[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy próbował znowu zasnąć, wibracja tuż koło jego głowy sprawiła, że tylko jęknął.Shaw chwycił telefon i przeczytał właśnie otrzymaną wiadomość.Frank.Na łóżku obok leżała Anna.Właśnie skonsumowali swoje zaręczyny, a potem wypili butelkę dom perignon z utrzymywanych w niepewnej równowadze na brzuchach kieliszków.Anna spała twardo, kiedy przeszedł do drugiego pokoju i wybrał numer.Wiedział, że telefon zostanie natychmiast odebrany.- Skończyłeś już występy w Dublinie? - zapytał wesołym tonem Frank.Shaw wyobraził sobie tego człowieka rozpartego wygodnie w fotelu, być może tysiące kilometrów stąd, z pełnym zadowolenia z siebie uśmiechem na twarzy, jakim zwykle pan obdarza sługę.- A co? Twoi ludzie nie kontaktują się z tobą regularnie? Zresztą pewnie od nich tego nie wymagasz.- Mówiąc to, spojrzał na swój prawy bok, tam gdzie znajdowały się stare blizny.- A tak przy okazji, tu jest trzecia nad ranem.Nie przyszło ci to do głowy?- Działamy dwadzieścia cztery godziny na dobę, Shaw.Przecież znasz zasady.- Twoje zasady.Szarpnął zasłony i zerknął na ponurą ścianę deszczu zalewającą świat za oknem.- Jesteś nam potrzebny.- Nie, nie jestem.Nawet ludzie tacy jak ja potrzebują trochę odpoczynku.- Odzywasz się jak gbur.Stąd wnoszę, że nie jesteś sam.Shaw zdawał sobie sprawę, że Frank doskonale wie, gdzie i z kim jest w tej chwili.Ale ton jego głosu sprawił, że wyjrzał przez okno, a potem pobiegł do sypialni, żeby się upewnić, że Annie nic nie grozi.Spała spokojnie, w błogiej nieświadomości, że on właśnie targuje się z psycholem.Jedna długa, zgrabna noga wysunęła się spod kołdry.Miał ochotę obudzić Annę i znów się z nią kochać, ale przecież rozmawiał z Frankiem.Wrócił do drugiego pokoju i wyjrzał przez okno, omiatając wzrokiem każdy zakątek ulicy w poszukiwaniu chłopców Franka.Byli tam.Wciąż się za nim pętali.- Shaw, jesteś tam jeszcze?- Powiedziałem ci, dokąd się wybieram, więc po co mnie bierzesz pod lupę?- Sam mnie do tego zmusiłeś.Przez to twoje głupie gadanie o wycofaniu się.- To nie było głupie gadanie.Mam dosyć, Frank.To był ostatni raz.Shaw mógł sobie wyobrazić, jak Frank potrząsa teraz głową, w której tylnej części widniało spore zagłębienie po oddanym z bliskiej odległości strzale z dziewięciomilimetrowego sig sauera.Shaw znał takie szczegóły, ponieważ to on strzelał do Franka.- Mamy mnóstwo rzeczy do zrobienia.Na świecie zrobiło się bardzo niebezpiecznie.- Owszem, przez ludzi takich jak ty.- To, co robimy, jest bardzo szlachetne, Shaw.To kwestia honoru.- Zachowaj takie gadki dla nowicjuszy.W słuchawce Shaw usłyszał skrzypnięcie krzesła, kiedy Frank się prostował.Aha, mam cię.- I gdzie zamierzasz odpoczywać, kiedy nas opuścisz, dupku? W izolatce w więzieniu? - Głos Franka zabrzmiał twardo.- Umawialiśmy się na pięć lat, Frank.Minęło już prawie sześć.- O mało mnie nie zabiłeś.- Celowałeś do mnie.I nie pokazałeś odznaki.Myślałem, że to jeszcze jeden zbir próbuje strzelić mi w plecy.- Chcesz powiedzieć, że jakbym machnął odznaką, to nie strzeliłbyś mi w łeb?- Nie, ale pamiętaj, że zawiozłem cię do najbliższego szpitala.Inaczej wykrwawiłbyś się na śmierć.- Do szpitala! - parsknął Frank.- Zostawiłeś mnie z połową mózgu na wierzchu na parkingu pełnym kradzionych samochodów w centrum Istambułu.- Naprawdę uważasz, że to była połowa mózgu?- Słuchaj.Ale Shaw przerwał mu.- Strzeliłem do ciebie w obronie własnej, ale kiedy miesiąc później w Grecji pojawili się twoi ludzie, twierdzili co innego.Zawarliśmy umowę i ja dotrzymałem słowa.Nie ma co więcej o tym wspominać.- To był dla nich świetny interes, Shaw wiedział o tym.W zamian za to, że nie spędzi reszty życia w obozie pracy gdzieś na Syberii, a Frank załatwiłby mu to z wielką satysfakcją, Shaw spędził blisko sześć lat, jeżdżąc po świecie i narażając życie, by, jak mawiał Frank, inni mogli żyć spokojnie i bezpiecznie.Ale Shaw też potrzebował trochę spokoju i bezpieczeństwa w swoim życiu.W swoim życiu z Anną.Umowy z ludźmi pokroju Franka były bardzo ryzykowne.Nie mógł przecież wynająć pierwszego lepszego adwokata i domagać się przed sądem unieważnienia umowy.Właśnie dlatego zgodził się pracować dla nich jeszcze rok.W ciągu tego roku o mało nie został zastrzelony, zakłuty nożem, otruty i wysadzony w powietrze.Kiedy twierdził, że ostatnie zamieszanie z muzułmańskimi fundamentalistami w Amsterdamie było dziecinnie łatwym zadaniem, wiedział, co mówi.- Z powodu twoich nadzwyczajnych „umiejętności” nie mogłem mieć dla ciebie innej propozycji niż więzienna cela.To była dla Shawa nowość.- A więc to twoja sprawka? Dlaczego?- Kiedy mi upakowali z powrotem mózg w czaszce, zdałem sobie sprawę, że ktoś, kto mnie o mało nie wysłał na tamten świat, powinien być po naszej stronie.- Powinieneś więc zrozumieć, że wypełniłem swoją misję.- Nie wiem.Muszę porozmawiać o tym z moimi ludźmi.Może nawet byłbym skłonny cię puścić, ale oni nie będą z tego powodu szczęśliwi.Shaw nigdy nie potrafił rozgryźć Franka.Postawny, łysy, był niczym głaz.Powinienem mu wtedy strzelić między oczy.- Nie obchodzi mnie, czy będą szczęśliwi, czy nie! Powtórz im tylko to, co ci powiedziałem.- A tymczasem jesteś mi potrzebny w Edynburgu, a potem w Niemczech, w Heidelbergu.Jeśli się nie pojawisz, możesz być pewien, że jedyną osobą, z którą będę na twój temat rozmawiać, będzie naczelnik więzienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •