuć sposób usiłował go ochraniać przed kobietami.Umierając, trzymał Neila za ręce, jakby w nadziei że ten odwzajemni życzliwość i wstawiając się za nim u doktor Barbary, uratuje mu życie.Podchodząc do maleńkiego grobu profesora Saito, obok kurhanu Kima, Neil zdał sobie sprawę, że brakuje mu również Japończyka.Jakimś cudem introwertyczny botanik potrafił być szczęśliwy ze swoją zawziętą i niemiłą żoną, czego chłopiec raczej nie pojmował, choć doceniał wynikający z tego komfort psychiczny.Śmierć dwóch współzałożycieli rezerwatu, którzy odeszli z tego świata niemal równocześnie, tak wszystkich zaszokowała, że nawet nie byli w stanie prawdziwie się zasmucić.Poza tym doktor Barbara ostrzegła zespół, że występująca na wyspie, roznoszona przez muchy i objawiająca się wysoką gorączką choroba czyha na słabych i za mało zdeterminowanych, by potrafili przetrwać.Toteż groby nieszczęśników zostały zasypane w tempie, w jakim kamień niknie pod powierzchnią wody.Neil tęsknił za Kimem i profesorem Saito, ale równocześnie brał sobie do serca wysokie wymagania stawiane przez lekarkę członkom zespołu.Ani Hawajczyk, ani Japończyk nie potrafili im sprostać.Byli zbyt pochłonięci sobą i skłonni żyć własnym życiem.To ich usposobienie sprowadziło na nich śmierć.Jednak przede wszystkim liczyło się to, że byli mężczyznami, co dla doktor Barbary oznaczało najpoważniejszą wadę genetyczną.Gdyby nie kombinezon nurka, chłód wody w lagunie zabiłby Neila.Ześlizgując się ze skifu w mroczne fale, czuł na udach uścisk lodowatych dłoni śmierci.Papugoryba stuknęła w okular jego maski, gorliwie zapraszając do swojego królestwa, ale akurat ten zakątek laguny był dziwnie opustoszały.Najwidoczniej wszystkie morskie żółwie i wężynki, kałamarnice oraz wszelkie ryby pospieszyły gdzieś na ważne spotkanie, zostawiając Neila samego w tej lodowatej krypcie.Wzmocniony tlenem z butli, płynął przez opustoszały ogród na dnie laguny.Sunęła za nim papugoryba, węsząc wśród grzybinek i strzykw, a z przodu, w odległości piętnastu metrów, na granicy ciemnej głębiny, żarłacz rafowy podążał z jakąś podniecającą misją.Tu kończył się ogród, a zaczynał pokryty czarnym piaskiem step, opadający ku wulkanicznej skale, spoczywającej na dnie jak zgnieciony transatlantyk.Neil podpłynął do niej, stanął na inkrustowanej drobnymi kamykami powierzchni i zajrzał do zalanego wodą, częściowo zapadniętego krateru wygasłego wulkanu.Odbywało się tam spotkanie rodem z umysłu szaleńca – biesiada w głębinach.Przypłynęły na nią morskie stworzenia z całej laguny, niemal zasłaniając biały kadłub „Petrusa Christusa”, spoczywającego na piaszczystym dnie.Jego oświetlone mdłym światłem maszty pochylały się, a holenderska flaga falowała pośród niezliczonych ryb, które potrącały się jak w gorączce, nurkując przez otwarty luk do kabiny.Zwierzęce resztki i drobiny poszarpanej tkanki ludzkich zwłok, uwięzionych w kuchni jachtu, wirowały w wodzie niczym śnieżna zadymka z jakiegoś koszmaru.Uparta terpuga ciągnęła jelito, unoszące się na wodzie niczym proporzec, do spokojniejszego zakątka laguny, a podniecony strzępiel wpadł na Neila.Z luku kecza wypłynął kolejny potok organicznych szczątków, mącąc wodę.Zignorowane przez ryby kłębowisko włosów na oskalpowanej skórze zaczepiło o fał.Jasna splątana treska poruszała się jak parasol meduzy.Po chwili zsunęła się do ciemnej wody, zmierzając niczym widmo do bram otchłani.Na wyspę przypłynął kolejny jacht.Właśnie zarzucał kotwicę pół mili od brzegu.Neil odpoczywał w skifie, opierając się na wiosłach.U jego stóp leżał kombinezon i butle tlenowe.Gdy tylko wydostał się na powierzchnię, gorączka wróciła, a słoneczny żar chyba ją wzmógł.Usiłując ułożyć wygodnie głowę, obserwował łódź gumową, pędzącą na przystań, gdzie stała pani Saito, unosząc ręce w geście powitania.Na dziobie łodzi siedziały dwie młode blondynki, a ich mężowie stali na rufie przy silniku.Jeden z mężczyzn filmował kamerą wideo wyspę, zaczynając od upstrzonej albatrosami ściany skalnej, a następnie kierując obiektyw na namioty i zagrody zwierząt oraz klatki ptaków.W końcu wycelował go w panią Saito, uśmiechającą się do gości z przesadą naganiacza pretensjonalnego nocnego klubu w Ginzie.Śmierć męża chyba w ogóle nią nie wstrząsnęła.Neil czuł, że psychicznie rozstała się z tym pełnym powagi botanikiem, jeszcze zanim zachorował.Profesor był dla tej nieustępliwej małej kobiety zbyt jednostronny.Ukrywał się przed ludźmi za grubymi szkłami okularów i usiłował dojść do ładu ze światem poprzez skatalogowanie jego nieskończonej różnorodności.Pani Saito chwyciła za linę cumowniczą łodzi i pomogła wysiąść kobietom, oceniając ich zdrowe zęby, krągłe biodra i wysportowane sylwetki oczyma kierowniczki sklepu odbierającej towar.Dała znak doktor Barbarze, obserwującej scenę powitania ze schodów kliniki.Lekarka ruszyła wolnym krokiem na przystań, a Trudi i Inger były już na pasie startowym, dźwigając swoje wielkie brzuchy.Siostry van Noort i pielęgniarki z Nowej Zelandii zostały w magazynie.Siedziały po dwie obok siebie przy stołach jak w klasie.Słuchały przemowy Monique, która opierała rękę na ramieniu Nihala, jakby demonstrując im, że mężczyźnie mogą uratować życie tylko pewne zakryte części jego ciała.Neil, zdecydowany powiadomić doktor Barbarę, że Carline przedziurawił „Petrusa Christusa”, a zatem jest odpowiedzialny za śmierć rodziców dziewcząt, wyniósł na brzeg kombinezon oraz butle tlenowe i wyciągnął łódź z wody.Wyczerpany z powodu długiego wiosłowania od miejsca, gdzie spoczywał zatopiony jacht, upadł na kolana.Ból głowy z powodu gorączki rozrywał mu czaszkę, a ręce i uda pokrywała nieprzyjemna wysypka.Usiłował zetrzeć dłonią bąble.Czuł się tak, jakby jego skórę już pożerały ryby oczekujące na kolejną biesiadę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •