[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest to Rok Łaski i liczy sobie dokładnie dwa tysiące czterdzieści dziewięć naszych ludzkich lat.Za każdym razem, gdy Rok Łaski dobiegał końca, bogowie stwierdzali, że wciąż jesteśmy występni i grzeszni, niszczyli więc świat zsyłając płomienie ze świętych miejsc na niebie znanych jako gwiazdy.Tak w każdym razie twierdzą Apostołowie.- Gwiazdy? - spytał Biney.- Czy oni mają na myśli słońca?- Nie, gwiazdy.Mondior powiada, że gwiazdy w jakiś szczególny sposób różnią się od sześciu słońc.czy zwróciłeś kiedyś na to uwagę?- Nie.Dlaczego, u licha, miałbym na to zwracać uwagę?- Mniejsza z tym.W każdym razie kiedy Rok Łaski się skończy i na Kalgaszu nic się w sensie moralnym nie poprawi, te gwiazdy ześlą rodzaj świętych płomieni, które nas spalą.Mondior twierdzi, że działo się tak już wiele razy.Za każdym razem jednak bogowie okazują wielkoduszność - kiedy świat jest niszczony, łagodniejsi bogowie zawsze biorą górę nad surowszymi i ludzkość otrzymuje jeszcze jedną szansę.Ratuje się więc od zagłady najbardziej pobożnych i ustanawia nowy, nieprzekraczalny termin; ludzkość otrzymuje następne dwa tysiące czterdzieści dziewięć lat na pozbycie się swoich przywar.Mondior powiada, że czas się już niemal wyczerpał.Od ostatniego kataklizmu minęło już prawie dwa tysiące czterdzieści osiem lat.Za jakieś czternaście miesięcy wszystkie słońca znikną i z czarnego nieba te jego straszliwe gwiazdy wystrzelą płomienie, które zmiotą niegodziwych.Dokładnie w przyszłym roku, dziewiętnastego theptara.- Czternaście miesięcy - powtórzył w zamyśleniu Biney.- Dziewiętnastego theptara.Bardzo dokładnie to określa, prawda? Przypuszczam, że zna także godzinę, o której to się stanie.- Tak, tak twierdzi.Dlatego potrzebuję oświadczenia kogoś związanego z obserwatorium, najlepiej twojego.W ostatnio wygłoszonym przemówieniu Mondior powiada, że dokładną datę katastrofy można wyliczyć naukowo, że nie jest to zwykły dogmat przedstawiony w Księdze Objawień, ale jest to przedmiot takich samych obliczeń, jakie astronomowie stosują, kiedy.kiedy.- Teremon spojrzał niepewnie na przyjaciela.- Kiedy obliczają ruchy słońc i naszego globu po ich orbitach - dokończył za niego Biney.- Mam rację? - zapytał z goryczą.- No.tak - odparł zaskoczony Teremon.- Może w takim razie jest jeszcze jakaś nadzieja dla świata, jeżeli Apostołowie nie potrafią zrobić tego lepiej od nas.- Muszę mieć twoje oświadczenie, chłopie.- Tak, wiem.- Na stoliku pojawiła się następna kolejka drinków.Biney objął dłonią szklaneczkę.- Spróbuj w ten sposób - powiedział po chwili.- ”Głównym zadaniem nauki jest oddzielenie prawdy od nieprawdy w nadziei uzyskania wiedzy o tym, jak w istocie funkcjonuje wszechświat.Zastosowania prawdy w służbie nieprawdy my, uczeni, nie uważamy za działanie naukowe.Możemy obecnie przewidzieć ruchy słońc na niebie - lecz nawet używając naszych najlepszych komputerów nie jesteśmy w stanie przewidzieć woli bogów.I podejrzewam, że nigdy nie będziemy potrafili tego dokonać”.Jak ci się to podoba?Doskonałe! Zobaczymy, czy dobrze to uchwyciłem.”Głównym zadaniem nauki jest oddzielenie prawdy od nieprawdy w nadziei.w nadziei.” Co było dalej?Biney powtórzył słowo w słowo całą wypowiedź, jak gdyby długo przedtem nauczył się jej na pamięć.Później jednym, zdumiewająco długim haustem wychylił swoją szklaneczkę do dna.Wstał, uśmiechnął się po raz pierwszy tego wieczora i runął na stolik.Athor 77 z kamienną twarzą zaczął badać leżący przed nim na biurku plik wydruków, jakby były to mapy nigdy nie istniejących kontynentów.Był bardzo spokojny.Sam się dziwił, jak bardzo był spokojny.- To niezmiernie ciekawe, Bineyu - powiedział powoli.- Niezmiernie, bardzo ciekawe.- Oczywiście, panie profesorze, zawsze istnieje możliwość, że nie tylko ja popełniłem zasadniczy błąd w obliczeniach, ale Imot i Faron również.- Wszyscy trzej mielibyście przyjąć błędne założenia? Nie, trudno w to uwierzyć.- Chciałem tylko wskazać, że taka możliwość istnieje.- Proszę, daj mi chwilę pomyśleć - rzekł Athor.Był późny poranek.Przez wysokie okno gabinetu dyrektora obserwatorium wpadały oślepiające promienie Onosa.Dovim był ledwo widoczny; sprawiał wrażenie małej czerwonej kropki poruszającej się wysoko w kierunku północnym.Athor przesuwał palcem po papierach, przekładając je tam i z powrotem na swoim biurku.I jeszcze raz tam i z powrotem.„Jakie to dziwne, wszystko przyjąłem tak spokojnie - pomyślał.- Biney wygląda na poruszonego do głębi, podczas gdy ja właściwie nie zareagowałem prawie wcale.Może jestem w szoku” - przemknęło mu przez głowę.- Tutaj, panie profesorze, jest obliczenie orbity Kalgasza zgodnie z ogólnie przyjętymi w kalendarzu astronomicznym założeniami.A tu, na tym wydruku, jest orbita przewidziana przez nowy komputer.- Proszę, Bineyu.Powiedziałem ci, że muszę pomyśleć.Biney sztywno skinął głową.Athor uśmiechnął się, co nie było dla niego rzeczą łatwą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •